Posłuchaj: Konrad Piasecki: Czy przyjaźń z Edwardem Mazurem jest dla polskiego ambasadora "pocałunkiem śmierci"? Paweł Kowal: Mamy takie zasady, że nie komentujemy spraw personalnych w MSZ, dopóki nie są wyjaśnione. To nie jest prośba o komentarz personalny, to jest pytanie o wrażliwość. Ktoś, kto wśród znajomych ma Edwarda Mazura i się do tego przyznaje, może być polskim reprezentantem za granicą czy nie? Myślę, że w takich sytuacjach trzeba bardzo dokładnie zbadać, czego dotyczyła przyjaźń. Mogę powiedzieć tak: mam biuro poselskie i do tego biura przychodzą różni ludzie. Jak zostawałem posłem, jeden z zasłużonych polskich posłów powiedział mi, żebym wiedział, że jestem dla wszystkich, również dla tych, którzy coś zawinili. To jest jedna strona medalu. Druga - czego dotyczyła ta przyjaźń i to wymaga wyjaśnienia. Dajmy temu tutaj spokój, bo ja niczego więcej nie potrafię powiedzieć. Sama znajomość z kimś, czasami nie wiemy o kimś - to trzeba wyjaśnić. Mamy różnych znajomych w swoim kręgu. Sama znajomość kompromitująca nie jest? To zależy od tego, czego dotyczy ta znajomość. Sama znajomość, że komuś podaliśmy rękę, że kogoś spotkaliśmy, szczególnie, że nie mieliśmy świadomości, z kim się spotykaliśmy - co do zasady nie jest. A jak to jest, że ambasador Skolimowski nagle znalazł się na urlopie? To była jego prośba, MSZ czy Kancelarii Prezydenta? Nie wiem. Nie byłem jeszcze dziś w MSZ. A telefon? Starałem się w niedzielę nie zakłócać nikomu czasu. Bywa tak, że prezydenta wita charge d'affairs. Tam pewnie, jak rozumiem, minister Cieplak witał. A kto zdecyduje o przyszłości ambasadora Skolimowskiego? To w konstytucji jest zapisane: ambasadorów powołuje i odwołuje prezydent. Jeśli potwierdzą się doniesienia o znajomości ambasadora z Mazurem, to wydaje się bardzo prawdopodobne, że uniemożliwi mu to dalsze sprawowanie funkcji. Podpisałby się pan pod tym zdaniem? Trzeba sprawę zbadać, wiedzieć o niej więcej, zweryfikować fakty - wtedy decyzję podejmą osoby uprawnione do tego. To powiedział szef Kancelarii Prezydenta. Czy on jest osobą uprawniona w tej sprawie? Uprawniony jest prezydent - już mówiłem. Czyli zdanie szefa kancelarii jest zdaniem ważkim w tej sprawie? To pan powiedział i myślę, że trzeba się z tym zgodzić. A pan uważa, że ambasador Skolimowski jest dobrym ambasadorem? Dobrze oceniam go, szczególnie jeśli chodzi o kwestie Możejek. Słyszałem też bardzo dobre oceny, jeśli chodzi o Polaków na Litwie. Czyli gdyby nie ta sprawa Mazura, to pozostałby na stanowisku? Nie wiem. O sprawie Mazura nic nie wiem. O tym, jak długo ktoś jest ambasadorem, nie decyduje minister spraw zagranicznych, a szczególnie wiceminister. Minister w pewnych przypadkach tak. A o tym, co pisze na swych stronach "Die Welt", pan słyszał i czytał to? Nie, ale czytałem omówienia w polskiej prasie. "Die Welt" pisze, że Polacy polubią Niemców, jeśli ci nie będą zamykać samochodów i zakażą opowiadania kawałów o kartoflach. Po tym sformułowaniu polski ambasador zgłosił oficjalny protest. Czy my się nie za bardzo napinamy? Nie. Ja proponowałbym ćwiczenie w tej sprawie, bo kolejny raz wracają niemieckie satyry. Niech ktoś zrobi spis wszystkich satyr, złośliwych artykułów, paszkwili na temat Polski w niemieckiej prasie i dla dobra stosunków polsko-niemieckich niech ktoś na to rzuci okiem. A potem zobaczmy, czy tego nie jest za dużo. Rzeczywiście pan uważa, że oficjalne protesty są w takiej sprawie uzasadnione? Czy my nie za bardzo próbujemy wyrobić sobie w Europie opinię ponuraków, którzy na dowcipy reagują wyłącznie nerwowo. Ambasador Marek Prawda to jest ambasador z bardzo dużym doświadczeniem i to jest jeden z naszych najlepszych dyplomatów. Myślę, że on bardzo dobrze dobiera środki do sytuacji. Widocznie uznał, że tak trzeba zareagować. Ja się cieszę, że on jest w tej sprawie zdecydowany. Polska zawsze będzie tak reagować w przypadku dowcipów w mediach? Nie wiem, bo takie reakcje trzeba dostosować do sytuacji; czasem trzeba przemilczeć, czasem zareagować. Dzisiaj jest taka sytuacja, że raczej trzeba reagować. Zareagować, mówiąc, że publikacje są podobne do publikacji "Der Stürmer", pisma nazistowskiego? Czasem trzeba zareagować zdecydowanie. Aby swobodnie rozmawiać trzeba by zobaczyć ile tego jest w niemieckiej prasie. I odwrotnie. Co działoby się, gdyby w polskiej prasie opublikować tego typu teksty? Pamiętam okładkę jednego z tygodników, gdzie Erica Steinbach okrakiem siedziała na kanclerze Schroederze. Pamiętam protesty intelektualistów. A słyszał pan o protestach intelektualistów niemieckich chociażby związanych z Polską? Ale wtedy nie słyszałem o proteście ambasadora Niemiec. Protestowali intelektualiści. Może czasem wystarczy, jak protestują intelektualiści? Dlaczego nikt w Niemczech nie protestuje? Powinien protestować? A pan uważa, że nie? Uważam, że akurat mówienie, że zakazanie opowiadania dowcipów o kartoflach zbliży Polskę do Niemiec, nie jest jakimś straszliwym grzechem. Uważam, że szydzenie z prezydenta zaprzyjaźnionego kraju jest dużym problemem. Ale mówimy o kartoflach. Ale przecież zdarzały się artykuły, w których szydzono z prezydenta. I ostatnie pytanie: pan poczuł satysfakcję, usłyszawszy wyrok na Saddama Husajna? To dla mnie trudne pytanie. Pewnie są sytuacje, gdy trzeba stosować karę śmierci - w szczególności w przypadku ludobójstwa, choć to jest zawsze problem sumienia.