- Trzeba skonfrontować wersje Rutkowskiego i policji - uważa Rapacki. - Rodzinie Magdy powinna zostać udzielona pomoc negocjatorów. Trzeba to sprawdzić - dodaje. Konrad Piasecki: Panie generale, rodzina mówi: "Nie było policyjnej pomocy, nie było psychologa. Pojawił się Rutkowski i pojawiła się nadzieja". Policja może wygrać ten pojedynek z rodziną? Adam Rapacki: - Pojedynek jest zupełnie niepotrzebny. Potrzebne jest rzetelne działanie i wykrycie wszystkich okoliczności towarzyszących temu nieszczęśliwemu wydarzeniu. I myślę, że policja sobie poradzi. A ma argumenty w tym sporze? - To trzeba skonfrontować, bo absolutnie pomoc psychologiczna, pomoc negocjatorów powinna być udzielona - czy propozycja takiej pomocy powinna być udzielona. Policja twierdzi, że taką propozycję składała. A rodzina mówi: "Byliśmy sami i tylko Rutkowski nam pomagał". - To trzeba byłoby skonfrontować, sprawdzić, jak to rzeczywiście wyglądało. Ale ten spór nic nie wnosi nowego. A czy nie jest tak, że należało tę rodzinę trochę bardziej intensywnie namawiać, trochę stawiać ją niemalże pod ścianą? Bo jednak mam wrażenie, że obecność policjantów i obecność psychologów znacznie szybciej potrafiłaby rozwiązać tę zagadkę śmierci małej Magdy. - W pierwszej fazie przekaz był taki, że mamy do czynienia z porwaniem dziecka i policja, przygotowując kilka wersji, prowadziła czynności weryfikujące każdą z wersji. Ta kwestia uprowadzenia była dosyć wiarygodną w pierwszej fazie i tutaj te czynności musiały być najintensywniejsze. Aczkolwiek od początku były wątpliwości co do spójności zeznań samej matki. Ale czy nawet przy założeniu, że to ta wersja, wersja o uprowadzeniu jest najbardziej prawdopodobna - czy zrobiono w tej wersji wszystko tak, jak powinno się zrobić? - Tego nie wiem. Bo tam się mówi, że tam powinien być sprowadzony zespół natychmiast, że taki jest sposób działania policji. - Dokładnie, są bardzo szczegółowo opracowane procedury działania w przypadkach uprowadzeń dla okupu. I ich nie dochowano. - Tego nie wiemy. Ja myślę, że dochowano, bo my przywiązywaliśmy do spraw porwań, do okupu ogromną wagę. To były jedne z najważniejszych i najtrudniejszych spraw z punktu widzenia zawodowego. Ma pan dzisiaj poczucie, że policja nie popełniła w tej sprawie błędów? - Tego nie wiem - ja nie znam materiału. Ja już jestem poza tymi działaniami. Ale z takiego oglądu zewnętrznego? - Z oglądu zewnętrznego - wydaje mi się, że policja dołożyła wszelkich starań i intensywnie pracowała, żeby tę sprawę wyjaśnić. I wyjaśni ją - jestem absolutnie przekonany o tym. Policjanci mówią: "Rutkowski przeszkadzał nam w rozwiązaniu zagadki". Rzeczywiście przeszkadzał czy raczej szedł torem równoległym? - Celem działania detektywa powinna być pomoc zleceniodawcy, również dyskrecja w stosunku do działań podejmowanych w stosunku do zleceniodawcy, a tutaj mamy do czynienia z pewnym spektaklem medialnym, co nie służy rodzinie. Nie wiem, czy rodzina ma tego świadomość, ale konsekwencje tego nieszczęścia dotkną rodzinę. I tu jest ewidentny błąd po stronie działalności pana Krzysztofa Rutkowskiego. Ale mówi pan o tym, co dzieje się dzisiaj. A o tym, co działo się w tych pierwszych dniach po śmierci Magdy i rozwiązaniu zagadki przez Krzysztofa Rutkowskiego czy skłonieniu do zwierzeń Katarzyny W.? - Na pewno policja powinna próbować przekonywać rodzinę do bardzo bliskiej współpracy ze swoimi negocjatorami, ze swoimi psychologami. Powinna bardzo blisko z tą rodziną współpracować. Niestety bywa często tak, że rodzina