Robert Mazurek, RMF FM: Panie ministrze, na stole mam list pani premier do szefów państw, ale zanim porozmawiamy o tym liście, to proszę powiedzieć, kiedy odwoła pan ambasadora Polski w Niemczech? Witold Waszczykowski: - Jeśli dostanę wiarygodne informacje, poświadczone przez IPN, a najlepiej sąd lustracyjny, że dokonał jakiegoś czynu, który nie kwalifikuje go, by był w dalszym ciągu ambasadorem. Panie ministrze, jest teczka, jest nie tylko zobowiązanie do współpracy i pseudonim TW "Wolfgang", ale jest i donos. No i przede wszystkim jest jakaś potężna kompromitacja. No i co? - MSZ nie jest instytucją lustrującą. Musimy dostać sygnał od właściwej instytucji, która potwierdzi tę informację i wtedy będziemy reagować. W maju zeszłego roku Cezary Gmyz w "Do Rzeczy" opisał historię TW "Wolfganga". Wszyscy wszystko wiedzieli. I co? W lipcu Andrzej Przyłębski został ambasadorem Polski w Niemczech. - Jeszcze raz mogę tylko powiedzieć to, co powiedziałem na początku: nie jesteśmy instytucją lustrującą. Ale przecież wiedzieliście o tym. Nie czytacie gazet? - Mieliśmy informację, że jest sygnatura akt, natomiast dostępu do takich akt nie mieliśmy. To jeśli mieliście informację, że jest sygnatura akt i jeśli przeczytaliście o tym, że jest jakaś historia... - To wysyłamy dokumenty do instytucji sprawdzającej, jaką jest Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, aby dała nam poświadczenie i ABW taki certyfikat nam przekazała. Ambasador Przyłębski dostał dopuszczenie do tajemnicy państwowej i tyle. Panie ministrze, pan teraz chce zmienić ustawę o służbie zagranicznej, także po to, by dyplomatów, którzy mają problemy lustracyjne, można było szybciej zwalniać. Tu jest taka historia i co? - No, ale na razie nie ma tej ustawy. A pan poczuwa się do odpowiedzialności, że człowiek, który był tajnym współpracownikiem SB, na co wszystko wskazuje... - No to jeśli wszystko będzie wskazywało, to wtedy będziemy reagować. Na razie pan nie ma zamiaru odwołać ambasadora Przyłębskiego? - Na razie nie mam formalnych podstaw. Formalnych nie ma, ale wy zawsze mówiliście, że to jest niesłychanie ważne, żeby ambasadorowie, ważni urzędnicy byli poza podejrzeniami. - Rzeczywiście mówiliśmy i tak byśmy chcieli to zrobić dzisiaj... I nie zrobiliście. - Dzisiaj można powiedzieć, że wiele leży w rękach samego ambasadora. Tygodnik "wSieci" napisał, że złożył pan wniosek o odwołanie Konrada Szymańskiego z funkcji wiceministra. - To nieprawda. A ja wiem, że to prawda. - Nie, nieprawda. Pan złożył ten wniosek i go wycofał. - Nie, nie było takiego wniosku. Nie było ani wniosku, ani wycofania. Dobrze panie ministrze, w takim razie zostaniemy przy swoich zdaniach. Rozumiem, że pan musi tak mówić. - Nie, nie muszę tak mówić, ale jest to prawda. To porozmawiajmy teraz o tym, co dzisiaj przyniósł dzień, czyli o liście pani premier. Pani premier pisze do szefów rządów, że Donald Tusk wielokrotnie przekroczył swój europejski mandat, wspierał próbę obalenia rządu metodami pozaparlamentarnymi, w brutalny sposób złamał zasady neutralności politycznej, nie wykazał bezstronności i tak dalej. - I to prawda oczywiście. Mamy wiele zarzutów wobec Donalda Tuska. Tutaj te cytaty, które pan przed chwilą przedstawił dotyczą jego zachowania m.in. w grudniu ubiegłego roku, kiedy pojawił się w Polsce i kiedy przyłączył się ideowo do tej próby puczu, jaka miała w miejsce w grudniu. Wielokrotnie również w innych wydarzeniach zachowywał się stronniczo. Poza tym zarzucamy mu, iż w czasie jego kadencji miały miejsce dwa wielkie kryzysy europejskie. To jest Brexit, który zaczynał się i on nie reagował jako urzędnik wysokiego szczebla Unii Europejskiej. Powinien włączyć się w kampanię ratowania wizerunku Unii Europejskiej. Przepraszam, to tylko Polska się... - Po drugie za jego czasu miała też miejsce fala uchodźców, imigrantów. Ale umówmy się, że falę uchodźców spowodowały ruchy Niemiec, a nie Donald Tusk. - Mógł reagować, również nie przyłączając się do tej części elit niemieckich, które domagały się, aby ta fala emigrantów, głównie nielegalnych, która dotarła do Europy, a potem przekraczała granice, została rozparcelowana po całej Europie. My byliśmy temu przeciwni. Nawet państwa, w których ci imigranci są w tej chwili w największej liczbie: Hiszpania, Włochy, nawet oni nie chcą innego kandydata niż Donald Tusk. - A skąd pan wie? Bo nie zgłosili nikogo innego. - Nikogo nie zgłoszono