Gość Konrada Piaseckiego nie chce komentować doniesień o możliwości postawienia zarzutów wiceministrowi finansów. - Oczekuję, że komunikat CBŚ w tej sprawie pojawi się szybko - mówi. Janusz Piechociński ujawnił, że chce odwołania z Kancelarii Premiera Ewy Kierzkowskiej, sekretarza stanu z ramienia PSL. Konrad Piasecki: Czy zastępujący premiera wicepremier został w jakiś sposób uprzedzony o wejściu CBŚ do ministerstwa finansów? Janusz Piechociński: - Nie. Czyli nic pan nie wie o tym, czy minister Kapica będzie miał zarzuty, czy nie będzie miał zarzutów? Co robi tam CBŚ? Co zabezpiecza? - Nic nie wiem, także czekajmy spokojnie na komunikat CBŚ-u. A nie dziwi się pan, że w roli zastępującego premiera pan się niczego nie dowiaduje o tym, co dzieje się w ministerstwie finansów? - Ale tego typu zjawiska i funkcjonowanie niezależnych służb nie powinny być limitowane wiedzą wicepremiera pełniącego obowiązki premiera... ...limitowane nie, ale... - ...po prostu służby są od tego, aby czynić swoją powinność i w stosownych komunikatach, krótko, przedstawiać o co chodzi. Ale będzie pan jakoś próbował to wyjaśnić, czy zostawi pan ministrowi Rostowskiemu wyjaśnienie o co chodzi? - A minister Rostowski jest tutaj stroną postępowania w ten sposób rozumiem, że to do jego ministerstwa weszli. Jego ministerstwo, jego podwładny. - Ja oczekuję, tak jak pewnie cała opinia publiczna, że będziemy mieli dzisiaj szybko komunikat stosowanej służby, czego dotyczy to postępowanie i zakres materiałów w jakiej sprawie podlegał szczególnemu zainteresowaniu. Ale będzie się pan tym szczególnie interesował, czy niech tam sobie sprawy biegną a pan z boku? - Nie, wie pan, ja nie stawiam tego nadzwyczajnie, bo przecież musiałbym też komentować wejście NIK-u, czy Inspekcji Sanitarnej, czy zatrzymanie jednego samochodu Inspekcję Transportu Drogowego... ...ale jest różnica między wejściem NIK-u a CBŚ-u do ministra finansów i zarzutami dla wiceministra. - A nie wiemy, czy są zarzuty. Ale gdyby miały być. - Jak będą, to wtedy będę się odnosił. na razie wiemy, że w trybie określonym CBŚ postanowił zabezpieczyć materiały znajdujące się w ministerstwie finansów. Pod nieobecność premiera wybijał pan ministrom z głowy fotoradarowy zapał? - To nie jest kwestia zapału. Przenieśliśmy na grunt Polski doświadczenia francuskie jeszcze prezydenta Sarkozy'ego, kiedy był ministrem jeszcze spraw wewnętrznych. Który wydał wojnę wypadkom śmiertelnym. Zero tolerancji dla wypadków? - Tak jest. I efektem tego był bardzo istotny, przyjazny spadek katastrof w transporcie. No tak, tylko pytanie, czy zalewanie kraju fotoradarami i założenie, że będą przynosiły miliardy to jest coś, co odbywa się we właściwej kolejności i z właściwymi założeniami. - Jak pan wie, ja przez ostatnie 10 lat to byłem infrastruktura, bezpieczeństwo ruchu drogowego... I bezpieczeństwo w transporcie było takim moim oczkiem w głowie. Mówiłem o tym, że nie tylko kijem, ale i marchewką. W związku z tym mamy tę decyzję o powołaniu systemu ogólnokrajowego, uposażyliśmy stosowne służby krajowe w walce z piratami. Nie wszędzie te fotoradary stoją najszczęśliwiej, np. na granicy Warszawy, na Puławskiej, w środku stoi sobie taki żółty, ładny obiekt - fotoradar miejski. A to jest droga, którą wicepremier jeździ z domu do pracy? - Nie, nie tylko wicepremier, tylko pięćdziesiąt kilka tysięcy mieszkańców powiatu podwarszawskiego, albo warszawiaków, którzy pracują na terenie powiatu piaseczyńskiego. No właśnie. Bo często jest tak, że te fotoradary stoją kompletnie bez sensu, bardziej psują ludziom krew, albo właściwie są skarbonką, czy sposobem na zarabianie pieniędzy przez samorządy. - Ale pamięta pan, kiedy samorządy gminne uruchomiły ten mechanizm i szczególnie w północnej Wielkopolsce czy na Pomorzu Zachodnim mieliśmy jedną trzecią budżetu w niektórych gminach z kar. Były one ukrywane w śmietnikach, na przejściach, w taki czułych miejscach. To w wyniku interwencji mojej sejmowej komisji infrastruktury jest już normowane