Konrad Piasecki: Myślistwo - tak czy nie? Bartłomiej Sienkiewicz: Kiedyś tak. Parał się pan, naprawdę? - Tak. Ale w ramach nagonki czy w ramach strzelania? - Nie, chodziłem kiedyś ze swoim wujem, który mi trochę ojca zastępował, na polowania i bardzo mi się to podobało do czasu, kiedy nie zacząłem się wspinać, bo jednak strach o siebie jest znacznie bardziej emocjonujący niż zabijanie zwierzątek, z którego się uleczyłem. A z prezydentem pan kiedyś polował? - Nie, ja przestałem w latach 80. Trwa polowanie na opozycję, szefem łowczych jest Sienkiewicz - tak mówi Prawo i Sprawiedliwość. - No tak, to są normalne komunikaty, do których nas Prawo i Sprawiedliwość przyzwyczaiło przez lata. Oni mają jakiś problem, chcą być cały czas w latach 80. i być prześladowani i mieć aureolę męczeństwa i kombatanctwa. Na tego rodzaju instynkty nie ma rady. Tusk wynajął Sienkiewicza do rozprawy z opozycją - też tak mówią. Czy pan będzie pozywał za takie stwierdzenia? - Nie, ponieważ polityka nie polega na obkładaniu się pozwami sądowymi. Ale traktuje pan to jako element takiego normalnego, politycznego sporu, a nie coś, co jest zniewagą osobistą. - To jest normalny koszt, który był skalkulowany, zanim objąłem tę posadę. Niestety, to jest rodzaj stałego elementu histerycznego polskiej polityki i w wykonaniu polskiej prawicy i też nie mam powodu, żeby specjalnie na to zwracać uwagę. Czyli Adam Hofman może się skarżyć, poseł Kaczmarek może mówić o polowaniu, a pan - jak skała tarpejska. - Ja robię swoje. Skała tarpejska to trochę ryzykowne porównanie, bo jeśli dobrze pamiętam, to zrzucano z niej niemowlęta. Oświadczam dla pana redaktora i polskiej prawicy, że nie zrzucam niemowląt ze skał. A to, że sprawa Adama Hofmana pojawiła się równolegle z problemami Nowaka nie dziwi pana? Bo przyzna pan, że to była wyjątkowo zgrabna dla Platformy Obywatelskiej koincydencja. - Wie pan, koincydencje, zgrabność i cały ten entourage tych wszystkich wydarzeń - odpowiedź jest bardzo prosta. Prawo i Sprawiedliwość i Platforma Obywatelska zgodnie głosowały za powołaniem Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Otóż to narzędzie jest tak skonfigurowane, że politycy nie wiedzą, co się dzieje wewnątrz i tylko dlatego może być skuteczne. To jest pociąg, który jedzie po swoich torach i nie przecina się z innymi torami. I na tym polega jego siła. I dam panu przykład. Parę dni temu CBA weszło do ministerstwa spraw wewnętrznych, chcąc zająć jakieś materiały dotyczące tej afery sprzed paru lat, informatycznej.Bardzo pana tam przyciskali? - To było w czasie, w którym się rozgrywała sprawa tego posła. Co ja mam powiedzieć? Że Wojtunik wszedł... Ale weszli i co zajęli? Poprosili o jakieś tam materiały. W ramach czynności robionych przez prokuraturę. Świetnie to brzmi: CBA weszło do MSW. - Wie pan, taka rutynowa czynność zlecona przez prokuraturę, dotycząca dokumentacji sprzed paru lat. I co ja miałem powiedzieć? Że ja przykrywam w ten sposób sprawę Hofmana? No, litości. Właśnie tak jest skonstruowany ten mechanizm. On działa niezależnie od polityków i niezależnie od atmosfery. Bo prawdę mówiąc, nigdy nie ma dobrego momentu, żeby coś skontrolować, żeby postawić zarzuty, zawsze się znajduje jakiś inny kontekst, który mówi: ach, nie teraz. A pan też ma przekonanie o potędze tej afery informatycznej? - Wie pan co, ja mam przekonanie o tym, że to jest jedna z najpoważniejszych spraw, które zostały ujawnione. Ale to, co jest dla mnie najistotniejsze w tej sprawie to jest to, że tu wyszło takie olbrzymie znaczenie CBA, które umyka opinii publicznej. Ono nie polega na tym, że się łapie winnych i potem prokuratura się potem nimi zajmuje, czy sądy. On polega na tym, że wskazuje się pewnego rodzaju nieprawidłowości systemowe w państwie, dzięki czemu można odwrócić logikę wydarzeń. I to, co się stało w wyniku afery informatycznej od paru lat w MSW, to jest to, że tak naprawdę pierwszy raz od lat 90., od niepodległej Polski mamy zupełnie inaczej skonfigurowany sposób myślenia o informatyce w Polsce. I jestem przekonany, że to, co się działo w MSW w latach 90., działo się wszędzie. Rak korupcji