Powoływanie się na argument, że prezydent ma swoje służby jest wprowadzaniem opinii publicznej w błąd. Moi ludzie nie są niczemu winni - mówi prezydent. Dodaje, że minister Sikorski w nocy, kiedy był potrzebny nie był w formie. Na koniec zapowiada nominację Piotra Wypycha na nowego ministra w swojej kancelarii. Agnieszka Burzyńska: "Kontrapunkt" gości dziś w Pałacu Prezydenckim. Dzień dobry panie prezydencie. Czy polskie państwo funkcjonuje dzisiaj źle? Lech Kaczyński: Pewnie nawiązuje pani do tego, co powiedziałem w Kamieniu Pomorskim. Miałem tam na myśli konkretne sprawy związane z informowaniem prezydenta i premiera o tragicznych, ale istotnych zdarzeniach. Śmierć 20 obywateli w hotelu socjalnym, w ogniu, jest wydarzeniem bardzo ważnym. Agnieszka Burzyńska: Powiedział pan "niektóre sprawy trzeba rozliczyć". Jakie to są sprawy? Lech Kaczyński: Miałem konkretną sprawę na myśli. Jeżeli coś się dzieje o godzinie 1 w nocy, a o godzinie 1.06 hotel w Kamieniu płonął jak pochodnia, to nie jest możliwe, żeby głowa państwa dowiadywała się o tym o 9.30. Wszystko jedno, czy jestem nią ja, czy kto inny. I do tego z mediów, a nie od odpowiednich służb. I tutaj - wyprzedzając inne pytania - prezydentowi nie podlega ani straż pożarna, ani policja, tylko rządowi. Powoływanie się na argument, że prezydent ma swoje służby jest - jakby to powiedzieć - wprowadzaniem opinii publicznej w błąd. Andrzej Stankiewicz: Ale czy miejsce takiej tragedii jest odpowiednie do podtrzymywania konfliktu z rządem? Lech Kaczyński: Wychodzicie państwo z założenia, że prezydentowi nigdy nie wolno nic powiedzieć. Ja tego założenia nie podzielam. Ani nikogo personalnie nie zaatakowałem, ani nie wypowiedziałem słowa "rząd". Powiedziałem tylko, że są pewne sprawy, które należy wziąć pod uwagę. Ja bym prosił, aby w stosunku do niektórych przedstawicieli rządu stosować tak ostre kryteria etyczno-moralne, jeśli chodzi o jakość ich wypowiedzi. Agnieszka Burzyńska: Pytamy tylko, czy nie żałuje pan tych słów? Lech Kaczyński: Mogłem zapytać, dlaczego o tak potwornej tragedii nie dowiedziałem się wcześniej. Agnieszka Burzyńska: Pańskich współpracowników pan nie rozliczy - nie będzie żadnych żółtych czy czerwonych kartek? Lech Kaczyński: Ale za co? Agnieszka Burzyńska: Gdy słyszy pan szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, który oznajmia, że o wszystkim dowiedział się z SMS-a po 9 rano, kiedy wszystkie media mówiły już o tym dawno? Lech Kaczyński: No przepraszam, czy szef BBN-u w pierwszy dzień świąt nie może spać? On powinien być obudzony. Jest umowa między centrum rządowym a BBN-em dotycząca tego, jakie informacje powinny być przekazywane. I ta umowa nie została dotrzymana. Andrzej Stankiewicz: Rządowy Zespół Zarządzania Kryzysowego zwoływany przez premiera ma miejsce dla przedstawiciela Kancelarii Prezydenta. Prezydent nie zgłosił jeszcze swojego kandydata. Lech Kaczyński: Ja bardzo się cieszę z tego, że z mediów dowiaduję się o tego rodzaju miejscu. Rządowy Zespół Zarządzania Kryzysowego nie zebrał się akurat tamtej nocy, więc są inne sposoby informowania. Raz jeszcze powtórzę: prezydent powinien być informowany przez aparat państwowy, a przełożonym tego aparatu jest premier. Agnieszka Burzyńska: Zgłosi pan swojego kandydata? Lech Kaczyński: Jeżeli mam tego rodzaju możliwość, to zgłoszę. Ale