Pytana o Giertycha w PO, odpowiada: "Znam go wiele lat. Jeśli miałby ochotę, niech złoży deklarację członkowską". Zaznaczyła, że kiedy czytała poniedziałkowy wywiad z byłym premierem, ryczała ze śmiechu, a włos na głowie się jej jeżył. Dodała, że zakończono kontrolę w sprawie prac nad ustawą hazardową, a wnioski w marcu trafią do premiera. Konrad Piasecki: Pani minister, pani należy do tych, którzy wierzą Giertychowi czy Kaczyńskiemu? Julia Pitera: Powiedziałabym, że wierzę Giertychowi, ale nie dlatego, że jemu wierzę bardziej niż Kaczyńskiemu, ale dlatego, że Kaczyński przez wiele lat dokładnie mówił to, co powiedział teraz Giertych, łącznie z ostatnim wywiadem. Wierzy pani, że kiedy Giertych opowiada o "hakach" i planach aresztowania żony Schetyny, to mówi prawdę? Tak, dlatego że Jarosław Kaczyński całymi latami w wywiadach, łącznie z ostatnim w "Newsweeku" mówił o tym, na kogo są jakie "haki". Ale nigdy nie mówił "aresztujmy sobie żonę ważnej osoby z Platformy Obywatelskiej i zobaczymy, co będzie". To jakaś aberracja, pani minister! Panie redaktorze, aberracje, ale ja muszę powiedzieć, że - przepraszam bardzo - gdyby zrobić sumę wszystkiego, co Jarosław Kaczyński powiedział na przestrzeni ostatnich mniej więcej trzech lat, tyle wystarczy, od czasu, kiedy został premierem, to naprawdę gdyby jakikolwiek inny polityk to wszystko wypowiedział, to miałby po prostu przechlapane wszędzie. Ale nie no, zdradza objawy podejrzliwości, zdradza objawy niepełnego zaufania do innych ludzi, to prawda. Ale czym innym jest podejrzliwość i brak zaufania do ludzi, a czym innym jest aresztowanie polityka, żeby zobaczyć, co będzie. Przepraszam bardzo, zdradza brak zaufania, pan mówi, że wiemy, ale nie powiemy. Jest to dyskwalifikujące, a w ogóle to jest działanie na szkodę państwa, to pan to chce nazwać "zdradza"? A nie dziwi pani, że Roman Giertych nagle dzisiaj sobie, po trzech latach od tego, jak przestał być wicepremierem, o tym wszystkim przypomina? To znaczy, nie da się ukryć, że poniedziałkowy wywiad był czymś zupełnie niesłychanym w "Newsweeku". W co gra i o co gra Roman Giertych. Ja muszę panu powiedzieć, że z jednej strony ryczałam ze śmiechu, bo to było po prostu niesłychane, natomiast z drugiej strony to naprawdę włos mi się na głowie jeżył. A o co gra Roman Giertych? Bo pani teraz mówi o wywiadzie Kaczyńskiego. Po co Giertychowi te wszystkie historie? Ja myślę, że nim kieruje jakaś chęć odwetu. Nie da się ukryć, że Jarosław Kaczyński upokarzał swoje otoczenie jak się dało. On to przecież robił na naszych oczach. A może chodzi o powrót do polityki? I na przykład zbliżenie z Platformą Obywatelską? Nie mam pojęcia. Trudno mi powiedzieć. A przyjęłaby pani Giertycha do Platformy? Wie pan, prawdę powiedziawszy, ja akurat Romana Giertycha znam dobrych parę lat, muszę powiedzieć. I z dobrej strony czy z gorszej? Akurat to, o czym rozmawialiśmy, to były kwestie warszawskie, bo go poznałam po wyborach samorządowych w 2002 roku. No to gdyby Giertych przyszedł dzisiaj do pani i powiedział: "Pani Julio, proszę mnie zarekomendować do Platformy" - zarekomendowałaby go pani? Znaczy, nie ma czegoś takiego, jak rekomendacja, ale jeżeli miałby ochotę? Nie wiem. Ale jeśli miałby ochotę, to? To musiałby wypełnić deklarację członkowską i ją złożyć do konkretnego koła i przede wszystkim koło musiałoby zaopiniować. Nie ma rekomendacji. Nie czułaby pani dysonansu, dyskomfortu? Powiem panu tak: LPR-u nie lubiłam. I tego nie ukrywam. Natomiast wie pan, mój Boże. Nie dziwię się Romanowi Giertychowi, że to robi, ponieważ rzeczywiście jest tak, że Kaczyński potrafi wzbudzić bezsilność i agresję, o co mu zresztą chodzi. Czyli mówi pani Giertychowi: "Zapraszamy, jeśli masz ochotę"? Nie, nie mówię "zapraszamy", nie mówię w ogóle nic, ponieważ uważam, że dorosły człowiek sam podejmuje decyzje w życiu, a ja nic nie wiem o tym, żeby taka była decyzja Giertycha.