Konrad Piasecki: Pani minister, nie zdziwiło pani to, że Peter Vogel nie bał się przyjechać do Polski? Julia Pitera: Śmiałam się... Zawdzięczamy to poniekąd Prawu i Sprawiedliwości, ponieważ tak wmówiło wszystkim, że my jesteśmy bardziej tolerancyjni dla przestępców, że nawet Peter Vogel przyjechał. Przed rokiem, gdy Peter Vogel miał składać zeznania, tak się bał przekroczyć granicę Polski, że składał je w Bratysławie. Dzisiaj, gdy rządzi Platforma Obywatelska, najwyraźniej uznał, że włos mu z głowy nie spadnie. No właśnie. Jak widać, jest to kolejny przypadek, kiedy ostra retoryka wcale nie służy wymiarowi sprawiedliwości, ponieważ powoduje, że bardzo trudno złapać przestępców. Tak dalece wszyscy uwierzyli, że Prawo i Sprawiedliwość ma rację, iż my jesteśmy tolerancyjni, że dzięki temu to już jest co najmniej drugi przypadek złapania kogoś, kogo nie udało się złapać PiS-owi. Czyli ofiara stereotypów tworzonych przez Prawo i Sprawiedliwość. Tak jest. A myśli pani, że ten głośny Peter Vogel, czyli Filipczyński, czyli były morderca, a potem kasjer polskich polityków, rzeczywiście ma w ręku jakieś granaty, które mogą wysadzić polską scenę polityczną? Myślę, że może mieć. Jest jakiś powód, dla którego unikał Polski, a jednak jego związki przyjacielskie z dość ważnymi politykami były powszechnie znane. Do dziś dnia to ułaskawienie ze strony Aleksandra Kwaśniewskiego było przedziwne. Prawda? Kto się dziś boi, pani zdaniem, Petera Vogla? Zobaczymy. Ma pani jakieś hipotezy? Będzie trzeba obserwować, co się będzie działo. Mam nadzieję, że szereg spraw z okresu minionych kilkunastu lat zostanie wyjaśnionych i majątki, które zostały zrobione przynajmniej w części, zostaną wreszcie wyjaśnione. Dlatego mówię: mniej nerwów, a więcej budowy i systematycznego wyjaśniania od podstaw. Mniej nerwów, więcej budowania. A nie miałaby pani ochoty pogodzić się z Mariuszem Kamińskim i zaproponować mu sądowej ugody? Panie redaktorze, naprawdę mnie jedno przeszkadza w całej sprawie i tego nie mogę darować Mariuszowi Kamińskiemu. Jest takie powiedzenie: "Jeżeli wszyscy mówią, że jesteś pijany, to się na wszelki wypadek połóż spać". Do dziś Mariusz Kamiński nie uznał, że użył swojej instytucji do celów politycznych. Myślę, że najwyższa pora, żeby Mariusz Kamiński przeprosił ludzi, którym naprawdę zrobił mnóstwo krzywdy. Ale przyzna pani, że wygląda to paradoksalnie. Wasz wspólny szef, czyli premier Donald Tusk, mówi o Kamińskim tak: "Jego wewnętrzne napięcie może dobrze służyć mojemu rządowi. Na tle innych służb jego działania nie wyglądają źle", a jednocześnie pani się z nim sądzi. Macie wspólnego szefa, który o Kamińskim i pani wyraża się ciepło, a w sądzie jesteście najbardziej zagorzałymi wrogami. To Mariusz Kamiński mnie wytoczył proces. Dokładnie o tym mówię. Ale pani nie ma ochoty na ugodę? Panie redaktorze, człowiek, który ma za sobą bardzo silną służbę, o bardzo silnych uprawnieniach, występuje przeciwko człowiekowi, który za sobą nie ma żadnej służby i żadnych uprawnień. Na dokładkę, przez którego działania moje nazwisko było użyte w kontekście takim, jakie zostało użyte. I on mało, że mnie nie przeprosił, on żąda przeprosin siebie. Dla mnie to jest rzecz niepojęta. Pani go nie przeprosi? Za co? Za pani słowa o nielegalnych działaniach CBA. To najpierw CBA mimo wszystko naruszyło moje dobra osobiste i to była pierwsza rzecz. Ja nie usłyszałam z jego strony ani przez sekundę ani odrobiny skruchy. Czyli niech Kamiński wyrazi skruchę, wtedy pani go może przeprosi? Będziemy się zastanawiać.