Posłuchaj: Konrad Piasecki: Sekretarz generalny PO, człowiek który mógł wczoraj wieczorem rywalizować śmiało z <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-kazimierz-marcinkiewicz,gsbi,1498" title="Kazimierzem Marcinkiewiczem" target="_blank">Kazimierzem Marcinkiewiczem</a> o palmę pierwszeństwa w tym, który z nich ma bardziej ponurą minę. Co tak strasznie pana wczoraj martwiło? Grzegorz Schetyna: Nie martwiło. Cieszyłem się razem ze wszystkimi w tych miastach gdzie Platforma wygrywała wybory prezydenckie? Ale nie było tego po panu widać. Nie. Bo zawsze trochę po doświadczeniach ostatnich lat, wolę czekać na wyniki wyborów. Sondaże nigdy nie cieszą mnie tak, jak komunikat Państwowej Komisji Wyborczej. Czyli był ten element niepewności? Trochę tak, szczególnie, że już wszyscy nam gratulowali, klepali po plecach. Mówiłem, żeby jeszcze trochę poczekać, bo wolę cieszyć się jak już jestem pewny, że jest zwycięstwo. Bo ja podejrzewałem, że martwi pana to, że nie można zwalić porażki w Warszawie na Jana Rokitę. Nie. Jan Rokita na szczęście jak chciały niektóre gazety, nie doszło do takiej sytuacji, że te niezręczności ostatnich dni, czy tygodni wpłynęły na wynik wyborczy w Warszawie i innych miastach Polski. No właśnie, bo przed wyborami w Warszawie mówiliście, że jeśli Gronkiewicz przegra to przez Rokitę, teraz powiecie, że wygrała dzięki Rokicie? Nie. Taka rzeczywiście była atmosfera i to co stało się, ta cała sprawa krakowska poparcia prezydenckiego, to wiele emocji złych, to wszystko źle wpływało na całą kampanię wyborczą PO. Teraz wszystko jest dobrze. Wygraliśmy, poza Krakowem niestety. <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-donald-tusk,gsbi,2" title="Donald Tusk" target="_blank">Donald Tusk</a> chciał bić Rokitę po łapach. Jeden z krakowskich działaczy PO pisze list, żeby go wywalić z partii. A co by chciał zrobić Janowi Rokicie Grzegorz Schetyna? Ja bym chciał i chce pojechać do Krakowa i porozmawiać z działaczami krakowskiej Platformy, bo uważa, że tam jest główny problem. Problem polityki lokalnej, krakowskiej, po raz kolejny w <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/raport-wybory-samorzadowe-2024" title="wyborach samorządowych" target="_blank">wyborach samorządowych</a> Kraków, czy krakowska Platforma nie ma szczęścia. Mam nadzieję, że w takiej rozmowie i wprost wyjaśnimy sobie te kwestie. Ale co pan bierze bardziej poważnie pod uwagę, czy bardziej uważnie pod rozwagę - te listy, żeby Rokitę wyrzucać z partii i karać, czy te listy i apele Jana Rokity raczej, żeby wyrzucać i karać tych, którzy chcą jego karać? Prawda leży po środku. Ja uważam i wierzę w decyzje i zdanie lokalnej Platformy? ? która mówiła, żeby poprzeć Majchrowskiego? Nie, która mówiła, żeby nie angażować się w tę kampanię? Ale po cichu popierała Majchrowskiego. Właśnie nie i dlatego to jest bardzo poważna różnica i trochę inna jest wiedza gazetowa, medialna, a inaczej było naprawdę. Sygnał Szczypińskiego o możliwości głosowania na Majchrowskiego, później decyzja PO o niepopieraniu nikogo i potem ten głos Jana Rokity. To wszystko zrobiło bardzo dużo bałaganu medialnego. Ale zostawmy Kraków. Kraków jest Krakowem, ale wygraliśmy w innych miastach w Polsce. To spójrzmy jeszcze na klub parlamentarny PO, którego już przed 6 miesiącami szefem miał zostać Jan Rokita . I co? Tak, rzeczywiście umawialiśmy się, że po 27, po drugiej turze dojdzie do wyborów. Jestem przekonany, że te wybory odbędą się w przyszłym tygodniu. I Jan Rokita zostanie szefem? Sytuacja nie ukrywam jest trudniejsza niż przed wyborami, niż przed tym incydentem krakowskim, bo tak muszę go nazwać. Mam nadzieję, że będziemy tę sprawę wyjaśniać i decyzja i klub będzie głosował i wybierze swojego przewodniczącego. I będzie nim Jan Rokita? No panie pośle, jak w biblii "tak, tak" - "nie, nie". Pan jest za