informatycznej toczył wszelkie instytucje publiczne? - Tylko proszę pamiętać o jednej rzeczy: my mówimy o korupcji i zwykle mówimy o tej korupcji w ten sposób, że jest urzędnik skorumpowany. Po drugiej stronie jest dodatkowy partner. To są koncerny, to jest biznes. No one korumpują - urzędnicy dają się korumpować. - Więc ta zmiana musi wziąć pod uwagę jedno i drugie. Ale powiedziałby pan: największa afera III RP? - Największa - na pewno tak - dotycząca administracji państwowej, natomiast uważam, że ona jest przede wszystkim wielką szansą systemową i tak z niej skorzystamy. A kto ponosi za nią polityczną odpowiedzialność? Jest ktoś winny braku nadzoru? - A może byśmy najpierw znaleźli się w sytuacji, kiedy już mamy wyrok sądowy? Wtedy będzie można mówić o politycznej odpowiedzialności. Nie. Wyrok sądowy dotyczy odpowiedzialności karnej, a jest jeszcze coś takiego jak odpowiedzialność polityczna. - Najpierw musi być stwierdzone przestępstwo. Na razie mamy postawione zarzuty - to jeszcze nie jest przestępstwo. Taki elementarz prawny. Odpowiedzialność polityczną często wyciąga się, jeszcze zanim ktoś zostanie skazany, co widzimy choćby po sprawie Nowaka. - Pan premier podjął taką decyzję i ta decyzja - rozumiem - mogła wziąć pod uwagę różne okoliczności, nie tylko i wyłącznie osobistą odpowiedzialność. Kto zapłaci za zniszczenia 11 listopada? - Nie mam pojęcia. Przestał się pan tym interesować? - To się toczy, zdaje się, gdzieś między miastem, MSZ-etem... Policję pan ostatecznie rozliczył za tę sprawę? - Wie pan co, są dwie kultury organizacyjne - jedna wschodnia, druga zachodnia. Ta wschodnia pyta: "Kto winowat?" i natychmiast ścina głowy, a zachodnia zastanawia się, jak poprawić procedury. Ja jestem z tej drugiej. No, ale zachodnia nie abstrahuje od pytania: "Kto winowat?" - Ja nie zaczynam od ścinania głów, tylko od poprawy procedur. I proszę mi wierzyć, wydaje mi się to bardziej efektywne dla państwa. A ściął pan jakąś głowę za to? - Żadnej. I nie zamierza pan. - I nie zamierzam. Bo uważa pan, że było całkiem dobrze. - Uważam, że te incydenty nie miały wpływu na całość. Policjant, który śmiertelnie potrącił 19-latkę i uciekł z miejsca tej tragedii, został już wyrzucony z policji? - W tej sprawie muszę powiedzieć: jestem pełen podziwu dla policjantów, którzy w parę dni, w takim specjalnym zespole, dwadzieścia cztery godziny na dobę, nie śpiąc szukali winnego. I mając szczątkowe informacje z monitoringu, udało się odnaleźć podejrzewanego o ten czyn niezwykle ciężką pracą, taką kryminalno-dochodzeniową. Ja powiem szczerze, że w tej sprawie jestem dumny z tych policjantów, którzy ustalili sprawcę niezależnie od tego, czy to był ich kolega, czy to był ktokolwiek inny i dla mnie to się liczy. Szukającym i śledczym gratulujemy. A co z nim? - No to oczywiste. Już po wszystkim? - Już po wszystkim. A co z tymi paralizatorami na uczelni w Poznaniu? Rzeczywiście jest problem z używaniem ich przez funkcjonariuszy cywilnych? - Wie pan co, z tego co słyszałem, te paralizatory nie były w rękach policjantów, w związku z tym ja nie poczuwam się odpowiedzialny. A w czyich? - Nie wiem. Jakiejś ochrony czy czegoś takiego. Czyli nie policjanci? - Może się mylę, ale policjanci nie mieli paralizatorów. Panie Ministrze, a dlaczego pan nie wstąpił jeszcze do Platformy? - Dobre pytanie. Najprostszą odpowiedzią byłoby to, że nie miałem czasu. No nie, wypełnienie deklaracji członkowskiej to nie jest wielki problem. - No nie. Wydaje mi się, że siłą Platformy jest także to, że w tym obozie Platformy, w tym ruchu Platformy są zarówno politycy zawodowi jak i nie politycy. Ja jestem w tej drugiej kategorii, co wcale nie znaczy, że nie jestem emocjonalnie związany z tą formacją. Ale myśli pan o wypełnieniu tejże deklaracji? - Nie myślę, bo... ... Bo nie ma pan czasu. A przy okazji świąt można by znaleźć chwilę. - Tak, może tak. Rozumiem sugestię - bardzo chce pan mieć partyjnego ministra przed sobą. Nie, zastanawiam się, bo pan jest zaangażowany w życie Platformy. - Jestem. Byłoby naturalną drogą, koleją losu, żeby do niej wstąpić. - Być może taka kolej nastąpi. Konrad Piasecki