Agnieszka Burzyńska: Donald Tusk wkracza do akcji "kampania wyborcza". Dlaczego? Jest już tak źle? Julia Pitera: - Nie, po pierwsze w niedzielę jest spotkanie na zamku, gdzie zbiera się komitet poparcia Bronisława Komorowskiego i to jest tak naprawdę początek kampanii. Natomiast premier nigdy poparcia nie odmawiał, jego wystąpienie na Politechnice Warszawskiej... Ale trzymał się z boku, a sama pani mówiła, że premier nie powinien angażować się w kampanię, bo byłby to łakomy kąsek dla kontrkandydatów. Skoro więc zamierza zaryzykować, to pytam, co takiego się stało. - Ale czym innym jest wyrażanie poparcia, a czym innym jest aktywne uczestnictwo poprzez np. towarzyszenie Bronisławowi Komorowskiemu we wszystkich spotkaniach. No ale premier będzie towarzyszył. - Nie, wszędzie nie będzie. Wszędzie nie, ale będzie. Bo do tej pory w ogóle tego nie robił. - Jeżeli w niedzielę pojawi się na zamku lub innym miejscu w sobotę czy w niedzielę, to oczywiście tak. Ale nie permanentne towarzyszenie, bo to oczywiście pociągnęłoby za sobą krytykę. Bronisław Komorowski sobie nie radzi? Nie myślała pani czasami, co się stało z Bronkiem? - Owszem, myślałam. I myślę, że go dokładnie rozumiem. Na niego sprawa funkcji, którą objął, spadła tak naprawdę w 5 minut. Ja bym się chciała dowiedzieć, jak ci wszyscy politycy, którzy go krytykowali, poradziliby sobie w takiej sytuacji. Przerosło go? - Nie przerosło, myślę, że przytłoczyło. Wiele razy sami znajdowaliśmy się w różnych sytuacjach, gdzie najpierw trzeba było sobie poradzić i znaleźć miejsce. A rażą panią te wszystkie gafy? Te słowa o tym, że znajdowanie fragmentów ubrań w niezabezpieczonym miejscu to żaden problem, że gdyby prezydent chciał odesłać ustawę o IPN-ie do Trybunału, to by to zrobił, chociaż to było niemożliwe... - Mnie znacznie bardziej razi nakręcanie atmosfery opowieściami na temat tego, co gdzie zostało znalezione i w jaki sposób, i próba robienia z tego wojny politycznej, która świadczyłaby o tym, że ci, którzy robią, tej tragedii tak naprawdę nie przeżywają. Ale widzi pani błędy marszałka... - Na pewno, ale tak, jak powiedziałam. Każdy w takiej sytuacji miałby wiele potknięć, bo to jest sytuacja szalenie trudna. Uważam, że ich było wyjątkowo mało. A widzi pani błędy sztabu marszałka? - Ja widzę błędy wszystkich sztabów. Po pierwsze okres od katastrofy jest niedługi, trzeba było się szybko zorganizować, a na dokładkę przez kilka tygodni utrzymywano atmosferę żałoby, która również paraliżowała normalne, kampanijne działania. I to oczywiście owocuje takimi skutkami, ale mam nadzieję, że po marszałku widać już, że się pozbierał. I to dlatego pani kolegom puszczały nerwy? - Myślę, że denerwowała ich ta taka trochę sztuczna atmosfera, która była jednak nabudowywana na całej tragedii. A kto tę atmosferę budował? - Prawdę powiedziawszy razi mnie, i powiem to uczciwie, stała wymiana wieńców na świeże na ławkach posłów. Ja nie uważam, że to jest wyraz żalu i przywiązania, uważam, że to jest demonstracja. Tam, gdzie jest za dużo formy zewnętrznej, zazwyczaj mieści się bardzo mało uczuć. Ci, którzy są naprawdę wrażliwi, są oszczędni w zewnętrznych akcesoriach. Ale kto demonstruje, Prawo i Sprawiedliwość? - Rzeczywiście tylko w klubie Prawo i Sprawiedliwość te wieńce leżą na ławkach, a posłowie, dla których nie ma miejsc z Prawa i Sprawiedliwości, siedzą w ławach rządowych. A pomysł ożywienia Rady Bezpieczeństwa Narodowego to test dla Jarosława Kaczyńskiego? - Nie, uważam, że to jest bardzo dobry pomysł i to jest jawny sygnał marszałka, jak będzie wyglądała jego prezydentura. Ale sam Bronisław Komorowski przyznał wczoraj, że ta rada to trochę powiedzenie "sprawdzam". - Trochę powiedzenie "sprawdzam", być może. Natomiast ja z zewnątrz tak to odebrałam, że to jest jawny sygnał, jak będzie wyglądała prezydentura Bronisława Komorowskiego, że na pewno on tam nie powoła osób ze swojego najbliższego otoczenia, tylko pewne przekrojowe środowisko. A jeśli prezes PiS pojawi się na pierwszym posiedzeniu, tak jak zapowiadał wczoraj Zbigniew Girzyński, to uwierzycie w przemianę Jarosława Kaczyńskiego? - Akurat ten przypadek jest mało obiektywny, dlatego, że Jarosław Kaczyński jest członkiem tej rady. No ale to pojawienie się jego na tym pierwszym posiedzeniu tej nowej "rady Bronisława Komorowskiego", to ma być test, przyznaje to marszałek. I co będzie jak on go zda? - Gdyby pan marszałek był złośliwy, to by zwołał w tej chwili radę bez powoływania nowych członków i zobaczylibyśmy, czy pojawiłaby się pani Fotyga i pan Jarosław Kaczyński. Także nie przesadzajmy, pewnie żadne z nich by się nie pojawiło.