tym, żeby Rokita był szefem klubu czy nie? Ja jestem za tym, żeby wyjaśnić tę sytuację krakowską. Głosowanie na szefa klubu jest głosowaniem tajnym. Jest nas 175 i naprawdę trzeba przekonać wszystkich posłów i senatorów, żeby oddali głos na Jana Rokitę czy też innego kandydata. Brzmi pan jak człowiek, który nie jest jego zwolennikiem, bo gdyby pan był to by pan powiedział, że jest. Ja chcę wyjaśnić tę sprawę. Uważam, że wprowadzanie lokalnych problemów, wyprowadzanie ich poza granice swoich miast i robienie z tego problemu ogólnopolskiego jest zawsze kłopotem dla całej partii. Tak było w tym przypadku. To posłuchajmy: Wraca stare i temu musimy się przeciwstawić - tak wczoraj wieczorem mówił rozżalony premier. Stare to <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-aleksander-kwasniewski,gsbi,1492" title="Aleksander Kwaśniewski" target="_blank">Aleksander Kwaśniewski</a>, który się nieoczekiwanie objawił w końcówce zeszłego tygodnia i wsparł Hannę Gronkiewicz-Waltz. Długo o to zabiegaliście? Trudno teraz powiedzieć jak to było, bo było absolutnie śmiesznie i przypadkowo. Czyli nikt z nikim nie rozmaił i nagle pojawił się deus et machina Kwaśniewski i powiedział, że popiera Gronkiewicz. Deus et machina wrócił ze Stanów Zjednoczonych i w czwartek był na radzie Instytutu Spraw Wschodnich i tam rzeczywiście spotkał się z Hanna Gronkiewicz-Waltz. Ucieszyło nas poparcie każdego z polityków. Byliśmy bardzo zadowoleni, że zapowiedział, że odda głos na Hannę Gronkiewicz-Waltz. I poparcie takich polityków jak Kwaśniewski to dla pana powód do dumy? Nie. Do wstydu? Do satysfakcji, że kandydat Platformy Obywatelskiej Hanna Gronkiewicz-Waltz była w stanie połączyć Warszawę, a nie dzielić ją, jak to robią politycy PiS-u już od czterech lat. Tylko że wcześniej odbywały się w Warszawie jakieś dziwne zabiegi. Najpierw Donald Tusk mówił, że absolutnie koalicja SLD w Radzie Miasta nie wchodzi w grę, potem był wywiad Bronisława Komorowskiego dla "Rzeczpospolitej" i w tym wywiadzie Komorowski powiedział: No, koalicja z lewicą, czemu nie? No to jakie jest ostateczne stanowisko Platformy? Ostatecznie decydować o tym będzie warszawska Platforma i radni Platformy Obywatelskiej i Radzie Miasta. No ale to jest decyzja polityczna. Tak, ale niepotrzebnie mówimy o konieczności koalicji w takim mieście jak Warszawa. Ta ordynacja wyborcza, te możliwości dają prezydentowi naprawdę pełną władzę. Koalicja z SLD wchodzi w grę, czy nie? Moim zdaniem nie, tak samo jak koalicja z PiS-em. Można miasto prowadzić tak, jak prowadzony jest Wrocław - bez koalicji, a we współpracy dla dobra miasta. Czyli poparcie weźmiecie, a w zamian nic nie dacie. Nie, damy rozwój miasta, damy perspektywy, damy dobrą współpracę wszystkich radnych, bez względu na przynależność klubową. No tak, transakcje polityczne z Platformą to czysta przyjemność. Jakie, pańskim zdaniem, będą dalsze losy byłego premiera, byłego komisarza i niedoszłego prezydenta Warszawy? To bardzo trudny czas dla niego. Nie jest już posłem, nie jest politykiem. Jest już tylko byłym premierem. A kim będzie? Życzę mu jak najlepiej, bo rzeczywiście ma ogromną popularność i jest ogromnie ważnym politykiem. Natomiast nie mam pojęcia, czy chce wrócić do Gorzowa i tam rozpocząć karierę polityczną po raz wtóry, czy zostanie w Warszawie. To jest pytanie do niego i do PiS-u. A jak pan myśli? Co się z nim stanie? Myślę, że obecność w PiS-ie będzie coraz bardziej uwierać, bo wie, że przez przynależność do PiS-u przegrał te wybory. Przyjąłby pan go do Platformy chętnie? Zawsze cenię go i wiele lat współpracowaliśmy w wielu sprawach. Jest rzeczywiście politykiem, który jeszcze będzie znaczył w Polsce. Dziękuję bardzo. <a href="https://wydarzenia.interia.pl/raport/samorzady"class="more" target="_blank" style="color:#07336C">Zobacz nasz raport specjalny "Bitwa o samorządy"</a>