- Służba zdrowia niepotrzebnie stała się polem walki politycznej. Lekarze słowa o wyciągnięciu wobec nich konsekwencji odebrali jako kolejną zapowiedź "brania w kamasze". Nawet bez wykształcenia medycznego premier pewnie wie, że działając przeciwko lekarzom, działa się przeciwko chorym - dodaje. Konrad Piasecki: Panie prezesie, ilu lekarzy wypisze dziś swoim pacjentom dokładnie taką receptę, jakiej oczekuje Narodowy Fundusz Zdrowia? Maciej Hamankiewicz: - Pewnie nikt, bo nie da się jej dzisiaj wypisać w sposób prawidłowy. Przepisy to uniemożliwiają, a chaos panujący w tych dniach po prostu to uniemożliwia. Czyli pacjenci są skazani na to, że będą dostawali recepty, które NFZ będzie akceptował albo nie akceptował, i tak naprawdę dopiero w aptece dowiedzą się, czy muszą płacić za to pełną odpłatność, czy jakaś refundacja im jednak przysługuje. - W aptece dowiedzą się, jeśli ta apteka będzie otwarta, to będzie miała umowę z Narodowym Funduszem Zdrowia, także niekonieczne tam się dowiedzą. Myślę, że powinni telefonować do Narodowego Funduszu Zdrowia z żądaniem przyjazdu do ich domu odpowiedzialnego za ten bałagan urzędnika. A jest jakiś sposób na to, żeby spróbować znaleźć takiego poprawnego lekarza, który będzie wypisywał taką receptę. Czy pańskim zdaniem to jest skazane absolutnie na niepowodzenie? - Jesteśmy wolnym zawodem i wielu lekarzy będzie postępowało według własnego sumienia. My wszystkim chcemy jedynie pokazać, że zagrożenia wypływające z tej ustawy przy przepisywaniu leków są tak olbrzymie, że trudno przepisywać recepty tak, jakby widziało to Ministerstwo Zdrowia. Ja sam nie jestem w stanie podjąć tego ryzyka, że za 5 lat - po przejściu na emeryturę - zostanę zrujnowany. Nie mogę dzisiaj wypisywać leków refundowanych, bo uniemożliwiło mi to źle skonstruowane prawo. Co w takim razie będzie pan robił jako lekarz? Będzie pan przybijał pieczątkę, czy w ogóle wydawał pełnopłatne recepty? - Tylko w koniecznościach, ponieważ Naczelna Rada z 16 grudnia tą rekomendację o tej formie protestu zawiesiła. Ja po prostu będę wystawiał leki z pełną odpłatnością. Premier mówi: Lekarze, którzy będą zachowywali się niegodnie, którzy będą utrudniali pacjentom życie, będą podlegali konsekwencjom. Ma pan poczucie, że będzie się pan zachowywał niegodnie i utrudniał? - Pan premier na pewno się przejęzyczył, bo doskonale wie, że "medicos jovenes agrotis servit", czyli wspomagając lekarzy, służymy chorym. Nie wspomagając lekarzy, działamy przeciwko chorym. Myślę, że premier powinien zrobić wszystko, co w jego mocy, aby pomóc chorym, żeby tych ludzi otoczyć opieką. On, nieposiadający wykształcenia medycznego, może zrobić to tylko poprzez wspomożenie lekarzy. Trzeba ich wspomóc, aby to prawo w sposób szybki i skuteczny zmienić tak, abyśmy mogli chorym udzielać pomocy. - Pan premier jest osobą bardzo wrażliwą na nieszczęście ludzkie. Jestem świadkiem, jak uczestniczy on we wszystkich wydarzeniach, pożarach, huraganach, powodziach. Sądzę, że ta sytuacja również skłoniła go do takiej wypowiedzi. My nieszczęśliwie odebraliśmy to jako rodzaj "kamaszy dla lekarzy", ale na pewno premier wie, że to jest zła droga, droga, którą można jedynie niepotrzebnie zaognić konflikt, a jednocześnie bardzo zaszkodzić chorym. "Medicos jovenes agrotis servit" - wspomagając lekarzy służysz chorym. Co pańskim zdaniem może być uznane za zachowanie niegodne i jakie konsekwencje może mieć na myśli premier? - Myślę, że pan premier nie do końca przemyślał tą wypowiedź. Uważa pan, że to raczej jest oliwa, która zostanie dolana do ognia protestu, i ognia problemów służby