po prostu poza naszym kandydatem, którym jest Jacek Saryusz-Wolski. Został zgłoszony notą dyplomatyczną w ubiegłą sobotę do prezydencji maltańskiej i jest jedynym zgłoszonym oficjalnie w tej chwili kandydatem. Ostatnich kilka dni przesiedziałem w Brukseli, uczestniczyłem w dwóch radach ministerialnych: radzie do spraw zagranicznych i radzie do spaw ogólnych i na żadnej z tych rad ministrowie spraw zagranicznych innych krajów UE nie zgłosili żadnego innego kandydata. To nie są normalne wybory, tylko przedłużenie kadencji. - Nie, nie, nie. To jest normalnie druga kadencja. To nie jest przedłużenie kadencji. To jest druga kadencja. W związku z tym na drugą kadencję my proponujemy innego kandydata i Donald Tusk nie jest nigdzie zaproponowany jako oficjalny kandydat. Panie ministrze, pan doskonale wie, tak jak my wszyscy, że Jacek Saryusz-Wolski przy wszystkich swoich zaletach nie ma żadnych szans, by zostać przewodniczącym Rady Europejskiej. - To pan to wie. To pan to wie. Ja tego nie wiem. Ja uważam, że ma szanse. Nie chciałbym wierzyć, że polski minister spraw zagranicznych wie mniej niż... - ...ja uważam, że ma szanse. Również ten list, który teraz jest wysyłany do przywódców państw pokazuje... ...Angela Merkel przeczyta list i pomyśli: kurczę, rzeczywiście mają rację, poprzemy Saryusz-Wolskiego. - Dzisiaj będziemy rozmawiać na ten temat z ministrem spraw zagranicznych Niemiec. Tak, wiem, przyjeżdża po południu. - A obie panie, pani premier Szydło i pani Angela Merkel jutro rano będą rozmawiały w Brukseli również na ten temat i będziemy próbowali przekonać panią Merkel. Panie ministrze, to niech pan powie wprost: celem numer jeden polskiej dyplomacji i polskiego rządu jest utrącenie kandydatury Donalda Tuska. Spełniamy w ten sposób polecenie rady politycznej PiS. - Celem numer jeden jest doprowadzenie do tego, aby Polak w dalszym ciągu był na tym stanowisku i mamy tego kandydata, polskiego kandydata. My nie proponujemy tu żadnego przewrotu kopernikańskiego. Zaplanowaliśmy kandydata po pierwsze polskiego, po drugie wywodzącego się z tego samego środowiska politycznego w kraju, z jakiego wywodził się Donald Tusk i również wywodził się z tego samego środowiska politycznego za granicą, czyli z partii chadeckiej. Ale gdybyście chcieli naprawdę zamienić Tuska na innego polskiego kandydata, zgłosilibyście kogoś, kto ma podobne znaczenie, podobny ciężar gatunkowy. Choćby z tego powodu, że pełnił odpowiednią funkcję. Na przykład zgłosilibyście Beatę Szydło. - Nie ma takiego powodu. Nigdzie nie jest zapisane w dokumentach UE, że przewodniczącym Rady Europejskiej ma być premier czy prezydent. Ja rozumiem, że Jarosław Kaczyński osobiście i PiS jako partia nie znoszą Donalda Tuska, ale naprawdę, czy polski interes zależy od tego, że jedna partia nie lubi drugiej partii? - Nie, polski interes nie był realizowany przez Donalda Tuska. I na tym polega problem. Nie jest prawdą, że urzędnicy narodowi idący do biurokracji unijnej, stają się nagle kosmopolitami i nie realizują interesu narodowego własnych państw. Proszę zobaczyć urzędników wysokiego szczebla w tych instytucjach. Jak oni ciągną przede wszystkim ludzi z własnych krajów na stanowiska do tych instytucji. Jak zabiegają, również o to, żeby były realizowane własnych państw członkowskich. Unia Europejska - podkreślam wielokrotnie - nie jest klubem altruistów. Jest to instytucja wymyślona po to, żeby służyła interesom państw narodowych. Jeśli dzisiaj państwo narodowe, członkowskie, Polska, ma swój interes, żeby w tej instytucji był przedstawicielem Polak, taki Polak, którego proponujemy teraz, to instytucja powinna reagować... Ale nie mamy szansy na to, żeby tego Polaka przeforsować. - ...na interes państwa narodowego, państwa członkowskiego. Czy naprawdę pan nie widzi, że my się w ten sposób wystawiamy na śmieszność? Bo głupio jest po prostu przegrać w ten sposób. - Nie widzę żadnej śmieszności w tym, że państwo członkowskie próbuje realizować swój interes, bezpieczeństwo, interes narodowy. Jeżeli wiemy dobrze, że to jest nasz interes, to powinniśmy to wiedzieć pół roku temu i powinniśmy przez pół roku prowadzić taką kampanii, a nie przez tydzień. - Poprzedni kandydat, który był na tym stanowisku, nie realizował tego interesu. Myśmy sygnalizowali tę kwestię już od grudnia. Już od grudnia pojawiało się w różnych sytuacjach nazwisko Jacka Saryusz-Wolskiego. Rozmawiał Robert Mazurek