Konrad Piasecki: Panie profesorze, czy ogłoszenie, że w Smoleńsku doszło do morderstwa i zamachu zmienia coś w pańskich planach? Piotr Gliński: - O tyle, że dynamika spraw politycznych przyspieszyła i trochę merytoryczna strona polityki zeszła na drugi plan. Może nikt nie chce już z panem dyskutować o meritum tylko chce pana obrzucać granatami. Albo pan chce kogoś obrzucać granatami? - To nie jest tak, że nikt nie chce. Ja rozmawiam cały czas z ekspertami, formułuje grupę ekspertów, którzy będą podstawą mojego zaplecza merytorycznego. Ale, czy bycie kandydatem partii, której prezes głosi takie tezy o morderstwie, o zamachu, o zabójstwie panu nie wadzi? - O tyle mi to przeszkadza, jak powiedziałem, że to zmienia atmosferę i priorytety na scenie politycznej. Natomiast ja rozumiem, że prezes partii opozycyjnej w sytuacji, kiedy od dwóch i pół roku sprawa tak poważna jak Smoleńsk nie została wyjaśniona, może emocjonalnie do tego pochodzić. W pewnych okolicznościach a okoliczności jak pan wie były szczególne. Jedni powiedzą sprawa nie została wyjaśniona, inni powiedzą jest raport komisji Millera, działa prokuratura, skończy się śledztwo. Czy jest sens, czy jest potrzeba i czy jest moralnie usprawiedliwione wypowiadanie tak ostrych sądów? - Ja myślę, że nikt poważny nie może powiedzieć, że raport Millera wyjaśnił katastrofę smoleńską. Ale uważa pan, że teza: zamach, morderstwo to jest teza, która jest usprawiedliwiona i pod tą tezą się pan podpisuje? - Ja się nie podpisuję pod tą tezą. Ja uważam, że tego rodzaju hipoteza jest jedną z uprawnionych hipotez dotyczących wyjaśnienia tej katastrofy. Tyle, że prezes PiS już nie mówi o hipotezach. - Prezes ma inny dystans do tej kwestii niż ja. Pan ma większy dystans i pan nie wypowiedziałby sformułowania o zamachu? - Ja bym tak nie wypowiedział w formie tezy. Jest to jedna z hipotez, które wymagają weryfikacji. A pan widzi te twarde dowody, które pozwalają mówić takie rzeczy? - Ja widzę, że jest bardzo wiele przesłanek. Ja widzę, że jest bardzo wiele dowodów, które wymagają wyjaśnienia i ja widzę potrzebę powołania międzynarodowej komisji w tej kwestii, bo chyba to jest jedyna w tej chwili możliwość wyjaśnienia tej sprawy. Ale póki międzynarodowa komisja nie kończy pracy o zamordowaniu 96 osób Piotr Gliński by nie mówił. - Ja bym nie mówił, natomiast rozumiem, że w okolicznościach takich jakie były, szef największej partii opozycyjnej, który jest z natury rzeczy zaangażowany w tę kwestię... może. I nie ma pan żalu do Jarosław Kaczyńskiego, że tak zdecydowanie wszedł w tą tezę "Rzeczpospolitej", z której gazeta się wycofała? - Nie mam żalu i rozumiem to, chociaż to burzy jakby nasz pomysł na merytorykę w polityce. Wyobraża pan sobie, żeby w tej atmosferze tworzyć jakiekolwiek ponadpartyjne porozumienie? - Atmosfera w polityce się zmienia, uspokaja. Jarosław Kaczyński przecież nie formułuje codziennie tego rodzaju tez, więc mam nadzieję, że wrócimy do dyskusji merytorycznej, a katastrofa smoleńska - mam nadzieję - będzie wyjaśniania w sposób cywilizowany. Tylko dzisiaj to trochę wyglądałoby, jakby mordercy musieli się porozumieć z ofiarami? - Problem polega na tym, że państwo polskie nie wyjaśniło jednego z największych dramatów w historii Polski. No tak, ale do tego do sformułowania o mordercach daleka droga. Przyzna pan? - Ja już panu przyznałem, że ja mam trochę inny dystans do tej kwestii niż prezes Kaczyński. A skoro prezes mówi, że każdy, kto chodził przez matactwo czy poplecznictwo, miał z tą zbrodnią coś wspólnego musi ponieść tego konsekwencje, trudno sobie wyobrazić ustalanie jakichkolwiek politycznych porozumień, skoro jedni są mordercami, a drudzy ofiarami. Matactwo to jeszcze nie jest oskarżenie o morderstwo. Bądźmy precyzyjni. Prezes Kaczyński nie oskarżył o morderstwo i zamach polskiego rządu i polskiego państwa. Domaga się - podobnie jak większość opinii publicznej - wyjaśnienia tej kwestii. Panie profesorze, ale siądzie pan w tej sytuacji