Porwała ich bezkompromisowość, groteskowa prowokacja i makabryczny humor, które od początku towarzyszyły Austriakom. A potem fanów spotkał zawód. W 1995 roku, po wydaniu wysoko ocenionych i lubianych albumów jak "Been Caught Buttering" czy "Club Mondo Bizarre - For Members Only", zespół zawiesił działalność. W 1997 roku, na pocieszenie, wydali kompilację "Praise The Names of The Musical Assassins", zawierającą niedostępne lub zapomniane utwory i dema. W 2001 roku nieoczekiwanie powrócili z płytą "Masters of Moral - Servants of Sin". Promocja płyty, trasy koncertowe, zaangażowanie w uboczne projekty i komponowanie nowego albumu zajęły im trzy lata. I dopiero teraz do naszych rąk trafia kolejny album wiedeńczyków zatytułowany "Ampeauty". Maciej Bury rozmawiał z Martinem Shirencem, gitarzystą i wokalistą grupy, o nowej płycie, aktualnych zainteresowaniach zespołu, koncertach w krajach byłego Związku Radzieckiego i planowanym DVD zespołu. Jaki masz nastrój po wydaniu "Ampeauty"? Po raz pierwszy jestem w pełni usatysfakcjonowany. W przeszłości zawsze na coś narzekałem: a to słaba produkcja, a to za mało pieniędzy, zbyt krótka sesja nagraniowa? Powodów do niezadowolenia nigdy nie brakowało. Dlaczego na nowy album musieliśmy czekać aż trzy lata? Bo jesteśmy leniwi (śmiech). Bardzo wiele koncertowaliśmy i, jak na rasowych leniuchów przystało, musieliśmy dużo odpoczywać. Nowy album bardzo różni się od poprzedniego. Cechuje go niesłychana różnorodność. Obok utworów szybkich, są utwory bardzo wolne, obok agresywnych melodyjne, obok trudnych i skomplikowanych bardzo proste? Ktoś mnie ostatnio zapytał w czym nowa płyta podobna jest do poprzedniej. Nie umiałem odpowiedzieć. "Ampeauty" utrzymany jest w klimatach charakterystycznych dla płyt takich jak: "Been Caught Buttering" czy "Club Mondo Bizarre - For Members Only". Poprzednia płyta była swego rodzaju comeback po jakichś sześciu latach przerwy. Z tego powodu była jednorazowym doświadczeniem. Po wydaniu "Masters of Moral - Servants of Sin" (2001) sporo koncertowaliśmy i dopiero wtedy na nowo odnaleźliśmy się w świecie naszych dźwięków. Więcej w Serwisie Rozrywka