to jest zbaczanie z tematu, zamknijmy już go. Andrzej Stankiewicz: Wyobraża pan sobie jeszcze współpracę z rządem? Bo nam się wydaje, że dalej jest już tylko ściana. Lech Kaczyński: Ostatnia moja rozmowa z premierem była bardzo sympatyczna. Nie rozumiem tylko tego, dlaczego po każdej tego typu rozmowie następuje seria agresywnych wypowiedzi. Agnieszka Burzyńska: A jak rozmawiacie ze sobą, to jak się do siebie zwracacie - po imieniu? Jest miło, sympatycznie? Lech Kaczyński: Ależ oczywiście. My się znamy z "Solidarności", a ludzie z tej epoki zazwyczaj mówią sobie po imieniu. Ale nie w tym rzecz. Chodzi o to, żeby tę atmosferę podtrzymać. Agnieszka Burzyńska: Dlaczego jest tak, że jak się takie spotkanie kończy to wszystko się wali? Lech Kaczyński: A to już jak będzie pani przeprowadzała wywiad z premierem, to proszę go o to zapytać. Andrzej Stankiewicz: Premier deklaruje, że chętnie porozmawia z panem o współpracy w cztery oczy i że odpowie na pańskie zaproszenie. Będzie takie zaproszenie? Lech Kaczyński: To też bardzo interesujące, że dowiaduję się tego od państwa. Natomiast ja wielokrotnie wyrażałem chęć spotkania z panem premierem, tylko że ja bym chciał, żeby istniał jakiś najmniejszy chociaż związek między tym, o czym i w jakiej atmosferze rozmawiamy, a tym co się dzieje później. Andrzej Stankiewicz: A o tę ostatnią awanturę obwinia pan bardziej premiera, czy jego otoczenie? Lech Kaczyński: Ja nie znam stosunków wewnątrz Kancelarii Premiera i nie należy to do moich zadań. Andrzej Stankiewicz: Czeka pan z niecierpliwością na rozstrzygnięcie Trybunału Konstytucyjnego, kto ma jeździć na szczyty unijne, kto na NATO-wskie, kto ma się spotykać z prezydentem Obamą? Lech Kaczyński: Pytanie dotyczy szczytów Unii Europejskiej. Ja myślę, że konstytucja tutaj bardzo jasno rozstrzyga. Po pierwsze, prezydent jest najwyższym przedstawicielem Rzeczpospolitej... Agnieszka Burzyńska: ... ale rząd podkreśla, że to on prowadzi politykę zagraniczną. Lech Kaczyński: Ja bym panią bardzo prosił, aby dała mi pani się wypowiedzieć. Artykuł 133 mówi o prezydencie jako reprezentancie państwa w stosunkach zewnętrznych. I mówi też o tym, że prezydent współpracuje z premierem i odpowiednim ministrem. Ja się od tej współpracy nie uchylam. Tylko że współpraca oznacza ucieranie wspólnego poglądu. Agnieszka Burzyńska: Właśnie, w ramach ucierania wspólnego poglądu rządowe stanowisko przesłane panu przed wizytą na Litwie, pomogło? Czuł się pan w pełni poinformowany? Lech Kaczyński: Ja jestem dobrze poinformowany jeżeli chodzi o stosunki na Litwie. A stanowisko, które zawierało kilka zdań, niczego tutaj nie zmieniło. Agnieszka Burzyńska: A co było w tym stanowisku? Lech Kaczyński: Ja tego tekstu nie będę ujawniał. Andrzej Stankiewicz: Ale czy to były merytoryczne porady, czy raczej chęć zrobienia prezydentowi na złość? Lech Kaczyński: Nie będę się w tej sprawie wypowiadał. Agnieszka Burzyńska: Co pan zrobił z ustawą kompetencyjną, która w wersji rządowej określa, że to premier decyduje o polityce unijnej, a pozostałe organy - w domyśle: także pan prezydent - muszą się temu podporządkować. Lech Kaczyński: Ja przede wszystkim nie znam tego projektu rządowego, więc pozwólcie państwo, że się nie będę do niego ustosunkowywał. Wyrażę tylko opinię, że ustawy powinny być zgodne z konstytucją.