Palikot kilkakrotnie złamał umowy, że będzie grał zespołowo - komentuje szef klubu PO i dodaje, że ciągle wierzy w jego resocjalizację. Tajemniczo dodał też, że toczą się rozmowy o przyszłości Bieleckiego. Agnieszka Burzyńska: Jest pan dumny z wczorajszych, wieczornych dokonań pańskich ludzi w komisji hazardowej? Było "yes, yes, yes" gdy Wassermann i Kempa pakowali swoje rzeczy? Grzegorz Schetyna: To nie kwestia dumy, tylko kwestia egzekwowania prawa, które wszystkich dotyczy i które powinno rządzić komisją. W związku z tym, że była zapowiedź posła Urbaniaka o wezwanie jako świadków posła Wassermanna i Kempy wiadomo było, że nie mogą uczestniczyć w posiedzeniach komisji i muszą zostać wyłączeni. Tak się stało. A komisja nie zrobiła źle, że choćby dla przyzwoitości nie poczekała na posła Stefaniuka z PSL, aby to zrobić w całym składzie komisji? Mogła rzeczywiście poczekać, żeby sprawa była poza dyskusją. Tak naprawdę PiS nie powinien wskazywać do komisji ludzi, którzy nadzorowali proces legislacyjny tej ustawy. Ale z tych dokumentów wynika tylko tyle, że Wassermann sugerował zwiększenie kontroli ministra finansów nad procesem legislacyjnym, a Kempa zaproponowała poprawki redakcyjne. Wprowadzenie surowej sankcji za prowadzenie hazardu. Wassermann, wtedy koordynator służb podjął decyzję, nadzorował CBA , które stworzyło krytyczny raport w 2007 roku o procesie legislacyjnym, gdzie zostali wskazani Jarosław Kaczyński i Przemysław Gosiewski jako osoby, które wpływają na proces legislacyjny. Czyli są powody dla przesłuchania Wassermanna i Kempy? Absolutnie są. Ja nie przesądzam o ich winie, czy niewinności. Tylko tak naprawdę, po co kierować osoby do komisji, które wiadomo, że będą przesłuchiwane i wiadomo, że nie będą uczestniczyć, nie mogą być sędzią we własnej sprawie. Uważam, że ta decyzja była po prostu zła - decyzja PiS, albo specjalnie, żeby sparaliżować komisję. Tego są efekty dzisiaj. A Beata Kempa łączy swoje odwołanie z żądaniem bilingów telefonicznych byłego wicepremiera Schetyny. Mówi, że przewodniczący naciskał na nią, aby wycofała ten wniosek. Prosił pan posłów PO w komisji, aby popracowali nad posłanką Kempą? Bilingi zostały przegłosowane jednogłośnie. Ujawnienie bilingów i sprawa jest zamknięta. To nie ma żadnego związku. To jest właśnie taka PiS-owska wizja świata ? my przeciwko wszystkim, wszyscy po złej stronie, my jesteśmy po dobrej. I poseł Kempy i posła Wassermanna prawo dotyczy tak, jak innych obywateli i dobrze, żeby zdali sobie z tego sprawę. A boi się pan tych bilingów? Nie boję się. Posłowie opozycji chcą z nich przede wszystkim dowiedzieć się, kto ostrzegł Sobiesiaka i spółkę. Znajdą tam potwierdzenie? To jest kwestia sprawdzania wszystkich rzeczy, spraw, bilingów. To jest dużo pracy. Dużo pracy przed komisją. Dlatego wreszcie PiS powinien wskazać tam ludzi, którzy naprawdę zajmą się pracą a nie robieniem polityki. To jest klub, który ma prawie 150 osób i nie chce mi się wierzyć, że tylko te dwie osoby mogą tam pracować. Ale czy znajdą panie przewodniczący potwierdzenie, że to pan ostrzegł? Absolutnie nie. A wierzy pan, że w takiej sytuacji ta komisja zakończy prace do końca lutego? Wszystko zależy teraz od PiS. Jeżeli w dobry i szybki sposób zostaną przedstawione nazwiska, które będziemy mogli przyjąć już w następny wtorek - bo wtedy jest posiedzenie Sejmu i zacznie komisja pracować od zaraz, to będziemy mogli mówić, że