Broni też decyzji ministra Sikorskiego, który ws. zwrotu wraku Tu-154M zwrócił się o pomoc do szefowej unijnej dyplomacji Catherine Ashton. "To był ważny ruch. Sprawa wraku trafia do gabinetów europejskich" - twierdzi Schetyna. Konrad Piasecki: Naprawdę mamy tylko siebie? Grzegorz Schetyna: - Mamy siebie. Ale tylko siebie? - No, w takim dniu świątecznym, wigilijnym to najważniejsze jest, te słowa to podkreślają, że jesteśmy razem przy wigilijnym stole. Ale premier mówi z reklamówki: naprawdę mamy tylko siebie. Ja nie wiem, czy mamy siebie jako rodzinę, siebie jako Polaków, czy siebie jako gatunek ludzki, bo w kosmosie do tej pory nie znaleziono nikogo. - Każdy może sobie to tłumaczyć i odbierać. A pan sobie jak to tłumaczy? - Ja patrzę właśnie na to przez pryzmat wigilijnego stołu i rodzinnego spotkania. Ale co to znaczy? Przez pryzmat wigilijnego spotkania naprawdę mamy tylko siebie? - To znaczy wszystko. Wszystko, czyli nic. - To jest ważny symbol i to są ciepłe słowa, które mają nas wprowadzać w świąteczny nastrój. Ja nie wiem, czy to jest świąteczne, bo ja sobie myślę, Boże, jesteśmy sami. A Niemcy? A Czesi? A bracia Słowianie? A Unia Europejska? A NATO? - To nie są słowa o samotności, tylko o wspólnocie. Bardziej podkreślające, że powinniśmy siebie słuchać i być dla siebie cierpliwym. A pan uważa, że ten spot z tym premierem pod błyszczącą choinką, z tym, że jest dobrze, że razem, że budujemy - on jest adekwatny do nastrojów Polaków? - Tego nie wiem, ale na pewno on jest ciepły i ważny, bo jest właśnie taki świąteczny. No tak, tylko że Polacy się borykają z bezrobociem, z podwyżkami cen, w Tychach wyrzucają ludzi z pracy, na Śląsku nie jeżdżą pociągi, problemy szpitali, koszty życia rosnące, a premier: "mamy tylko siebie". - Czego by pan oczekiwał od rządu i od premiera? Tego, że po 5 latach rządzenia premier ma coś więcej do powiedzenia, niż to, że mamy tylko siebie. - Ale to naprawdę codzienna polityka, nie jestem rzecznikiem rządu, ale tak rozumiem aktywność ministrów, samego premiera, koalicji rządowej, że tymi wszystkimi sprawami zajmujemy się codziennie. I tak pan rozumie? Że premier występuje w reklamówce i to jest ta aktywność? - Proszę tego nie łączyć. Ja rozumiem, że dla dziennikarzy ważne jest zderzenie ciepłych życzeń świątecznych... ...ze skrzeczącą rzeczywistością. - Tak, z trudną sytuacją. I tak sobie myślę, czy premier - zamiast rozkochiwać - nie rozwściecza swoich wyborców. - Mam nadzieję, a raczej jestem pewny, że nie. Jedno nie przeszkadza drugiemu. To nie jest tak, że mógłby zarzucić pan premierowi i ministrom brak aktywności, niepodejmowanie trudnych decyzji. Przecież tak nie jest. A pan wiedział, że ten spot zostanie pokazany? To władze Platformy o nim zdecydowały? - Nie, ale słyszałem o planie i chciałbym, żeby ten spot spełnił swoją rolę. Czyli pomysł i dzieło kancelarii premiera. - Tego nie wiem na pewno, czy autorski premiera, czy... Pan jest w zarządzie partii, pan jest "pierwszym po Bogu" w Platformie. - Nie jest tak, żeby zarząd Platformy Obywatelskiej decydował o tym spocie. I uważam, że to jest normalne. To jest decyzja premiera. A przyzna pan, że tak naprawdę w tym spocie chodzi tylko i wyłącznie o to, żeby skonfrontować tego Tuska pod choinką z Jarosławem Kaczyńskim z Placu Trzech Krzyży? - Ale tak się dzieje, taka jest rzeczywistość i to zderzenie nastąpiło. "Polska musi odzyskać wolność, a niepodległość nie może być na sprzedaż" - mówi prezes, a Platforma zaciera ręce. - Tak, bo zawsze, jeżeli jest nam ciężko i Polacy przechodzą przez trudny czas - wszyscy to czujemy, że ten czas dzisiaj jest trudny, a przyszły rok też nie będzie należał do najłatwiejszych - to prezes Kaczyński i PiS pomagają tutaj, żeby Polaków przestraszyć, żeby pokazać, że właśnie Platforma Obywatelska jest czymś, co gwarantuje bezpieczeństwo i normalność. I