- Byliśmy razem 40 lat. Dzieci o mnie dbają, nie jestem sama, ale każda miłość jest inna. Tej więzi z mężem nic już nie wypełni - dodaje. Konrad Piasecki: Czy ma pani w sobie taką - może naiwną - wiarę, że w tę rocznicę katastrofy da się wskrzesić tę atmosferę żałobnej wspólnoty sprzed dwóch lat? - Nie zależy mi na tym, żeby wskrzeszać tę atmosferę. Po prostu tęsknię do męża i go nie ma. Codziennie jest mi smutno i codziennie go nie ma, i w tę rocznicę po prostu się pomodlę, pójdę do kościoła. Ja nie widzę różnicy - mnie jest zawsze smutno, jak go nie ma. Pani mąż był przez wiele lat człowiekiem, który krążył pomiędzy Warszawą a Krakowem. Próbuje sobie pani czasami powiedzieć, że on tylko wyjechał? - Ponieważ on właśnie wiele lat był w Warszawie i przyjeżdżał w piątek, to ja się łapię na tym, że ja na niego czekam cały czas. I tak czekam i go nie ma, i czekam, i jestem właśnie w stanie takiego czekania na niego i wydaje mi się, że musi wrócić. I nieraz sobie tak uświadomię, że jednak nie wróci. W ten czas to jest taka męka, nie tylko tęsknota, tylko męka. I po prostu nie mogę się z tym pogodzić. Pani najbardziej brakuje jego pogody ducha czy tych telefonicznych rozmów przed zaśnięciem? - Nie, przede wszystkim jego. W sumie na każde święta i na każdy weekend był, a ponieważ ja mam też dużo pracy, więc ja w tygodniu nawet nie zauważałam, że go nie ma. Mnie się wydawało, że zawsze jesteśmy razem, a oczywiście przez telefon żeśmy sobie wszystko codziennie mówili, więc ja nie odczuwałam, że go nie ma i nagle go właśnie nie ma. Wakacje, wszystkie święta, wszystko razem zawsze. 40 lat byliśmy razem. Tak, że byliśmy bardzo blisko i brakuje mi go. To jest zupełnie inna sytuacja. Dzieci bardzo dbają o mnie, ale nie zastąpi męża-przyjaciela dziecko, bo jest inna miłość z dziećmi, inna jest z mężem i takiej miłości, więzi jak małżeńska niczym nie da się zastąpić. Tym bardziej, że żyliśmy bardzo w zgodzie i myślę, że zawsze się kochaliśmy, więc nie było żadnych wahań i to chyba powoduje, że tak mi ciężko bez niego. Gdyby żył, byłby nadal posłem, politykiem, bo ja kiedy rozmawiałem z nim po raz ostatni miałem takie wrażenie, że on trochę się zastanawia, czy nie odpocząć sobie od tej polityki. - Zastanawiał się i myśleliśmy o tym, że być może już do następnych wyborów nie będzie startował i że może zostanie w domu jednak, że odpoczniemy, ale do końca nie było to jeszcze postanowione. Nie wiadomo, jakby się ułożyło, bo być może, że było mu żal, bo on po prostu był człowiekiem takim energicznym bardzo i on miał dużo w sobie energii, chęci pracy. Może jakby był w domu to by się nudził. Nie wiem. Lubił dom i bardzo dobrze. Tylko wiemy wszyscy, że dobrze się odpoczywa jak się trochę popracuje. Jak się tylko odpoczywa, to ciąży. To zaczyna być nudne. Nie było to postanowione, ale rozważał taką sytuację. A myśli pani o tym, że on miał tam nie jechać? - On wtedy się źle czuł, bo był po chorobie półpaśca. Ledwie mu się skończył, był osłabiony i nie miał sił. Ja nie myślę o tym, że on mógł nie lecieć, że dostał w ostatniej chwili zaproszenie. Nie myślę o tym. On był obowiązkowym człowiekiem, jeżeli uważał, że trzeba złożyć hołd ofiarom Katynia i jest możliwość to na pewno poleci, choćby ostatkiem sił. On nie dałby się od tego odwieść. Ja nie chciałam, żeby leciał ze względu na to, że jest po tej chorobie i nie ma sił. Bo przez cały tydzień ta komisja i on potrzebował sobie pospać, odpocząć. Nawet nie odwodziłam go, bo on był taki obowiązkowy. Natomiast jedną rzecz sobie myślę, bo on mi mówił tam mi przyślij paszport i ja ten paszport wysłałam. A jakbym go nie wysłała, tylko powiedziała, że nie mogę znaleźć to może by wtedy nie poleciał. Tylko nie wiem, czy by sobie w ostatniej chwili nie wyrobił. Tuż po katastrofie pani mówiła, gdy za kilka dni telefony zamilkną, skończy się załatwianie, zapadnie cisza, która może być zbyt straszna. Jest straszna? - Jest straszna. Zawsze właściwie myślę o nim. Robię, pracuję, dużo pracuję, to mi bardzo pomaga, ale właściwie to nie ma chwili, kiedy nie myślę o nim. W myślach jestem z nim ciągle. Nie umiem tak zaistnieć jakoś bez niego. Chociaż w tle tej ciszy słyszę pani wnuki. - Dzieci są kochane, bardzo dbają o mnie, ciągle są. Właściwie to powiem, że nie spędziłam ani jednej soboty, czy niedzieli samotnie. Zawsze z nimi wszystkimi, także bardzo dbają o mnie. Tylko każda miłość jest inna, inna więź. Więź z dziećmi jest inna a więź z mężem jest inna. Tej więzi z mężem, chociażby się najbardziej starały, nie potrafią wypełnić. Na pewno mi pomaga to, że są. Osoby, które zostały samotne, bo tak też jest, to myślę, że mają dużo gorzej, chociaż mnie jest bardzo trudno. Druga rocznica katastrofy smoleńskiej - podyskutuj na Forum