Konrad Piasecki: Pogodzi się pan z czystką wśród własnych zastępców? Andrzej Seremet: - To nie jest kwestia pogodzenia. Rozumiem, że zmierza pan do uzyskania ode mnie komentarza na temat wczorajszej publikacji medialnej odnoszącej się do propozycji wskazujących na potrzebę niejako weryfikacji moich zastępców. Zastanawiam się, czy pan to traktuje jako wypowiedzenie wojny. - Ja nie używam takich słów i takich sformułowań. Z nikim wojny nie toczę, z natury jestem pacyfistą. Ale nie ukrywam, że jestem zaskoczony tymi propozycjami, bo tak naprawdę zmierzają one do rzeczywistej weryfikacji moich zastępców. Jak sądzę bez dostatecznych powodów a też gdyby zrealizował się ten scenariusz do destabilizacji pracy prokuratury. Uważa pan to za ubezwłasnowolnienie i związanie rąk prokuratorowi generalnemu? - Z całą pewnością nie jest to ten kierunek, który był początkowo przyjmowany i o którym wiedziałem, gdy idzie o nowelę. Bo przypomnimy, że prace nad nowelą ustawy o prokuraturze zapoczątkowane zostały przez wydarzenia ze stycznia ubiegłego roku, kiedy chodziło o jednego z moich zastępców. I początkowo rozwój prac zmierzał w tym kierunku, żeby wzmocnić rolę prokuratora w doborze zastępców. Ten kierunek jest zupełnie przeciwny. Ktoś go panu oficjalnie przedstawił? Bo pan mówi o doniesieniach medialnych. Pan oficjalnie nic o tym nie wie? - Ja nie mam oficjalnie żadnego stanowiska w tym zakresie. Wiem tyle, ile uzyskałem z mediów. A gdyby się tak zdarzyło, gdyby rzeczywiście taką nowelę przeprowadzono. Pozostanie pan prokuratorem generalnym, czy powie pan, albo odchodzimy wszyscy, albo wszyscy zostaniemy? - To zależy od tego w jaki sposób moje propozycje zostałyby przyjęte przez prezydenta, bo on tu jest tym organem, który wskazuje się jako organ decydujący. Wolałbym jednak, żeby ta sytuacja nie weszła w życie, żeby to rozwiązanie zostało uchylone. Ale nie wyklucza pan takich radykalnych kroków? - Wolałbym o tym teraz nie mówić. Mamy sytuacje taką jaką mamy, mamy dopiero proces tworzenia się tego prawa i wiele jeszcze przed nami. Zatem zostawmy te scenariusze na później. Ale pomysł uważa pan za fatalny, jak rozumiem? - Uważam, że ten pomysł nie jest dobry, jest nieuzasadniony żadnymi względami racjonalnymi. W ogóle coś pana rządzący nie rozpieszczają? - Ja nie jestem od tego, żeby być dopieszczany. Jestem od tego, żeby pełnić swoją funkcję. Staram się robić to robić jak najlepiej. Bronić niezależności prokuratury, oczywiście w takich granicach jakie są rozsądne. A nie ma pan wrażenia, że politycy robią wszystko żeby pana otoczyć takim ciasnym kręgiem? Lepiej kontrolować? - Mam wrażenie, że nie ułatwiają pracy. A jakoś pan sobie z tym radzi, czy... - ...muszę ...czy jest coraz bliżej decyzji ostatecznej? - Nie jestem i nie mogę być osobą, która ulega nastrojom, czy emocjom. Mam spokojnie wykonywać swoją pracę dopóki to jest możliwe. Jeśli taki przepis wejdzie w życie, to pan powie "trudno"? - Panie redaktorze, zostawmy te sytuację, czy te rozważania na moment, kiedy nowela wejdzie w życie, wtedy deklaruje, że przyjdę do pana do studia i powiem jak się zachowam. Panie prokuratorze, czy wiecie już jak zginął chłopiec z Będzina? - Wiemy wiele, przede wszystkim niezwykle istotnym dowodem w tej