Jarosław Sellin był gościem Kontrwywiadu Kamila Durczoka w radiu RMF FM. Posłuchaj: Kamil Durczok: To, co się wydarzyło wczoraj w Trybunale nazwałby pan porażką? Jarosław Sellin: Nie. Dlatego, że istotna zmiany, na którą się zdecydowaliśmy pod koniec ubiegłego roku jest zachowana. To, co się stało wczoraj w trybunale, to jest wyczyszczenie tej ustawy z różnych naleciałości. A co to za naleciałości? Zapis o etyce dziennikarskiej, o rekoncesji dla nadawców społecznych. A kto te naleciałości - jak pan powiedział - wprowadził do ustawy? Tu nie ma nic do ukrycia, wyście to też obserwowali uważnie. PiS, dla dobrego projektu szukało poparcia politycznego, bo przecież wiadomo było, że samodzielnie tego przeforsować nie może. PO nie zdecydowała się na współpracę, trzeba było szukać innych partnerów i ci partnerzy mieli swoje warunki. LPR i Samoobrona - takie było głosowanie i ci partnerzy stawiali pewne warunki, pod pewnymi warunkami zgodzili się poprzeć tę ustawę, z powodu tych warunków znalazły się pewne zapisy w tym pierwotnym projekcie ustawy, które właśnie zostały przez Trybunał Konstytucyjny zakwestionowane. Ma pan rację, mówiąc, że Sejm to przegłosował, tyle tylko że to prezydent podpisał, nie mając wątpliwości. Też pod dyktando Samoobrony i LPR? Wątpliwości nie mieli też legislatorzy sejmowi... Ale nie oni stoją - zgodnie z konstytucją - na straży przestrzegania prawa. Politycy na kimś opierać się muszą, sami często nie są prawnikami z wykształcenia, a jeśli opinie prawników, i w Sejmie i Kancelarii Prezydenta, są takie, że nie ma istotnych zagrożeń dla konstytucyjności zapisów, to co polityk ma zrobić? Musi zaufać, więc w gruncie rzeczy decyzja wczorajsza oznacza, że wyeliminowano nieistotne drobiazgi z tej ustawy. Skoro pan mówi, że uchylono przepisy, co do których pan też w pewnym sensie miał wątpliwości, to nie zdziwiło pana, że prezydent tych wątpliwości nie miał? Przecież mógł skierować zapytanie do TK, a nie podpisywać tej ustawy w takim zresztą tempie dość szybkim. Poczekajmy na uzasadnienie tego werdyktu. Na piśmie go nie mam, nie znam, nie wiem, czy te sformułowania są bardzo ostre czy nieostre. Oczywiście, z werdyktem trzeba się liczyć i respektować. Tu nie ma wątpliwości. Natomiast zwracam uwagę na to, że właściwie oznacza on, że pierwotny projekt klubu PiS był prawie w stu procentach zgodny z prawem i zgodny z konstytucją. Był niemalże doskonały. Dobrze, że pan mówi, że w prawie stu procentach, bo jak pan pamięta, rozmawialiśmy mniej więcej 3 miesiące temu i wtedy po protestach o nierównym traktowaniu nadawców społecznych i pozostałych, pan powiedział tak: "Nie ma żadnych różnic w traktowaniu nadawców w Polsce". Najwyraźniej trybunał nie podzielił pańskiej opinii. Może to pan jakoś skomentować? Uważam, że te zapisy, które były - może troszkę nieprecyzyjne - ale można je było interpretować w taki sposób, że rzeczywiście nie ma uprzywilejowania nadawców społecznych i upieram się przy tym zdaniu, ponieważ w tych zapisach rekoncesyjnych były trzy punkty. Dwa pierwsze dotyczyły nadawców społecznych, trzeci dotyczył wszystkich nadawców. Natomiast werdykt trybunału oznacza, że dziś nie mam żadnych wątpliwości, bo one mogły być. Ale trybunał powiedział wyraźnie: to jest niekonstytucyjne i ujednolicił zasady rekoncesji dla nadawców komercyjnych i społecznych. I mamy to, o co walczyliśmy od wielu lat, ludzie mediów walczyli - wprowadzenie zasady rekoncesji powszechnej do ustawy. To jest dobre rozstrzygnięcie. A propos ludzi mediów i tego, co się w mediach dzieje. Czy pańskim zdaniem ostatnie decyzja KRRiT, czyli kara dla Polsatu i ostrzeżenie dla radia TokFm, to są działania o charakterze cenzorskim? W poprzednich kadencjach KRRiT też rada takimi instrumentami dysponowała. Dostawały radia burę za żarty na temat seksu przedmałżeńskiego? Nie znam dokładnie tej sprawy, nie znam dokładnie uzasadnienia, ale tu nie ma żadnej kary - jest tylko głos w dyskusji. Jest ostrzeżenie i wezwanie do bezwarunkowego wyeliminowania - to cytat szefowej KRRiT - tego typu audycji. To była satyryczna audycja, prowadzona na dodatek na żywo. Jak znam praktykę działania, to przewodnicząca KRRiT opiera się na opiniach własnego departamentu programowego i monitoringu i na podstawie tych opinii podejmuje decyzję. Nie znam tych audycji, więc trudno mi to oceniać, czy były poważne podstawy do takiej reakcji, czy nie.