Konrad Piasecki, RMF FM: Podoba się panu para Jaruzelski - Kwaśniewski, reprezentująca III Rzeczpospolitą podczas uroczystości w Moskwie? Andrzej Grajewski: Myślę, że to jest obraz tego, jak nasz kraj chcą widzieć nasi wschodni sąsiedzi. To wygląda trochę tak, jakby Rosjanie dyktowali nam, kto ma nasz kraj reprezentować w Moskwie. To tak nie wygląda. To tak jest. Może się na to nie godzić? Zobaczymy, jaką decyzję podejmie gen. Jaruzelski, bo decyzję prezydenta Kwaśniewskiego już znamy. Ale gen. Jaruzelski zapewne pojedzie, skoro został zaproszony i zaproszenia nie odrzucił. Myślę, że ma jakiś tytuł, jako kombatant drugiej wojny światowej oraz człowiek, który zrobił wiele, by Polska pozostała w orbicie sowieckiego imperium. Jest kombatantem, ale jednocześnie jest politykiem, który wprowadzał w Polsce stan wojenny. Tak się składa, że nie wybrano tutaj neutralnego kombatanta, a człowieka, który ma pewną biografię polityczną. W tym sensie nie należy postrzegać tego gestu wyłącznie jako hołdu, oddanego polskim towarzyszom broni, ale jako wyraz aprobaty dla pewnej koncepcji politycznej - bycia wiernym sojusznikiem Moskwy. Jak się, pana zdaniem, powinna zachować Polska po zaproszeniu gen. Jaruzelskiego? Myślę, że to jednak stwarza dodatkowy kontekst dla obecności prezydenta Kwaśniewskiego, który ma inny tytuł do obecności w Moskwie. Ja sądzę, że to są fakty, które powinny skłonić elity polityczne do powtórnego zastanowienia się nad celowością tej wizyty. Czyli prezydent Kwaśniewski w tej sytuacji do Moskwy jechać nie powinien? Ja do końca nie znam statusu zaproszenia dla gen. Jaruzelskiego - czy on tam jedzie jako członek delegacji, czy jako osoba prywatna. Jeżeli jako członek delegacji, towarzyszący Kwaśniewskiemu, to zdecydowanie prezydent nie powinien jechać. Jeżeli jako osoba prywatna - to jest to zaproszenie innej rangi. Pan jest naukowcem, który zajmuje się działaniami komunistycznych służb specjalnych. Ostatnio pojawiły się doniesienia o odnalezieniu w archiwach Stasi dokumentów świadczących, że to KGB było inspiratorem zamachu na papieża. Wierzyć tym doniesieniom? Dokładniej rzecz ujmując, te dokumenty świadczą wyłącznie o tym, że służby NRD-owskie miały brać udział w zacieraniu śladów tego zamachu. Z tego, co ja wiem, tam nie ma stwierdzenia wprost, że zamach został zlecony przez KGB. Ale jeśli ktoś zaciera ślady, to ma w tym jakiś interes. Niewątpliwie. Służby specjalne wszystkich krajów ówczesnego Układu Warszawskiego brały udział w kampanii dezinformacji po zamachu na papieża i to na różnych poziomach. Takie dokumenty są również w archiwach służb czechosłowackich, węgierskich. W takim razie czemu ta dezinformacja miała służyć? Oczywiście mogła służyć zacieraniu prawdziwych śladów. To, że inspiratorem były sowieckie służby specjalne, a personalnie - Jurij Andropow, który stał na czele KGB, raczej nie ulega wątpliwości. Uważa pan, że to była ścieżka poleceń: Jurij Andropow - KGB - bułgarskie służby specjalne - zamachowiec Ali Agca? Analizując różnego rodzaju operacje radzieckich służb specjalnych, bardzo często mamy do czynienia z sytuacją, że od zleceniodawcy do wykonawcy prowadził bardzo długi łańcuszek pośredników. Przypomnę sposób, w jaki zabijano Trockiego: rozkaz wydał Stalin, a zabił go hiszpański anarchista w Meksyku. Ale ten bułgarski ślad zamachu na papieża wielokrotnie prześwietlano. Bułgarzy zasiedli nawet na ławie oskarżonych razem z Ali Agcą. To były jednak strzały w ciemno - nic się nie wyjaśniło. Antonow i inni jego bułgarscy towarzysze zostali zwolnieni z więzienia nie dlatego, że nie brali czynnego udziału w zamachu, ale dlatego, że nie zebrano wystarczających dowodów ich winy. Czymś innym jest mieć wiedzę na ten temat i w procesie sądowym ją udowodnić. Służby specjalne miały dziesiątki możliwości, żeby pozacierać ślady. Oczywiście nie poznamy dokumentu, w którym Jurij Andropow podpisał dyrektywę "zabić papieża". Takiego dokumentu być może nigdy nie było, a jeżeli jest, to tak ukryty, że znajdą go być może następne pokolenia. Ja sądzę, że go nie ma. Dziękuję za rozmowę.