- Zaangażowanie Schetyny w lokalne sprawy jest bardzo niefortunne. Lepiej, żeby angażował się w sprawy zagraniczne - twierdzi gość Konrada Piaseckiego. Czy będzie domagał się kary dla Grzegorza Schetyny, który w Jeleniej Górze popiera kandydata konkurencyjnego wobec PO? - Jeśli wynik będzie niekorzystny dla osoby, którą szef MSZ popiera, to będzie dla niego najlepsza kara - uważa Protasiewicz. Konrad Piasecki: Jacek Protasiewicz, członek zarządu PO, szef jej dolnośląskich struktur i przyszły Paweł Graś jak słyszę. Jacek Protasiewicz: - Nie. Paweł Graś jest "niezastampialny". Ktoś musi być sekretarzem generalnym jak on pojedzie do Brukseli. I słyszę, że to na pana wskazała ciężka, partyjna dłoń. - Jeszcze nie. Jeszcze nie. Formalnie. - Jeszcze na nikogo nie wskazała, a tym bardziej na mnie. Myślę, że Paweł Graś nawet będąc w Brukseli i znając tak dobrze struktury i mając tak uporządkowane biuro krajowe, które stworzył, będzie w stanie zarządzać partią przynajmniej przez jakiś czas. Może do wyborów parlamentarnych. A sekretarz generalny: Protasiewicz... nie brzmi panu dumnie? - Na razie mam co robić na Dolnym Śląsku panie redaktorze. O tak. - Więc na tym się koncentruje. Ale rozumiem, że jakby przyszło co do czego to pan się nie uchyli? - Jak przyjdzie, to będę myślał. Partia nie cofnie rekomendacji Sikorskiemu? - Moim zdaniem nie ma takiego powodu. Stoicie za nim murem? - Tak. Po pierwsze przemawia za nim wielki dorobek polityczny z tych siedmiu lat bycia szefem polskiej dyplomacji. W gruncie rzeczy ta wypowiedź - zgoda niefortunna - może jeszcze bardziej niefortunne jej komentowanie, czy reakcja na pytanie dziennikarzy. Ale w gruncie rzeczy to nie była wypowiedź, która miałaby Polsce zaszkodzić. De facto informowanie amerykańskich dziennikarzy, amerykańskiej opinii publicznej o prawdziwej naturze rosyjskiego przywództwa, leży w interesie Polski. Wie pan. Ale nawet jeżeli się mówi prawdę - a my dziennikarze jesteśmy za tym, żeby prawdę mówić - to trzeba mieć przemyślane w jaki sposób się tą prawdę mówi. Po co się ją mówi i jakoś uzgodnić z tym, który miał usłyszeć od Putina to co powiedział Radosław Sikorski, żeby ten który to usłyszał potem to potwierdził a nie zaprzeczył. Przyzna pan, że rozegrane zostało to koszmarnie. - Zgoda. To mówimy o rozegraniu. Czyli mówimy o kontekście. Ale skupmy się na samej treści. W tym sensie rozegrane koszmarnie, że wychodzimy z tej sytuacji z przekonaniem, że albo Sikorski rzecz całą sobie wyimaginował, albo któryś z nich teraz dzisiaj nas okłamuje. Czyli Sikorski albo Tusk. - Wiemy jedno. Takie słowa padły na pewno, może nie precyzyjnie takie, ale ten sens został zawarty w wystąpieniu prezydenta Putina na szczycie NATO w Bukareszcie i wtedy zostały przemilczane. Dobrze, że dzisiaj są przypominane ponieważ dobrze, jeśli zachodnia opinia publiczna coraz bardziej oswaja się z myślą, o prawdziwej naturze przywództwa rosyjskiego. Ale przyzna pan, że Sikorski postawił w trudnej sytuacji i siebie i Tuska i partię, a i Polskę trochę też.- Tak, to prawda. Ale ja obserwowałem przez wiele lat zachodnią politykę. Zdarzają się różne tego typu kontekstowe wpadki różnym politykom, i rzadko kiedy następuje taka furia ze strony opozycji jak u nas w Polsce. Bo generalnie ta polska polityka jest rozhisteryzowana i to niestety głównie za sprawą opozycji, za sprawą takich polityków jak Kaczyński czy Ziobro.Wszystko jest winą opozycji, albo wszystko jest winą mediów. Natomiast mam wrażenie, że akurat w tym przypadku histeria i furia były po stronie koalicji rządzącej.- Nie. Domaganie się ustąpienia, nazywanie marszałka Sejmu i szefa polskiej dyplomacji, jednego z wybitniejszych ministrów, człowiekiem nieodpowiedzialnym, to tylko świadczy o tym, że proporcji nie ma po stronie opozycji.Ale emocjonalność była też w wystąpieniu Ewy Kopacz, a ona jest premierem rządu Platformy Obywatelskiej i szefem Platformy Obywatelskiej. I to ona przepraszała za Sikorskiego, to ona mówiła, że nie pozwoli na takie zachowanie. Więc emocje były także po pańskiej stronie.