Konrad Piasecki: Odkąd usłyszałem o tym zbiorze panie pośle dręczy mnie jedno pytanie. Skąd niemiecki kolekcjoner miał ponad 120 pocztowych pamiątek z powstania? Jan Ołdakowski: Kupił je na różnych aukcjach, kupił je legalnie. Ale kupował je tak siermiężnie, pojedynczo, tak kroczek po kroczku? Kolekcjonował? Kroczek po kroczku. Pojedynczo albo w niewielkich całostkach kolekcjonował od lat 70. Strasznie żmudne i strasznie trudne zadanie. Tak. On zresztą ma dokładnie wyliczone, ile to wszystko kosztowało. Tą jedną informację dostaliśmy z kolekcją. Ile zapłacił za to w sumie? Już nie pamiętam. Bo państwo polskie zapłaciło prawie 200 tysięcy euro i zastanawiam się, czy mamy pewność, że nie kupiliśmy czegoś, co zostało zdobyte w sposób nielegalny. Tego nie możemy rozsądzić. Ta kolekcja została zdobyta w sposób legalny. Natomiast jak ona się znalazła w Niemczech i kto ją sprzedawał, nie wiemy. A czy mamy pewność, że ta kolekcja albo jej fragmenty nigdy nie były częścią polskich archiwów? Że one po prostu w którymś momencie nie zostały wykradzione? Taką pewność mamy prawie. Sprawdzaliśmy to. Natomiast drogi tych znaczków będziemy musieli sprawdzać. Wiemy jedno - musieliśmy to kupić. Niecałą godzinę po aukcji przyszły zgłoszenia od innych kolekcjonerów, więc gdybyśmy my tego nie kupili, to pojechałyby te znaczki do Szwecji. A czy ich wywiezienie z Polski było legalne? Bo przecież materiałów archiwalnych wytworzonych przed '45 rokiem nie można z Polski wywozić. Ale od pewnego momentu. Nie wiemy, w którym momencie zostały wywiezione. Dopiero teraz możemy sprawdzić na podstawie niepełnej dokumentacji, którą dostaliśmy z domu aukcyjnego. Będziemy sprawdzać, jak one się znalazły w Niemczech. Jeżeli kryje się tam jakaś tajemnica, na pewno będziemy ją wyjaśniać. A będziecie dalej kupować listy i pamiątki powstańcze takie pocztowe? Dzisiaj w jednym z serwisów aukcyjnych widziałem listy z powstania. Pięć listów - 20 tysięcy złotych, cena wywoławcza. Będziemy kupować, jeżeli to będą rzeczy cenne. Młodzi ludzie, licealiści z warszawskiej szkoły Lelewela uruchomili jako wolontariusze taką stronę internetową, na której promują numer konta i zbierają pieniądze na wykup pamiątek z drugiej wojny światowej. To teraz przeskoczmy w czasy współczesne. Kibicuje pan Andrzejowi Urbańskiemu w jego twardej walce o ocalenie fotela prezesa telewizji publicznej? Andrzej Urbański robi w tej chwili telewizję, która nie poddaje się stereotypom. To jest rzeczywiście telewizja wyrazista, acz wielogłosowa. Czy ona się coraz bardziej poddaje stereotypowi temu, że rządzić ma nią Andrzej Urbański, ale to co dzieje się niżej jest już politycznie różne. No właśnie. Nie da się tego jakoś łatwo zaszufladkować.