- Musimy przyzwyczaić się, że duże inwestycje nie są otwierane na czas, ale absolutnie nie powinno się nagradzać osób, które nie wykonały swoich zadań. Jestem zmartwiona że minister Mucha nie chce ujawnić wysokości nagród. Radziłabym pani minister, żeby to zrobiła, bo kiedy sprawa trafi do sądu, będzie wstyd - przestrzega Pitera. Agnieszka Burzyńska: Gdy patrzy pani na Stadion Narodowy, myśli pani sobie: Jaka piękna, bardzo droga katastrofa? Julia Pitera: - Nie, bez przesady. My musimy też przyzwyczaić się, że to nie jest tak, że wszystkie drogie inwestycje w krajach, w których one powstają, są otwierane na czas. Wystarczy przypomnieć sobie Klagenfurt, gdzie nie było nawet drogi dojazdowej. Stadion miał być gotowy w czerwcu, potem we wrześniu. Teraz mamy odwołany mecz, demonstracje, zmarnowaną drogą trawę, a szefostwo Narodowego Centrum Sportu dostanie za to duże premie. Tak to powinno wyglądać? - Nie, absolutnie. To jest bardzo duży błąd. Absolutnie nie powinno się nagradzać osób, które nie wypełniły swoich zadań. Nawet, jeżeli nie do końca są temu winne. Nie wiem, jak było w tym przypadku, ale z całą pewnością nagradzanie w takiej sytuacji jest demoralizujące. Joanna Mucha mówi, że nie tylko wypłaci nagrody, ale nie chce ujawnić wysokości owych nagród, zasłaniając się tajemnicą kontraktów menedżerskich. A gdzie dostęp do informacji publicznej? - Właśnie, czyli to jest łamanie ustawy o dostępie do informacji publicznej z 2001 roku, dlatego że ta informacja jest akurat informacją jawną. Czyli musi ujawnić wysokość nagród? - Ja jestem trochę zmartwiona, bo jak słyszę, ile walki jest po dziesięciu latach od wprowadzenia ustawy o realizowaniu przepisów tej ustawy, to jednak się trochę martwię i zastanawiam się, co się stało. Dlatego radziłabym minister Musze, żeby ujawniła wysokość tych nagród z bardzo prostego powodu. Będzie wstyd, jeżeli do sądu zostanie skierowany wniosek o ujawnienie tej informacji. Na pewno sąd rozstrzygnie na korzyść wnioskodawcy i będzie miała sytuację dość trudną, bo czym będzie to tłumaczyła. A zainterweniuje pani w tej sprawie, zanim sąd będzie musiał o tym rozstrzygnąć? Choćby poselską interpelacją? - Mogę oczywiście poselską interpelację złożyć. Natomiast w takich sytuacjach ja zawsze namawiam, żeby składać wnioski do sądu, Chodzi mi o osoby, które próbują taką informację dostać. Chciałabym przypomnieć, że w sądzie sprawy o dostęp do informacji trwają miesiąc. Są określone ustawą, także nie jest to jakaś niekończąca się opowieść. Obowiązki przerastają Joannę Muchę? - Trudno mi powiedzieć. To jest akurat taki błąd dość duży, dlatego że to jest bardzo prosta sprawa, bardzo oczywista, są rozstrzygnięcia sądowe. Nie wolno tego robić. A dziś w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" minister sportu przyznaje, że popełniła kilka błędów, bo zabrakło jej czasu. Skoro ktoś sobie nie radzi, to może powinien odejść? - Może któryś z doradców niewłaściwie podpowiada rozwiązania w różnych sytuacjach, bo ja nie wykluczam, że i tak może być, że powinna się rozejrzeć po swoich doradcach. A kiedy pani zasiądzie w sejmowej komisji etyki? - Moja ochota jest umiarkowana, jeżeli chodzi o sejmową komisję etyki. Tak miało być. - Tak miało być i pierwotnie się zgodziłam, natomiast komisja etyki jest strasznie upolityczniona. Muszę powiedzieć, że jak się przegląda ich orzeczenia, to niewiele ma to wspólnego z rzeczywistą oceną. A może jednak Joanna Mucha powinna stanąć przed tą komisją etyki, nawet jeżeli ona nie jest do końca władna. I spróbować chociaż wyjaśnić okoliczności zatrudnienia znajomego właściciela zakładu fryzjerskiego? - Nie może. Tłumaczyłam to, jak pełniłam funkcję. Komisja etyki osądza wyłącznie posłów w sprawach poselskich, związanych z funkcjami posła. Co zrobić dalej? - Bardzo wątpię, żeby pan premier się w to mieszał, bo to zbyt drobna rzecz. Natomiast ja podpowiadam pani minister Musze: Niech nie popełnia tego błędu. Z bardzo prostego powodu - przegra w sądzie, ponieważ jest wyrok jeszcze sprzed ustawy o dostępie do informacji publicznej, w oparciu o art. 61 Konstytucji, który jednoznacznie stwierdza, że wydatkowanie pieniędzy