Konrad Piasecki: Zmieniacie plany? Paweł Poncyljusz: - I tak, i nie. Wiadomo już, że nie możemy pojechać w tym tygodniu tam, gdzie planowaliśmy, z racji tego, że do Słubic nadchodzi fala powodziowa. Ja pytam o zmianę planów związaną z tym, że Jarosław Kaczyński powiedział mamie o śmierci brata. - Nie, my mieliśmy świadomość, że taki dzień nastąpi i też braliśmy to pod uwagę w naszej kampanii. Mówiło się, że gdy prezes powie, będzie towarzyszył mamie przez kilka dni w szpitalu i wtedy kampania będzie zawieszona. - Nie, nie będzie zawieszona, bo jest wiele rzeczy, które się toczą równolegle. Powstają społeczne komitety poparcia, kampania dzieje się - na terenach powodziowych ona w tej chwili została wstrzymana, ale tam, gdzie nie ma powodzi, kampania się toczy - w taki, czy inny sposób. Są posłowie w terenie itd. To oczywiste, tylko pytanie, czy Jarosław Kaczyński będzie mógł w tym uczestniczyć w ciągu najbliższych dni. - Zobaczymy, on musi sam zdecydować, jak to wygląda. Ale myślę, że pod koniec tygodnia już powinien znowu pojawić się na takich przedsięwzięciach, jak ostatnio w poniedziałek w Raciążu. A jak mama to przyjęła, zniosła, przetrwała? - Nie wiem, nic nie wiem na ten temat. A może pan powiedzieć - prezes kilka dni temu powiedział, że musi powiedzieć jak najszybciej, bo zaczyna wyczerpywać się legenda, którą stworzył na potrzeby tej sytuacji. Co to była za legenda? - Nie mogę na ten temat mówić, tym bardziej, że jestem rzecznikiem prasowym sztabu, a nie Jarosława Kaczyńskiego. Słyszałem tę wypowiedź, bo byłem obecny przy tym wywiadzie i najprawdopodobniej była jakaś legenda, która się wyczerpała, jak on to powiedział. Zdaje się, że to była legenda związana z tym, że prezydent nie może wrócić ze Stanów Zjednoczonych z racji chmury pyłu. - Nie potrafię się do tego odnieść. Czy Bronisław Komorowski na wałach spędza panu sen z powiek? - Nie. Ja myślę, że on powinien spędzać sen z powiek Donaldowi Tuskowi, jak jedzie sam na wały. I to widać, że w ostatnim tygodniu już raczej wychodzi na takiego pierwszego pomagiera Donalda Tuska albo takiego, który jedzie na doczepkę z Donaldem Tuskiem. A dlaczego powinien spędzać sen akurat sam? - Bo jak pojedzie sam, to zaraz coś powie i potem jest kolejna wpadka Bronisława Komorowskiego. A co takiego powiedział? - Że powódź ma to do siebie, że była w zeszłym roku, jest w tym roku i że ludzie już są przyzwyczajeni. Albo że woda się zbiera i spływa do Bałtyku. Że miał przyjemność być na terenach powodziowych... Te wpadki Bronisława Komorowskiego niestety są. Akurat o tej przyjemności to powiedział w towarzystwie Donalda Tuska. - Ale jednak zabrzmiało to dość dziwacznie, szczególnie, że ludzie tracą dobytek albo całe swoje domy mają zalane. I co, zacieracie ręce, jak patrzycie na Bronisława Komorowskiego? - Nie. Wie pan, problem jest inny, że ta kampania pokazuje, że w Polsce jest realnie dwóch polityków. To jest Donald Tusk i Jarosław Kaczyński. O realności Jarosława Kaczyńskiego to może nie mówmy, bo jego realność jest ostatnio mocno zakłócona. - Nie, myślę, że nie jest zakłócona. Daje wywiady, mówi, jak widzi Polskę, oferuje współpracę w kilku rzeczach, taką ponad podziałami politycznymi, ponad sporem politycznym. Ale co z tego, że jest dwóch realnych polityków? To znaczy, że tych dwóch realnych polityków powinno nadal rywalizować jako szefowie partii? - Nie, tych dwóch realnych polityków powinno piastować najważniejsze funkcje w państwie i powinni osiągnąć kompromis w najważniejszych dla Polski sprawach. Ale Donald Tusk nie może być jednocześnie premierem i prezydentem. - Nie, nie. Więc Donald Tusk jest premierem, a Jarosław Kaczyński będzie prezydentem. I to będzie dobry tandem, podział pracy dla Polski. Będzie pan przekonywał, że dopiero taki tandem by sobie poradził z powodzią? - W ogóle myślę, że z sytuacją w Polsce, bo powódź jest dzisiaj taką sytuacją nadzwyczajną, ale mamy kryzys, który nas wcale nie ominął, mamy bezrobocie, mamy