myślicie: Z takim Kaczyńskim nie mamy się co martwić o utratę władzy i poparcia? - Nie, nie myślimy tak, bo uważamy, że to musi nas dopingować do dalszej pracy. Ale myślicie, że im więcej takiego prezesa, tym Platforma ma większe szanse? - Ale tak jest, tak jest. Takie jest przekonanie w Platformie. - To nie jest przekonanie, to są twarde, twarde fakty wynikające z badań i też z intuicji politycznej. No tak, tylko że nastroje Polaków się zmieniają. W sondażu na przykład dla RMF-u na pytanie, czy następny rok będzie lepszy czy gorszy od poprzedniego, zdecydowanie więcej osób niż w poprzednich latach powiedziało, że będzie gorszy. Czy nie jest tak, że w ten nastrój Polaków PiS będzie trafiał coraz bardziej z takim przesłaniem? - Też proszę zobaczyć, że przeżywaliśmy ten pierwszy kryzys finansowy 2009 roku lepiej, bo wszyscy mieliśmy taki dystans do tego, trudno nam było uwierzyć, że jest możliwy kryzys światowy na taką dużą skalę. Dzisiaj Polacy, wszyscy jesteśmy mądrzejsi o doświadczenia lat 2009-2010, ale wiemy, że.. Ale nastroje są też coraz gorsze. - ...że można i że trzeba się bać. I wszyscy się tego spodziewamy. Spodziewamy się trudnego roku, to bardziej wynika - wydaje mi się - z odpowiedzialności, z takiego daru przewidywania, jaki mają Polacy. Kiedy prezes mówi o niepodległości, o wolności, to pan uważa, że Polacy są przekonani, że Polska jest wolna i silna, i bezpieczna? - Tak. I ten wolny, silny i bezpieczny kraj po trzech latach przekonywania, że nie musi się zwracać do nikogo o pomoc w sprawie wraku i w sprawie śledztwa, prosi Ashton o pomoc w sprawie kontaktów z Rosją. - To nie jest tak, że to była jakaś prośba, czy adres polskiej dyplomacji, czy polskiego państwa do dyplomacji europejskiej. To był dobry, mądry i roztropny ruch Sikorskiego? - Ja nie uważam, że to było coś nadzwyczajnego. O takich rzeczach rozmawia się w trakcie... No ale od trzech lat Sikorski nas przekonywał, i Tusk nas przekonywał, i Schetyna nas przekonywał, to jest nam niepotrzebne, poradzimy sobie sami. - I będziemy sobie radzić. Nie radzimy sobie, skoro prosimy o pomoc. - Ale to nie jest tak, że wszystko się zatrzymało i myśmy stworzyli jakiś specjalny adres do dyplomacji europejskiej, żeby nastąpiła jakaś gwałtowna pomoc. To była rozmowa ministra Sikorskiego z baronessą Ashton. Ważna, bo podnosimy ten problem cały czas. Po deklaracjach premiera Miedwiediewa nie zdarzyło się nic nowego, więc rozmowa trafia także do gabinetów dyplomacji europejskiej. To jest naturalne. Powie pan, że to dobry ruch Sikorskiego? - To nie jest ruch, proszę też dobrze zrozumieć... Dobry gest, dobra rozmowa, dobry czyn. - Jeżeli ta sprawa będzie wracać i stanie się problemem także europejskim, nie tylko problemem relacji polsko-rosyjskich, to tylko dobrze, to powiem: Tak, to był dobry ruch. Czyli po owocach ich czynów poznacie ich? - Tak uważam. Bo Donald Tusk sprawia wrażenie człowieka, który się raczej odcina i sugeruje, że Sikorski zagrał na siebie i w swoją własną grę. - I też ma prawo, jeżeli nie ustalali tego we dwójkę. To jest prawo ministra spraw zagranicznych do mówienia takich rzeczy, w takim miejscu. Pytania od słuchaczy. Pani Martyna pyta: czy dla pana w przypadku uboju rytualnego zwierząt ważniejsza jest etyka czy pieniądze? - Etyka zdecydowanie. Czyli zakazałby pan? - Tak. Pan Łukasz: "Nie czuje się pan Januszem Piechocińskim PO"? Albo czy inaczej: czy nie chciałby pan odegrać roli Janusza Piechocińskiego? - Ja jestem wiceprzewodniczącym PO. Janusz Piechociński był osobą, która atakowała czy aplikowała na stanowisko prezesa z klubu parlamentarnego. Nie był we władzach PSL. No, ale też któregoś dnia rzucił rękawicę i wygrał. - Tak, tak. Dobry przykład dla Grzegorza Schetyny? - Nie wiem. Wybory w PO za półtora roku. Dużo, dużo czasu. A on szedł 2 lata. - No to jeszcze mam, mamy trochę czasu.