termin zostanie utrzymany. Jeżeli będzie kłopot z wydłużającym się, czy kłopot z czasem, to jako szef klubu PO mogę zadeklarować, że Platforma zagłosuje za tym, żeby przesunąć ten termin. To nie jest tak, że on jest sztywny. On ma mobilizować posłów do pracy, a nie ich kneblować. A o ile ten termin przesunąć? Będziemy czekać na wnioski z komisji. Ile potrzeba czasu, żeby sprawozdanie zakończyło prace komisji. Tak naprawdę tutaj potrzeba pracy zespołowej takiej, która będzie chciała wyjaśnić wszystkie kwestie a nie będzie areną polityczną. To teraz o powrotach. Tomasz Misiak wróci na łono Platformy? On zrezygnował z Platformy, więc ta sprawa jest zamknięta. Nie słyszałem i nie widziałem jego wniosku o przyjęcie do Platformy. A zdziwił się pan, gdy usiadł obok pana na kolacji podczas wyjazdowego posiedzenia klubu senatorów w Spale? Ale to było cztery tygodnie temu, więc to nic sensacyjnego. Było ukryte posiedzenie. Nikt nie ukrywał. Absolutnie nie. Było wyjazdowe klubu. A przy szklance whisky nie rozmawialiście o przyszłości? Bo Misiak nie ukrywa, że chciałby do PO powrócić. Czy dostanie taką szansę? Trudno powiedzieć, to jest kwestia ustalenia. Na razie jesteśmy świadkami, że przepraszają go kolejne gazety, które pisały artykuły o tej jego historii, więc ja bym spokojnie poczekał na razie. To nie jest czas na powroty, to jest czas na refleksję. Ale twardego "nie" pan nie mówi? Nie, ale ja nie mówię, bo nie znam tej sprawy i nie ma takiego wniosku. Więc jeżeli będzie wniosek, to ja mogę się odnieść: tak, lub nie. A na razie nie ma takiego wniosku i nie ma takiego pomysłu. Zawarliśmy z Januszem Palikotem umowę, że teraz zamiast "ja" będzie myślał i mówił "my" - ten optymistyczny komunikat wygłosił pan jakieś 2 miesiące temu. Ile razy Palikot umowę już złamał? Kilkakrotnie. Może nie złamał, bo to kwestia takiego wspólnego spojrzenia i wspólnej odpowiedzialności za klub Platformy i w ogóle za Platformę. Rozumiem, że myśli pani o wywiadzie wczorajszym? Myślę o żądaniach wyrzucenia Kapicy, wyrzucenia Kurtyki, niepodpisanie się pod ustawą klubu PO i o wywiadzie też. Co będzie, stracił pan już cierpliwość? Jest mi przykro i rozmawiamy zawsze. Ostatnio na prezydium przedwczoraj, mówiąc o pewnej zespołowości i odpowiedzialności - mówiliśmy o tym posłowi Palikotowi. Ciąge wierzę w resocjalizację. Człowiek popełnia błędy, ale może się poprawiać i wierzę, że ten przypadek dotyczy także Palikota. A kiedy ta cierpliwość się wyczerpie? Mam nadzieję, że nie będzie musiała się wyczerpywać. Wierzę w pracę zespołową i wierzę, że Palikot może pomagać i może być w tym wielkim naszym projekcie, i może być wiceprzewodniczącym klubu, ale musi się czuć odpowiedzialny za sprawy Platformy, a nie tylko za własną promocję. Ale na razie obserwuje? Ale na razie Palikot sobie narzeka, że nie ma poczucia jedności, misji, drużyny, jakie było. "Jak obserwuję Grzegorza i inne podmioty, to oni nie do końca wyszli emocjonalnie z tego, co się wydarzyło. Grzegorz jest trudny, ciężko z nim budować jedną pakę, on jest nauczony wojskowego budowania relacji, nie stanowimy U2, daleko nam do tego ducha" i tak dalej. To jest taki głos indywidualisty, który rzeczywiście ma kłopot w pracy zespołowej. Ale wszystkiego się można nauczyć. Nigdy na to nie jest za późno i wierzę, że też wyciągnie wnioski Palikot, bo ja wierzę w pracę zespołową. Zespół to klucz do sukcesu, do zbudowania czegoś