wcześniej ma większe zaufanie do detektywów i wtedy izoluje, tworzy się pewna bariera między rodziną, poszkodowanymi a policją. I to jest błąd. Ja uważam, że w przypadku porwań, uprowadzeń absolutnie nie ma miejsca na działania detektywów. Tam jest miejsce dla działania superprofesjonalnej policji, właściwie przygotowanej do tego typu działań. A jak panu się wydaje: dlaczego dzisiaj rodzina tak jednoznacznie i tak murem staje za Rutkowskim? - Rodzina nawiązała dialog i pewną formę współpracy, pewną formę nawet przyjaźni i liczy, że to detektyw Rutkowski jej pomógł. Pewnie taki jest odbiór - przynajmniej w tej części rodziny związanej z ojcem nieżyjącego dziecka. I trochę się utożsamiają. Ale co jest takiego w tym detektywie w ciemnych okularach bez koncesji, że tak rodziny mu zawierzają? Zastanawia się pan nad tym? - Jest skuteczny, jeżeli chodzi o medialny przekaz informacji, i czasami swoimi niekonwencjonalnymi metodami również jest dosyć skuteczny w rozwiązywaniu problemów. Ale zapomina o jednej najważniejszej rzeczy - o dyskrecji. Tego typu działania powinny być dyskretne po to, żeby zleceniodawca, ta rodzina rzeczywiście na tym skorzystała, a nie miała kłopoty z tego powodu. Nie boi się pan, że ta sprawa jest bardzo poważnym sygnałem, że w policji dzieje się coś nie tak? - Mam nadzieję, że nie, bo... Nie ma dnia żebyśmy nie słyszeli, że ktoś odchodzi, zmieniają się komendanci wojewódzcy, miejscy, że są masowe ucieczki z policji. Ciągle w tej policji coś wrze. Nie mówię, że tylko w związku z pańskim odejściem, ale coś tam się dzieje. - Zmian jest rzeczywiście sporo w ostatnim okresie i to może niepotrzebnych, bo to zmiany na takich szczeblach kierowniczych i w województwach i w jednostkach miejskich powiatowych. A tutaj jest potrzebna stabilizacja, bo nie ma dużo dobrej kadry kierowniczej. Do tego trzeba dorosnąć, trzeba zdobyć doświadczenie. I dzisiaj policja jest zdestabilizowana? - Nie. Ja myślę, że jest mimo wszystko dobrze skonstruowaną strukturą i dobrze zarządzaną i sobie poradzi z problemami. A czy z tymi zmianami nie należało poczekać do Euro? - W niektórych przypadkach na pewno osobiście bym się zastanawiał nad głębokością zmian, bo w miastach gospodarzach, gdzie szefowie niektórych jednostek daleko zaawansowani byli w proces przygotowania do zapewnienia bezpieczeństwa turniej finałowego, tam oni powinni być i kontynuować tę pracę. A to przesunięcie odpowiedzialności za bezpieczeństwo podczas Euro z MSW do Ministerstwa Sportu wydaje się panu sensowne? - Tu trudno mówić o przesunięciu, bo konstytucyjna odpowiedzialność za bezpieczeństwo wewnętrzne w państwie spoczywa na ministrze spraw wewnętrznych. Ale to zarazem minister Mucha jest taką czapką, która ma przykrywać to wszystko i obejmować swoim światłym kierownictwem. - Nie będzie to łatwe szczególnie w obszarze bezpieczeństwa. Tam musi być resort spraw wewnętrznych tym głównym koordynatorem nadającym ton, ponieważ to minister spraw wewnętrznych odpowiada konstytucyjnie za bezpieczeństwo wewnętrzne w państwie. A zna pan kompetencje minister Muchy w sprawach bezpieczeństwa? - To nie jest prosta odpowiedź. Nie za dużo wie, ale musi się uczyć. Ma szefów poszczególnych służb do wsparcia. Ma ludzi również zaangażowanych w proces przygotowania do turnieju i wspólnie jakoś muszą tym kierować. A myśli pan, że pański następca, z zawodu księgowy, przy całym szacunku dla zawodu księgowych, może zdobyć sobie autorytet w policji? - Nie będzie to łatwe, ale trzeba pracować i dać szansę wszystkim.