do rozmów politycznych z politykami PO, PSL-u? - Tak, siądę. Moją rolą jest łączyć, rozmawiać merytorycznie, budować inną politykę w Polsce. A deklarować, że jako premier wyjaśniłby pan tę tragedię i odebrał od Rosjan wrak i czarne skrzynki? - To byłoby moim obowiązkiem, jednym z priorytetowych, chociaż premier rządu technicznego powinien się zajmować czymś innym. A jakby pan ten wrak odebrał Rosjanom? Ma pan jakiś pomysł na to? - Na pewno poprzez bardzo silną kampanię międzynarodową. To znaczy - Polska nie może udawać na forum europejskim, czy forum światowym, że nic się nie stało i traktować Rosji jako wiarygodnego partnera w innych kwestiach, jeżeli ta kwestia nie jest wyjaśniona. Ale powinna sięgnąć po tak ostry środek, jak na przykład zerwanie stosunków dyplomatycznych? - Zerwanie stosunków na pewno nie. Przynajmniej nie jako pierwszy krok, ale na pewno bardzo stanowcze stawianie tej sprawy wszędzie, gdzie tylko można, na forum międzynarodowym, a jest bardzo wiele miejsc, gdzie Polska może o tym mówić. Czyli pan jako premier w każdej rozmowie z politykiem formatu międzynarodowego mówiłby "a Rosja nie zwraca nam wraku"? - To jest obowiązek państwa polskiego. Czy prace nad kompletowaniem rządu posunęły się jakoś do przodu? Jest tak, że już rząd skompletowany, ministrowie do pracy już się rwą? - Nie, nie. Rząd nie jest skompletowany. Ministrowie się nie rwą. Natomiast ja cały czas rozmawiam i kompletuję zespół ekspertów, który będzie zapleczem eksperckim tego projektu, w którym uczestniczę. A jakieś rozmowy chociaż z jednym kandydatem na ministra, wicepremiera, pan odbył? - Tak. Nie z jednym. Czyli ma pan już w głowie obraz tego rządu? - No, nie pełny, ale tak, mam grupę ekspertów, którzy się zgodzili uczestniczyć w tym projekcie. Jakieś nazwisko padnie? - Nie mogę, bo byłbym nielojalny wobec tych osób. Może one też chcą, skoro się pan zdecydował i odważył? - Jak będzie osiągnięta masa krytyczna takiego zespołu ekspertów, to na pewno państwa poinformuję. A ten wniosek o powołanie pana na premiera kiedy był, bo jakoś Prawo i Sprawiedliwość przestało się palić? - Dynamika spraw politycznych się zmieniła poprzez kilka faktów. Teraz czekamy także na rozstrzygnięcie europejskie odnośnie funduszy na następną perspektywę, więc to się przedłuży. Czyli teraz grudzień, styczeń, luty, marzec? - Podejrzewam, że po świętach raczej, bo przed świętami nie będziemy dążyć do kryzysu politycznego. Czyli po świętach, czyli styczeń? - Myślę, że tak. I to jest porozumienie między panem a PiS-em? - No, tak to ustalaliśmy ostatnio. Najprawdopodobniej, jeżeli się zmieni dynamika spraw politycznych, w każdej chwili jestem gotowy podjąć się tego zadania. To kilka pytań od słuchaczy. Czy zaczął pan już żałować swojej decyzji, albo kiedy zaczął pan żałować swojej decyzji? - Nie, nie zacząłem. Czyli cały czas uważa pan, że misja jest skazana na sukces. - Nie wiem, czy jest skazana na sukces. Wierzę w to, że przyniesie sukces. Na pewno jest dobra dla polskiej polityki, bo ona odwołuje się do spraw merytorycznych, spraw programowych, do poważnej polityki, a nie do traktowania polityki tak, jak obecny rząd to robi. Co by pan zrobił jako premier, żeby zachęcić Polaków, którzy obecnie pracują za granicą, do powrotu do Polski? - Przede wszystkim wprowadziłbym większą atmosferę wiarygodności w Polsce, lepszy kontakt ze społeczeństwem, komunikację społeczną. Spróbowałbym ruszyć gospodarkę, walczyłbym także z bezrobociem w sposób bardziej energiczny. Czy jest pan za wprowadzeniem płatnych studiów dla wszystkich? - Nie. Jak pan ocenia reakcję wydawcy "Rzeczpospolitej" - zwolnienie czołówki gazety? - Bardzo krytycznie. Mimo, że dziennikarze być może się pomylili - znaczy, ja nie wiem, czy się pomylili - to zwalnianie dziennikarzy za materiały prasowe... Tym bardziej, że to przeczy poprzednim obietnicom pana Hajdarowicza. Jeżeli chce być taki wiarygodny - bo on dwukrotnie mówił o wiarygodności - to mam parę pytań do niego.