większego. Ale ja pytam ile szans jeszcze dostanie. Zobaczymy, mam nadzieję, że to, co jego indywidualne, opinie indywidualne - każdy ma do nich prawo - natomiast to, co zespołowe i platformiane, tam potrzebna jest odpowiedzialność. A chciałby pan zostać Marszałkiem Sejmu, poprowadzić sobie obrady? Nie marzyłem o tym. Znaczy, nie marzę o tym teraz. Kiedyś, to przecież wszyscy wiemy, że to wielkie miejsce dla wielkich postaci - nie wiem, czy zasłużone. Ale taką rolę rozpisał dla pana pański zastępca znowu. Komorowskiego obsadzi w roli premiera i szefa partii, dla Bieleckiego nie znalazł co prawda miejsca - przynajmniej w tym pana wspiera. Może to pocieszające jest. A w ogóle skąd taka niechęć pomiędzy Janem Krzysztofem Bieleckim a Grzegorzem Schetyną? Nie ma niechęci. Rozmawiamy. Lubicie się? Analizujemy politykę bieżącą i także przyszłość. Mamy dobre relacje, nie ma tutaj żadnego drugiego dna, czy jakiejś niechęci. Nie, tak nie jest. A kiedy rozmawiał pan ostatni raz z premierem? Z premierem Tuskiem? Tak. Kilka dni w tym tygodniu mieliśmy kontakt, myślę, że w czwartek. A o scenariuszach z Janem Krzysztofem Bieleckim też rozmawiacie? Rozmawiamy o polityce. Mieliśmy posiedzenie zarządu, to jest partia żywa, duża, która ma wielkie wyzwania przed sobą i jest wielką nadzieją Polaków. I to jest nasze wielkie zobowiązanie i odpowiedzialność. Dlatego musimy rozmawiać. A gdzie pan widzi Jana Krzysztofa Bieleckiego? Bo premier mówi, że w RPP go nie widzi. Pan mówił, że tam by pan widział go najpierw, a później w NBP. Ja nie jestem od scenariuszy, pisania scenariuszy dla Jana Krzysztofa Bieleckiego. On zrobi to najlepiej sam, ma wielkie doświadczenie, ma charyzmę i wielkie umiejętności, i wielką historię. A nie boi się pan, że w scenariuszu z Janem Krzysztofem Bieleckim nie będzie dla pana miejsca? Nie boję się o brak miejsca dla siebie, czy o miejsce dla siebie. Ja nie jestem po to w życiu publicznym, w polityce, żeby myśleć o miejscu dla siebie. Ja jestem dla innych spraw. PSL podobno szykuje dziś prezent dla Donalda Tuska w postaci powiedzenia stanowczego "nie" dla zmian w konstytucji zaproponowanych przez premiera. Jeśli tak się stanie - będzie źle? Będzie kryzys w koalicji? Poczekamy. Nie, kryzysu na pewno nie będzie, dużo rozmawialiśmy i wcześniej i rzeczywiście mamy różne spojrzenia na kwestie konstytucyjne, tych zasadniczych zmian. Ale trzeba rozmawiać. Nie ma partii, do której jest nam bliżej, niż PSL. Tą koalicję bardzo dobrze oceniam i po prostu wszyscy wiemy, że trzeba o nią dbać, bo jest najlepszą propozycją dla Polski. Czyli nawet jeżeli powiedzą "nie, nie, nie", to nic się nie stanie. Będziemy rozmawiać wtedy, będziemy się przekonywać, będziemy szukać wspólnych pomysłów, tego wspólnego mianownika. Ja ciągle wierze, że to jest możliwe. Trzeba tylko szukać i być cierpliwym. Na koniec: dostał pan SMS-a od Jacka Karnowskiego o treści "no, baranki drogie, tu złodziej, sknera umorzyli centrum Haffnera"? Ja nie komentuję prywatnych SMS-ów i też tego, czy je dostawałem, czy nie. A pomoże pan rozszyfrować choćby o co chodzi ze sknerą? Do kogo to było? Tego nie wiem. Sknera kojarzy mi się w tym wierszyku z "Haffnera" i z rymem częstochowskim, ale jednak, który pasuje tutaj. Natomiast cieszę się, że sprawa została zamknięta dla Jacka Karnowskiego w tak pozytywny sposób, że ma po tych wielu miesiącach problemów wreszcie sprawę za sobą. Spokój.