Co pani czuła czytając scenariusz "Zostaję!"? Czytałam go z wielką przyjemnością. Florence Quentin napisała świetną historię, o dobrej strukturze, znakomicie odpowiadającą duchowi naszej epoki. Jak we wszystkich dobrych historiach małżeńskich, każdy może się w niej jakoś odnaleźć. Pani bohaterka jest inna od postaci, które pani gra zazwyczaj - jest jakby trochę dojrzalsza... Marie-Do jest kobietą, która ma swoje przyzwyczajenia i obarczona jest pewnymi obowiązkami. To dobra matka, pani domu, dobra żona. Kryzys w 15. roku małżeństwa rzuci na to wszystko nowe światło. Kiedy ludzie zbyt do siebie przywykną, nie zwracają już na siebie uwagi. Jestem przekonana, że Marie-Do, pomimo całej dobrej woli i miłości, jaką darzy męża, przez cały film posługuje się nim i chce go przyprzeć do muru. Jeśli Bertrand zwycięsko wyjdzie z prób, bohaterka zatrzyma go, jeśli nie, ma się wynieść, a ona ułoży sobie życie na nowo. Kobiety mają w sobie siłę. Gotowe są rozpocząć nowe życie w wieku 35 lat i rozkwitnąć. Mężczyzna też może to zrobić, zostanie jednak mocniej wytrącony z równowagi. Jak pani przygotowywała się do roli? Postać Marie-Do została dobrze napisała. Wystarczyło oddać to, co było w scenariuszu. Bohaterka jest w stanie zatroszczyć się o ludzi, którzy ją otaczają, o dom, dziecko, czuwać nad mężem. Miłość to kwestia uwagi. Z reguły kobiety są bardzo czułe na dowody miłości. Jeśli chodzi o mężczyzn, to wyobrażają sobie, że są rozumiani. Wysyłają więc bardzo mało sygnałów, podczas gdy kobiety ich potrzebują. Więcej >>>