- Pani premier przeprosiła - i słusznie - bo dziennikarzom się te przeprosiny należały. Natomiast ten atak ze strony Prawa i Sprawiedliwości był dyskwalifikujący w sensie politycznym. Tak rozumiany patriotyzm prowadzi donikąd. Rozumiem, że tym bardziej pożałował pan, że Sikorski już nie w MSZ? - Jest naprawdę na pozycji numer dwa. Kieruje polskim parlamentem, na pewno wiele spraw polskich w tej polityce zagranicznej będzie teraz - od pierwszego grudnia w rękach również byłego premiera Donalda Tuska, przewodniczącego Rady Europejskiej - więc proszę się nie martwić o polskie sprawy zagraniczne, są w dobrych rękach. Jak pan przeżył tego Schetynę w MSZ? Już pan się zdążył oswoić? - Tak, oczywiście. Biliście się, krytykowaliście się, mówił: wstydzę się za ciebie Jacek. - Ja uważam, że tamte słowa były bardzo niefortunne. Ale wybaczył mu pan je? - Sens ich był taki, że ówczesny poseł jeszcze Schetyna, wstydzi się za porozumienie z bezpartyjnymi samorządowcami, skupionymi wokół Dutkiewicza. To nie jest powód do wstydu, to jest raczej powód do dumy i do naśladowania w innych regionach kraju, bo Polacy oczekują zgody od polityków, a nie walki na śmierć i życie. Tyle że na tym pańskim Dolnym Śląsku dzieją się jakieś przedziwne rzeczy teraz. - Wcale nie przedziwne. Nie, przedziwne. Czytam: Jelenia Góra - jeden kandydat popierany przez pana, drugi kandydat popierany przez ministra spraw zagranicznych, też z PO. To nie jest dziwne? - Jeden kandydat jest popierany przez Platformą, bo taka zapadła zresztą większością bezwzględną na radzie regionalnej uchwała i decyzja. No tak, ale Schetyna tam jedzie i popiera kogoś innego. - Została podtrzymana (decyzja - red.) przez zarząd krajowy dlatego uważam, że to zaangażowanie ministra spraw zagranicznych w tak lokalne sprawy i to tak niefortunnie, bo wbrew stanowisku nawet zarządu krajowego partii, jest bardzo niefortunne. Lepiej, żeby minister spraw zagranicznych koncentrował się na sprawach zagranicznych. Ale jakoś będzie go pan chciał partyjnie ukarać? Bo partyjnie to pan jest wyżej niż on. - Nie ma powodu, żeby pana ministra karać, natomiast jeśli wynik będzie niekorzystny dla osoby, którą popiera, to będzie po prostu najlepsza kara. Ale nie jest tak, że gdyby nie był szefem MSZ, to pan by dzisiaj składał wniosek o przynajmniej zdyscyplinowanie go partyjne? - Nawet jeśli były jakieś napięcia na Dolnym Śląsku i one nawet czasem wylewały się do mediów, to ja zawsze powtarzałem, że nie ma żadnych podstaw, żeby kierować wnioski o dyscyplinarne ukaranie, bowiem w polityce różnica zdań jest sprawą naturalną. Kwestia stylu, jak tę różnicę zdań się artykułuje i jak się współpracuje, mimo tego, że mamy inne poglądy, chociażby na współpracę właśnie z tymi bezpartyjnymi samorządowcami. Dzisiaj jesteście w takich stosunkach, że pan może wziąć telefon, zadzwonić do niego i powiedzieć: Grzesiu, co ty tam wyrabiasz w tej Jeleniej Górze? - W takich nigdy nie byliśmy, ale... Nie no, zaraz. Przecież byliście kumplami, przyjaciółmi. Widzę was na zdjęciach z lat 80. Pan trzyma głośnik, a on mówi do mikrofonu. Chyba byliście w dobrych relacjach wtedy. - Tak, to prawda, ale pewnie nigdy bym sobie nie pozwolił na to, żeby dzwonić i mówić: "Grzesiu, co ty tam wyprawiasz?". Raczej starałbym się wyperswadować... "Panie Grzegorzu, cóż tam się dzieje w Jeleniej Górze?"... - Pan minister Schetyna jest bardzo dojrzałym politykiem, wie dobrze, co robi, ma pewnie świadomość konsekwencji swoich decyzji i swoich wystąpień. Ja nie rozumiem akurat tego zachowania w sprawie Jeleniej Góry, ale przyjmuję, że to jest taka drobna wpadka, nieistotna. A nie ma pan poczucia, że Tusk by to wszystko wziął w garść? - Ewa Kopacz również. Proszę mi wierzyć, że pani premier, która za mniej więcej 10 dni zostanie formalnie przewodniczącą Platformy Obywatelskiej, będzie szefem, który będzie trzymać nie tylko sprawy państwa, ale i partii w garści. Dowiodła w ciągu tego miesiąca, że jest i decyzyjna, i potrafi być twarda, i skuteczna - na ostatnim szczycie Unii Europejskiej. Skoro jest taka decyzyjna, to co z tym nieszczęsnym skarbnikiem Platformy, który tak zaniemógł alkoholowo, że rozłożył się na ulicy? - Raz jeszcze chcę zwrócić uwagę, że to nie jest polityk Platformy, to jest urzędnik. No tak, ale podał się do dymisji, mieliście go odwoływać, a cały czas jest pełnomocnikiem finansowym. - To wymaga zebrania zarządu krajowego, od tamtej pory się nie spotkaliśmy, ale proszę mi wierzyć: jeżeli ktoś nie pełni funkcji publicznej - a to, raz jeszcze chcę powiedzieć, nie jest funkcja publiczna... Czyli pan by mu wybaczył, krótko mówiąc. - Tak, bo my go rozliczamy za jego fachowość... ...a nie za jego alkoholowość. - Trzeba skarcić. Za takie sprawy w normalnej firmie powinno się pewnie polecieć po premii. Ale jeżeli główny księgowy jest człowiekiem rzetelnym i można na nim polegać, to taka wpadka jest kwestią do ukarania, ale na pewno nie wyrzucania. Pytanie, czy można polegać na tym, kto ma takie słabości. - Można.