zdrowia? - Niestety, podejrzewam, że ochrona zdrowia, która powinna być absolutnie apolityczna, również stała się polem walki polityczne - całkiem niepotrzebnie. To są słowa polityka, a nie kogoś, kto ma opiekować się chorymi ludźmi. Panie prezesie, wczytuję się w zapisy ustawowe i zastanawiam się, czy to naprawdę dla lekarza jest taki straszny problem, by sprawdzić w tabeli, jak refundowany jest lek i pobrać od pacjenta oświadczenie, że ten jest ubezpieczony? Czy to naprawdę jest dla was takim straszliwym bólem, że trzeba teraz tygodniami i miesiącami protestować i walczyć z tą ustawą? - Tak. Po pierwsze: jest to niewykonalne, bo proszę spróbować teraz wejść na serwer Ministerstwa Zdrowia i zobaczyć to obwieszczenie. Po prostu tego nie ma, bo coś co zostało w ostatnich godzinach tam obwieszczone i ma obowiązywać dzisiaj od ósmej rano. Nikt nie jest w stanie w Polsce powiedzieć, jak to obwieszczenie tak naprawdę wygląda. Ale to jest sprawa przejściowa, za parę godzin te serwery zostaną uruchomione i będzie lepiej. - Na pewno nie będzie lepiej, dlatego, że tutaj nie mówimy o sięgnięciu na listę. Problem polega na tym, że system jest wybitnie skomplikowany, pożerający olbrzymią ilość czasu, którą kradniemy pacjentom. Zapisanie leku jest ostatecznym elementem wywiadu lekarskiego i czym mniej czasu dla pacjenta to potem już nie ma znaczenia, co to jest za lista i jak drogi jest ten lek. Sednem ochrony zdrowia jest lekarz i kontakt tego lekarza z pacjentem. No tak, ale lekarz ma kontakt z pacjentem. To on decyduje, jaki lek mu przepisać, sięga do tabeli, znajduje ten lek, wypisuje receptę. Wydaje się, że to wszystko może trwać kilkadziesiąt sekund i nie trzeba robić z tego aż takiego problemu. - Trwałoby kilkadziesiąt sekund, gdyby system informatyczny w ogóle istniał. Nie dysponujemy żadną możliwością takiego działania, jak pan w radiu RMF FM. My jesteśmy jeszcze w XIX wieku i tego typu zmiany wymagałyby szybkiego działania. Skoro finanse na to są, a wiemy, że są, pojawia się pytanie: czemu elektroniczny dowód ubezpieczenia zdrowotnego od 2004 roku nie istnieje? To załatwiłoby problem. A sedno sprawy tkwi w niebezpieczeństwie ekonomicznym dla lekarzy -nawet w ciągu 5 lat może przyjść kontroler i zanegować wszystko w bardzo przebiegły sposób. No, ale jeśli lekarz będzie miał oświadczenia pacjentów, że są ubezpieczeni, a te oświadczenia będą honorowane, no to problem powinien być rozwiązany. - Proszę pokazać przepis prawa, który mówi, że te oświadczenia mają być honorowane. To jest zwykły komunikat prezesa Paszkiewicza, który prawdopodobnie jutro, pojutrze albo za rok, albo za dwa przestanie być prezesem. Komunikat nie jest żadnym stanowionym w Polsce prawem. Polskie prawo to jest ustawa i ten komunikat nie jest zgodny z tą ustawą. My zastosowaliśmy, chcieliśmy takich protez żeby umożliwić w ogóle nam funkcjonowanie w najbliższych dniach, ale bez zmiany ustawy, bo to ona decyduje o wszystkim, nie ma możliwości prawidłowego funkcjonowania ochrony zdrowia. Czyli nie jest tak, że ta sytuacja, przy tym stanie prawnym, jakoś przyschnie i za parę dni okaże się, że nie ma jednak aż tak strasznego problemu. - Nie, nie ma takiej możliwości, żeby w ogóle ochrona zdrowia funkcjonowała prawidłowo przy tych zapisach ustawowych i nic nie da się przeczekać. Jasna deklaracja ze strony Ministra Zdrowia, a najlepiej w tych okolicznościach po dolaniu oliwy do ognia Premiera Rzeczypospolitej, że rozpoczynamy pilne prace nad zmianą ustawy, a w szczególności artykułu 48 punkt 8, w zasadzie nic dobrego służbie zdrowia nie przyniesie w nowym roku.