sprawie jest opinia biegłych, która wskazuje na to, że przyczyną śmierci chłopca, był rozległy uraz brzucha. Uraz tak zwany czynny a nie bierny. On też może pochodzić od zadania mu uderzenia, ciosu, czy innego działania osoby, a nie na skutek np. przewrócenia się na wystający przedmiot. - I jednocześnie lekarze opisali objawy takiego urazu, przeżyciowe, wtedy, kiedy jeszcze dziecko żyje. Te objawy musiały wskazywać na to, że jeszcze dziecko żyje i te objawy musiały wskazywać na to, że coś się z dzieckiem dzieje. I tego rodzaju dowód stanowił jeden z tych kluczowych dowodów, które umożliwiły postawienie zarzutu obojgu osobom podejrzanym. Nie chciałbym mówić o tym jak wyglądały ich wyjaśnienia z tego względu o których mówił prokurator. Mówiąc wprost, ten chłopiec długo cierpiał przed śmiercią? - Wydaje się, że jest w pełni uzasadniony taki sąd. A sprawczynią tego pobicia, czy tego urazu śmiertelnego, byłaby matka? - Tak uważa prokuratura stawiając jej zarzut z art. 148, czyli zabójstwa. Czyli rozumiem, że było to pobicie, w wyniku którego ten chłopiec doznał urazu brzucha czy jelita? - Tak, do tej pory kształtuje się zestaw dowodów pozwalających właśnie na taki kierunek śledztwa. Długo cierpiał? - Trudno określić to w dokładnych jednostkach czasowych, ale z całą pewnością w oparciu o te opinie można wyprowadzić tezę, że śmierć nie nastąpiła natychmiast. Matka się nie przyznaje do czynu. - Nie. Ojciec się przyznaje do tego, że nie reagował. - Ojciec przyznaje się do tego, że nie udzielił pomocy dziecku w warunkach, które umożliwiały udzielenie takiej pomocy. Taki jest zarzut. Ale rozumiem, że oni przekonują, że nie było to zabójstwo, nie było to pobicie, a jedynie nieszczęśliwy wypadek? - Proszę mnie zwolnić od dalszych szczegółów. Podjęło działania, które przez tak długi czas, prawie 2 lata, uniemożliwiały ustalenie sprawców, więc proszę przyjąć jedynie takie tłumaczenie. Tym bardziej, że oni podjęli różne kroki, które zmierzały do zatarcia śladów i te wyjaśnienia są weryfikowane. Są one także rezultatem pewnych ustaleń, więc zostawmy na razie bliską treść tych wyjaśnień. Rozumiem, że oni dzisiaj też przedstawiają jakąś wspólnie ustaloną wcześniej wersję tego, co się tam wydarzyło. - Nie, one w tej chwili się różnią. Różnią się, ale mieli jakąś wspólną wersję? Ustalili sobie coś? - Tak, ustalili. Jedno z nich powiedziało, jaka miała to być wersja. A w czy tej sprawie będzie śledztwo dotyczące zaniedbania obowiązków przez pomoc społeczną, przez kogoś, kto powinien się tą rodziną zainteresować? - W tym śledztwie pojawiały się wątki udziału innych osób w zacieraniu śladów tego czynu. Ten wątek się ciekawie rozwija. Będą także badane zachowania innych instytucji i osób, w szczególności jeśli chodzi o opiekę społeczną. W tym zakresie prokuratura szykuje się do sygnalizacji sądowi rodzinnemu, bo takie są zasady, takie są przepisy. A to zacieranie śladów przez rodzinę? - Przez osoby, które zostały zaangażowane do tego, żeby ukryć nieobecność chłopca. Osoby z rodziny czy jakiejś instytucji? - Także z rodziny. Czy z kolei w sprawie generała Petelickiego prokuratura ma jeszcze jakąś zagadkę do rozwiązania, czy już coraz bardziej uznajecie, że wszystko jest jasne? - Nic dotąd nie wskazuje, żeby