Robert Mazurek: Czy pan wie, co teraz czyta Jarosław Kaczyński? Piotr Gliński: Naprawdę nie wiem. Program nasz przeczytał, no to pewnie ma trochę czasu na lekturę. Bo jakby co, to my byśmy od razu obstawiali, że to następny Nobel. W końcu jak powiedział, że czyta Tokarczuk to bach. Posłuchali go. - To już wcześniej trochę. Ale 2018 roku nie przyznawali Nobla, z opóźnieniem nadrobili. - Tak, bo to jest za 2018. Czy pan już się zabrał za te książki, których pan nie doczytał? - Niestety, w tej chwili w ogóle nie czytam, po kilkanaście godzin w kampanii. Proszę solenną obietnicę złożyć. - Ja już złożyłem. Na Twitterze. Teraz pańskim głosem własnym proszę. - Postaram się dokończyć zawieszone lektury. A co pan czytał? - "Księgi Jakubowe". Strasznie grube to jest. - Trochę to jest tak, że żeśmy rozmawiali kiedyś z prezesem na ten temat, nie dlatego... Dobrze, nie będę w to wchodził, bo cokolwiek powiem, będzie wykorzystane przeciwko mnie. Nie, bo to jest strasznie grube, chociaż temat jest frapujący. Jako człowiek zakochany we Franku... - Pewnie czyta, żeby zrobić test, kto, ile czytał i do którego miejsca. Teraz wszyscy czytają. Tak, teraz wszyscy są zachwyceni polską literaturą. - To dobrze, może to czytelnictwo ruszy. Bo myśmy to zatrzymali na pewnym poziomie, myśmy mówię o programie rozwoju czytelnictwa, który był wprowadzany przez poprzedników i my to kontynuujemy. Jak ja na to popatrzyłem, to gigantyczne pieniądze są pompowane na to. W latach 2016-2020 to jest 455 milionów... - Ale wie pan, to jest budowa bibliotek, to są nowości książkowe, to są najróżniejsze rzeczy. To dobrze. Chwilowo pana chwalę, więc proszę się nie bulwersować. - I podnieśliśmy ilość tych środków. Tylko z drugiej strony będzie więcej - po 150 milionów złotych średnio rocznie. Będzie 600 milionów na następne 4-lecie. Przeczytałem! Tylko jak ja na to patrzę, to widzę też, że 63 proc. Polaków nie przeczytało w zeszłym roku żadnej książki. I to jest stały rezultat od lat w badaniach Biblioteki Narodowej. - Od 4 lat. Ale to jest koszmar. - To prawda. Dlatego o tym mówimy. 9 proc. Polaków przeczytało średnio 7 książek, czyli tak mniej więcej jedną książkę na dwa miesiące. - Czytelnictwo deklarowane tymi badaniami spadało od wielu lat. I faktycznie nasi poprzednicy ten program wprowadzili, my go kontynuujemy i rozwinęliśmy o wiele różnych działań. Na przykład ja się nie wstydzę tego, że rozdajemy za darmo takie pierwsze wiersze i pierwsze czytanki. Różne takie akcje były, ale my to faktycznie rozwinęliśmy, bo uważamy, że kontakt z książką rodziców i dzieci od samego początku jest szalenie ważny. To jest oczywiste. To jest oczywiste. O książkach jeszcze porozmawiamy. - Udało nam się zatrzymać ten trend. Czy on wzrośnie, czy będzie dalej zatrzymywany - nie wiem. Jak pan wie na czytelnictwo wpływa bardzo wiele współczesnych zmian w kulturze. To co pan czyta w tej chwili? - Głównie program. Ale pan go napisał, więc po co go czytać? - Chodzę na przykład z książką wokół Wańkowicza, bo pani Ziółkowska (Aleksandra Ziółkowska, wieloletnia asystentka Melchiora Wańkowicza - red.) którąś tam wersję tej książki wydała. Ja lubię w ogóle literaturę faktów. Kiedyś rozmawialiśmy o literaturze, pamiętam. Na antenie rozmawialiśmy, czy poza anteną? - Nie pamiętam, ale pan to używał w wywiadach. Panie premierze, jak patrzę na to to tak. Trzeba było Piotra Glińskiego, żeby polski film dostał trzy nominacje do Oscara, a Polka dostała literacką nagrodę Nobla. Ale z drugiej strony rodzi się pytanie, dlaczego Tokarczuk, Pawlikowski, Agnieszka Holland, wszystkie kulturalne elity - oni was szczerze, głęboko nie znoszą. - Ale to wiadomo dlaczego. Dlaczego? - Mają różny światopogląd, ale także jest to pewnie kwestia naruszenia interesów niektórych grup artystów. Pani Tokarczuk jest pewnie osobą niezależną i trudno powiedzieć o naruszeniu interesów. Od 2016 roku, w momencie kiedy przejęliśmy resort, wspieraliśmy tłumaczenia jej książek. Ja nawet sprawdzałem - ponad 700 tys. zł na tłumaczenia książek. Prowadzimy przecież