publicznych jest jawne. A co zrobić z Pawłem Grasiem? - To jest skomplikowana sytuacja. Przypomnę tylko, że zeznania rzecznika rządu spowodowały, że prokuratura przez rok ścigała za nasze pieniądze fałszerzy podpisu Pawła Grasia. Tymczasem okazało się, że są to podpisy... Pawła Grasia. Co więcej, jest to potwierdzenie tezy CBA, iż złożona przez niego 15 listopada 2007 roku rezygnacja z funkcji członka zarządu firmy Agemark, jest fikcyjna. No i co dalej pani minister? - Nie mam pojęcia. Sytuacja jest oczywiście trudna. Dopóki ona nie zostanie zakończona, trudno to komentować, dlatego że Paweł Graś jest człowiekiem wyjątkowo uczciwym i nieprzywiązującym wagi do takich - powiedziałabym - dóbr materialnych. Ale to jest złamanie prawa czy nie? - Trudno mi powiedzieć. Niech to oceni prokuratura, ja bym nie chciała. Przyznaję uczciwie, to jest dla mnie bardzo trudne do komentowania, bo - tak jak mówię - na tyle poznałam Pawła Grasia podczas współpracy, żeby wiedzieć, że on może bagatelnie podchodzi do różnego rodzaju spraw formalnych. Ma teraz kłopot? - Może mieć rzeczywiście kłopot. Duży? - Czy duży? Zobaczymy, jak to oceni prokuratura. A prokuratura powinna wznowić umorzone śledztwo w takich okolicznościach? - Nie wiem. To jest decyzja prokuratury. Na szczęście prokuratura jest kompletnie niezależna od jakiejkolwiek władzy, wykonawczej i stanowiącej. Pozostawiam to w ich gestii. Nie będę tego oceniała. A Paweł Graś powinien pozostać w takiej trudnej, skomplikowanej i kłopotliwej sytuacji na stanowisku rzecznika rządu? - Trzeba będzie zobaczyć, jak prokuratura sfinalizuje. Potem zobaczymy co zrobi Paweł, jak to wyjaśni oczywiście. Ale na razie prokuratura umorzyła śledztwo, więc tu nie możemy liczyć na prokuraturę? Czy premier powinien podjąć jakieś decyzje w takim razie? - Z całą pewnością Paweł Graś powinien to wytłumaczyć i to wytłumaczyć to dziennikarzom, ponieważ wiadomo, że będzie to znowu tematem bardzo wielu różnych omówień, opracowań, złośliwości i szeregu innych kłopotów. Będzie musiał tą sprawę wyjaśnić niewątpliwie. Coś się porobiło, poleciało w dół Platformie. Julia Pitera zmartwiona bardzo? - Czy zmartwiona? Muszę powiedzieć, że nie jestem zaskoczona. Mamy do czynienia z planem trudnych reform. Ten plan jeszcze się nie realizuje... - To jest pierwsza część. Pani redaktor, ale jednak z planem trudnych reform, przy jednoczesnej chyba nie najlepszej komunikacji, to chyba czujemy wszyscy. Te reformy są na tyle trudne, że nawet sądzę, że część polityków - nie mówię o opozycji, która się będzie zawsze wyzłośliwiać, ale mówię o ludziach, którzy wiedzą, że trzeba coś z tym fantem zrobić - nie do końca rozumieją mechanizm. Musimy lepiej tłumaczyć. Ale kto zawiódł przy tej komunikacji? - Ja myślę, że wszyscy. I posłowie unikają odpowiedzi na te pytania, kiedy są pytani przez dziennikarzy i nie bardzo rozumieją, i troszkę rząd zawiódł, że jednak nie tłumaczy, na czym to powinno polegać. Jedyne, co dostało się do przekazu ludzi, to jest to, że będziemy pracować do 67. roku życia. Tymczasem to jest bardzo skomplikowana reforma, taka, jaka również będzie przeprowadzana w innych krajach na świecie, bo musi być przeprowadzana ze względu na warunki demograficzne. To już na koniec. W środku tych kłopotów, w środku roboczego dnia premier wraz ze współpracownikami wyrusza na kort tenisowy. Władza absolutna absolutnie pozbawia instynktu i rozsądku? - Ja rozumiem, że człowiek się musi zrelaksować. Każdy z nas to ma, że musi wyjść na obiad w pewnym momencie, albo się wyłączyć, pooglądać telewizję. Ale takie eventy nie pomagają w trudnych sytuacjach. - Jest tak, że rożnego rodzaju zachowania ludzi władzy podlegają interpretacji, czasami niezgodnej z intencją. Bo jaka jest różnica, gdyby premier usiadł na godzinę poczytać gazetę, żeby się rozerwać, a tym, że pójdzie pograć w tenisa. Tak naprawdę żadna. To godzina, w czasie której zrobił sobie przerwę dla relaksu. Oczywiście, interpretowane, ponieważ jedno jest widoczne, a drugie jest niewidoczne... Czyli błąd? - Trzeba uważać na takie rzeczy. Wizerunkowy błąd? Pani minister kiwa głową, dobrze. - Z całą pewnością też będzie się tłumaczył.