i porządkowane. Pamiętajmy też, że nie wszędzie oznaczeniach na drogach są dobre. Przez lato mówiłem, prosiłem i będę teraz mocno dopingował ministra Nowaka, żeby przeprowadzić pilotaż oznaczeń i weryfikację. Ale pamiętajmy o tym, że prędkość zabija, że bezpieczeństwo na drodze zależy także od nas i pamiętajmy o tym, że w przestrzeni polskich dróg niestety zachowujemy się trochę inaczej niż kiedy Polak jedzie do Niemiec, do Czech, czy do Szwecji. Tam się bardziej boi wysokiego mandatu, ale jest tak, że wicepremierowsko i koalicyjnie pan pomysły fotoradarowe akceptuje? - Jako sposób kontrolowania ruchu musimy znaleźć narzędzie, przypomnę, że jeden zabity na drogach to jest taki bezpośredni koszt około jednego miliona euro. Więc jak mieliśmy 7 900 zabitych w 97 roku to policzmy jakie to są pieniądze. Uwaga, wydatki związane z katastrofami w transporcie, wypadkami, a ubezpieczeniami to jest dobrze ponad trzydzieści parę miliardów złotych rocznie. To jest więcej niż połowa wydatków na Narodowy Fundusz Ochrony Zdrowia. No właśnie, a propos zdrowia. Rzeczywiście przestajecie akceptować Arłukowicza w roli ministra zdrowia? - Nie, to jest... Co znaczy w wypowiedzi nie zmienia jak zagłosujemy za czy przeciw wotum? - Młody rzecznik nie wie, jak zagłosuje, bo nie głosuje. A pan wie? - Ja wiem jak zagłosuję, a jednocześnie wiem, że... - ...zagłosuje pan przeciw? - Wiem, że nie tylko klub parlamentarny PSL, ale samorządowcy PSL chcieliby przeprowadzić rozmowę z ministrem Arłukowiczem i jego współpracownikami w zakresie zapowiadanych zmian w funkcjonowaniu służby zdrowia. Mówię tutaj o reorganizacji Narodowego Funduszu Zdrowia. - Ale rozumiem, że to wszystko bez topora nad głową Arłukowicza. Znaczy, stanowisko PSL-u będzie takie - jesteśmy przeciw wotum? - Tak, dlatego, że po części jest to wotum podyktowane nie tylko trudną sytuacją w służbie zdrowia, ale także scenariuszami politycznymi. Gdyby od odwoływania ministrów zdrowia poprawiała się sytuacja w zdrowiu, to odwoływałbym każdego ministra codziennie. A czy jest tak, że a propos właśnie zmian ministrów, rzeczywiście chce pan odwołać wiceminister z Kancelarii Premiera PSL-owską? - Ale wniosek złożyłem o zmianę na tej funkcji, bo jest wiceminister odpowiedzialna za kontakty z partią, z samorządowcami, a przede wszystkim z klubem parlamentarnym. Czy wniosek już leży na biurku premiera? - Tak. A chce pan odwołać ministra rolnictwa również? - Nie, a skąd te plotki? Są różne plotki, krążą po świecie. - No właśnie dlatego apeluję o to, żebyśmy przenieśli polską przestrzeń wyjątkowo poważną. Stąd te moje inicjatywy dotyczące przywrócenia normalnej dyskusji o gospodarce. To jest bardzo dzisiaj istotne. Stąd moje zapracowanie w kontaktach i z managerami, z przedsiębiorcami i ze związkami zawodowymi, bo ostatnio w Szczecinie w Trzech Króli spotkałem się z jednym z inwestorów usług. Dominuje on w eksporcie usług pralniczych na Niemcy no i powiedział mi: to jest pewien powód do dumy, co jest ważne i dlaczego on zainwestował w Polsce: stabilność, obliczalność polityczna, umiar społeczny, racjonalne związki zawodowe w dialogu z pracodawcą, wysokiej klasy kadry i wielka chęć Polaków do uczciwej pracy. Dał pan zielone światło dla projektu reform emerytur górniczych ministrowi pracy? - To jest w jego obszarze kompetencji. Oczywiście wspieram go i tworzę... Ale projekt jest gotowy? - Tak, jest w konsultacjach, także w konsultacjach społecznych, stąd 30 stycznia razem z ministrem Kosiniakiem-Kamyszem jedziemy na spotkanie z przywódcami związków zawodowych w górnictwie. Jest wiele fachów górniczych, które wypadną z dzisiejszego systemu emerytalnego? - Nie. Pamiętajmy o tym, że w sposób naturalny praca pod ziemią to jest w większym stopniu służba niż praca i wszyscy ci, którzy nie byli w kopalni, nie widzieli wysiłku górnika, to polecam im takie są piękne tablice upamiętniające wydarzenie w górnictwie. I tam jest na przykład jak w Mysłowicach 474 imiona i nazwiska górników, którzy zginęli pod ziemią.