program translatorski. Tłumacze, a także tłumaczka pani Tokarczuk... Tłumacze mieszkają w mieszkaniu po Konwickim. - W Warszawie w mieszkaniu po Konwickim. Tego nie rozumiem, wydaliśmy jako państwo sporo pieniędzy, żeby kupić mieszkanie i nikt tam nie może wejść, obejrzeć, tylko mieszkają tam tłumacze? - Ja wiem, czy ludzie by chcieli wchodzić i oglądać? To jest bardzo ważne. To są obcokrajowcy, którzy są szalenie związani z polską kulturą i my wzmacniamy ten związek, oni są naszymi ambasadorami. Oni, między innymi, doprowadzili do tego, że pani Tokarczuk mogła dostać Nobla. Ktoś jej książki tłumaczył. Panie premierze, wróćmy do pytania. Jarosław Kaczyński w Sosnowcu wypowiedział się na temat elit. Powiedział, że: "większa część elity kulturalnej i innych elit już nie pracuje dla naszych wrogów, ale ci, którzy pracują, są napiętnowani i będą piętnowani dalej". - Jak pan wie, nie jest zręczne komentowanie wypowiedzi, których ktoś nie słyszał na własne uszy, a ja ich nie słyszałem, więc nie znam kontekstu. A po drugie: to jest wypowiedź mojego szefa. Tak, to jest pewien kłopot. - To jest pewien kłopot, jak pan wie, wszyscy to rozumieją. Natomiast jest oczywiste, że pan prezes miał na myśli to, że faktycznie część elit, czy elit tych, które były związane z establishmentem III RP, bo przecież takie elity się wykształciły. One się wykształciły na bazie różnych zjawisk, między innymi także wspólnych interesów, były bardzo krytyczne. Powiedziałbym, że ponadnormatywnie krytyczne, bo używały bardzo mocnych słów... Ponadnormatywnie. Profesor przyszedł do studia i od razu... - Mówię o tym, że ktoś przesadza. Jeżeli się używa inwektyw, jeżeli się używa bardzo silnych emocji, a wręcz nienawiści. Ale naprawdę mówienie w kampanii o tym, że "będziemy piętnować ludzi" jest ok? - Nie wiem. Ja nie wiem jakie było sformułowanie, jaki był kontekst. Na pewno jest konflikt polityczny. Powiedział, że: "ci, którzy pracują dla wrogów są napiętnowani i będą piętnowani dalej". - W polityce się mówi często językiem, który ma być zrozumiały, więc to jest uproszczenie być może jakieś. To jest uproszczenie? - Natomiast jest oczywiste. Panie redaktorze, niech pan mnie nie łapie za słówka. Jest oczywiste, że jest bardzo silny konflikt polityczny w Polsce. Przecinek, a nawet średnik, bo mam jeszcze dwa pytania. - I część elit jest w ten konflikt szalenie głęboko zaangażowane i używa także złych emocji w tym. Dwa pytania. Na każde ma pan po pół minuty na odpowiedź. Pierwsze pytanie, to jest pytanie o "Mona Lisę". Pan naprawdę napisał do dyrektora Luwru, który domagał się, żebyśmy mu wypożyczyli "Damę z gronostajem", że my owszem możemy wypożyczyć, jak on nam pożyczy "Mona Lisę"? - Odpowiedź była publicznie przedstawiana. Pan dyrektor Luwru dwukrotnie zwracał się, chyba do Muzeum Narodowego w Krakowie, o wypożyczenie "Damy z gronostajem". Dwukrotnie dostał kulturalną, grzeczną odpowiedź, mniej więcej taką samą... Żeby na drzewo poszedł. - Nie, nie, nie. Taką samą, mniej więcej, odpowiedź, jaką on masowo na cały świat wysyła od 1974 roku. Bo "Mona Lisa" nie jest wypożyczana od 1974 roku. Oba obrazy są mniej więcej tej samej klasy. Czyli: "drogi Francuzie, jak chcesz gronostaja, to dawaj Mona Lisę i już". - To pan to upraszcza. To jest bardzo przykre, bo ja to powiedziałem anegdotycznie, w związku z tym... Ale ja się z panem całkowicie zgadzam w tej sprawie. - Więc po co robić już tego sensację? Nie, to jest znakomicie akurat. - To jest obowiązek polskiego ministra, żeby postawić sprawę jasno - my naszej "Damy z gronostajem" nie możemy wypożyczać na świat. Dobrze, to ostatnie pytanie w radiu... - Jedynym warunkiem, ewentualnie, do rozpatrzenia tego byłoby coś takiego, co można by sobie wyobrazić... Ostatnie pytanie w radiu nie padnie... - Że robimy dwie wystawy obu tych obrazów - we Francji i obu tych obrazów w Polsce. ...bo Piotr Gliński co prawda nie wychodzi ze studia, ale też nie pozwala mi... - I to by było na pewno dla polskiej kultury bardzo korzystne i kultury światowej bardzo korzystne.