problemy w służbie zdrowia i w systemie emerytalnym, takie rzeczy, które trzeba wymienić. Panie pośle szanowny, błagam, ja rozumiem, że to jest dobra legenda stworzona na potrzeby kampanii, ale doskonale wiemy, że programy Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska - czyli Platformy i PiS-u są skrajnie różne w wielu dziedzinach. Taki tandem dostarczyłby nam kolejnych powodów do niepokojów i kolejnych starć partyjnych. - Rozumiem, że pan się wczuwa w rolę drugiego głosu w tym wywiadzie? Nie - patrzę realnie na rzeczywistość. Koabitacja nie służy tworzeniu wspólnych planów raczej - przynajmniej do tej pory nie służyło. - Ja wczoraj czytałem wywiad z Hanną Gronkiewicz-Waltz i mniej więcej mówi to samo, co pan. Wydawało mi się, że pan mnie tylko odpytuje, a ja odpowiadam na pytania. Tak właśnie jest. - Więc ja spróbuję odpowiedzieć na pytanie. Jarosław Kaczyński w jednym ze swoich wywiadów mówił o tym, że jest siedem-osiem dziedzin w Polsce, w których wymagane jest porozumienie ponad podziałami. Co by się nie oszukiwać, Jarosław Kaczyński dzisiaj reprezentuje całkiem sporą część Polaków. Jeśliby to złożyć z reprezentacją Donalda Tuska - też sporej części Polaków - to mamy takie porozumienie ponad podziałami. Konkretne pytanie - Jarosław Kaczyński podpisałby ustawę, która podnosiłaby wiek emerytalny w Polsce? - Moim zdaniem ten wiek emerytalny... Nie - panie pośle, podpisałby, czy nie? - Zależy jak będzie brzmiała ta ustawa. Jeśli będzie brzmiała tak, że znosimy sztywny wiek emerytalny, który jest i wprowadzamy zasadę, że każdy kolejny rok, w którym Polak pracuje daje mu większą emeryturę - moim zdaniem jest to rozwiązanie warte rozstrzygnięcia. Czyli popieracie podniesienie wieku emerytalnego? - Pan znowu mi wkłada w usta rzeczy. Nie - pytam: czy popiera pan pomysł podniesienia wieku emerytalnego? - Popieram zmianę systemu dotyczącego wieku emerytalnego i emerytur. Chcielibyśmy, żeby Polacy mieli godne emerytury a wszyscy eksperci w tej dziedzinie mówią, że w 2030 roku siła nabywcza przeciętnego emeryta będzie w połowie taka jak dzisiaj. Niestety niedobrze wróży to na przyszłość, jeżeli nie dokonamy zmian. W tych zmianach może się odnaleźć Donald Tusk i Jarosław Kaczyński. Poparlibyście nałożenie na Polaków podatku powodziowego? - Myślę, że dzisiaj jesteśmy na innym etapie. Dziś jesteśmy na etapie ustawy o klęskach żywiołowych. Widać, że będą potrzebne pieniądze i to wielkie pieniądze. - O wiele większe niż mówi dzisiaj rząd - o rezerwie. Rząd mówi o 2 miliardach. Moim zdaniem 10-15 miliardów to jest rząd wielkości. - Dokładnie. To oznacza, że należy dokonać nowelizacji budżetu a nie z tylnej kieszeni wykładać kilka złotych i mówić, że to załatwia sprawę. A nie nałożyć na Polaków podatek? - Może trzeba z pewnych rzeczy w budżecie zrezygnować. Z czego na przykład? - Na przyszłym posiedzeniu, myślę, że wszystkie kluby się określą jakie mają propozycje. Ja wiem o jakich kilku propozycjach myślą moi koledzy. To jest w tej chwili analizowane. A kiedy premier daje powodzianom po 100 tysięcy złotych, to liberał w panu płacze? - Nie, ale przede wszystkim czuję się dumny, że Donald Tusk trochę staje się reprezentantem Polski solidarnej. Zdaje sobie sprawę, że wielu Polaków, bez tej pomocy, nie odbuduje swoich domów. Akurat z tego powodu się cieszę. Liberał - liberałem, ale trzeba też współczuć tym, którzy stracili wszystko. To może nie ograniczać się do 100 tysięcy, tylko dać tyle, ile trzeba? Jak ktoś potrzebuje 300 tysięcy - dać mu je? - Panie redaktorze, tylko proszę pamiętać, że jeszcze oprócz tych ludzi, którzy stracili swój dobytek mamy ileś tysięcy strażaków - szczególnie ochotniczej straży pożarnej - którzy stracili sprzęt w czasie tej powodzi. To też jest do odbudowania. To nie jest tylko odbudowanie domów, ale również odbudowanie potencjału ratowniczego, jednostek takich jak straż pożarna. Czyli 100 tysięcy wystarczy? - Nie chcę dzisiaj przesądzać. Niech to będzie 100 tysięcy.