można było odstąpić czy zmienić przyjętą kwalifikację wstępną czynu, tzn. z art. 151, który mówi o odpowiedzialności karnej za namowę lub pomoc w targnięciu się na własne życie. Nie natrafili prokuratorzy na żaden ślad, który wskazywałby na udział osób trzecich, jakkolwiek określili bardzo szeroko zakres swoich działań w śledztwie. A natrafili na jakiś dowód na to, że to było samobójstwo? Jakiś list pożegnalny lub coś, co by jasno na to wskazywało? - Nie, żadnego listu nie znaleziono, mimo dość dokładnego przeszukania pomieszczeń mieszkalnych, także sejfu generała. Żadnych takich informacji, które mogłyby wskazywać na motyw tego czynu do tej pory nie udało się ustalić. Generał miał sejf w domu? - Tak, przechowywał w nim broń. Broń, ale żadnego listu... - Żadnego listu nie zostawił. A są jakieś przesłanki, że nosił się z tym zamiarem samobójstwa, komuś coś powiedział, ktoś zeznał coś takiego w prokuraturze? - Wszystkie okoliczności, które mogłyby tutaj udzielić prokuratorom odpowiedzi, będę dokładnie badane, bowiem nie tylko idzie o zlecenie stosownych ekspertyz, ale także zbadanie i przesłuchanie wszystkich osób, które w ostatnim czasie - a także w dłuższych odcinkach czasowych - stykały się z generałem, rozmawiały. Prokuratorzy zyskują także jego wypowiedzi publiczne i szereg innych działań podejmą, żeby wyjaśnić jego status rodzinny czy sytuację rodzinną, finansową, zdrowotną także. I przesłuchać też Jarosława Kaczyńskiego na tę okoliczność listy osób zagrożonych. A co zrobicie, jak już będziecie mieli tę listę? Będziecie ostrzegać zainteresowanych? - Nie wiem, jaka będzie treść zeznań pana Jarosława Kaczyńskiego. On mówi publicznie, że przedstawi tę jakąś listę osób, o których usłyszał, że są zagrożone. - Jaka będzie dokładna treść, czy będą rzeczywiście wskazane osoby, okoliczności itd. - to jest kwestia przyszłości. Ale wyobraża sobie pan takie czynności typu ostrzeganie osób zagrożonych: "Miejcie się na baczności"? - Poczekajmy, jak pan prezes Jarosław Kaczyński złoży zeznania. To ostatnie pytanie. Na jakiej podstawie opiera pan nadzieje na sprowadzenie wraku tupolewa jesienią? - Grupa prokuratorów, która była w dniach 15-17 czerwca w Moskwie uzyskała informacje, wskazujące na to, że datą, w której może zakończyć się śledztwo prowadzone przez komitet śledczy Federacji Rosyjskiej, jest data późnojesienna, miesięcy jesiennych tego roku. Wobec czego uczyniliśmy wszystko, żeby przyspieszyć przygotowania związane z operacją logistyczną sprowadzania tego wraku. Ale rozumiem, że są to raczej obietnice, a nie jakieś wiążące zapowiedzi? - 10 września jest termin zakończenia tego śledztwa. Mamy jednak informacje, że w związku z oczekiwaniem na niektóre uzupełniające opinie strony rosyjskiej zapewne o termin mniej więcej dwóch miesięcy to śledztwo zostanie przedłużone. I jeżeli nie nastąpi etap sądowy tego śledztwa, wówczas nastąpi ten moment, który strona rosyjska uważa za zakończenie postępowania i wtedy otwierają się możliwości sprowadzenia wraku. A rozumiem, że etap sądowy raczej nie nastąpi? - Wydaje mi się, że z tych informacji, które uzyskujemy, będąc na bieżąco w kontakcie z komitetem śledczym, etap ten na razie nie wydaje się konkretny, nie wydaje się uprawdopodobniony.