Agnieszka Burzyńska: Świeżo po powrocie z Peru i Chile. Dostał pan taką piękną czapkę z warkoczykami? Tomasz Arabski: Nie dostałem. To szkoda, bo bardzo ładna. Donalda Tuska nie stać na prywatną wycieczkę w Andy? To jakieś 7 tysięcy złotych. Oczywiście, że stać. To nie była prywatna wycieczka. Ja rozumiem, że pani może tak uważać. Jeden dzień na Machu Picchu, drugi na zdobywanie andyjskich szczytów, trzeci na winnice. Nie za dużo tych atrakcji? Teraz niech mi pani da policzyć te dni. Siedem dni: dwa dni podróż samolotem, dwa dni szczyt - nie jeden, oraz dwie wizyty oficjalne. Każda delegacja tak robi. Jadąc tak daleko, także amerykańskie, kiedy przyjeżdżają do Europy korzystają ze szczytów, by także odbywać delegacje, wizyty oficjalne. W naszym przypadku tak było. Jedna wizyta Peru, druga Chile. Ale trzy dni z tego było na atrakcje, przyzna pan. Nie. Winnice, andyjskie szczyty, Machu Picchu. Trzy dni jak nic. Teraz cytat: "Fatalnie zostało to rozegrane. Pan premier mógł sobie wziąć trzy dni urlopu i razem z małżonką wykorzystać je w czasie tego wojażu". To nie są słowa jakiegoś złośliwego, mściwego polityka opozycji. To są słowa waszego koalicjanta Janusza Piechocińskiego. Dlaczego premier nie wziął urlopu? Premier był cały czas w pracy. Bez względu na to, czy pojechał tam z małżonką, czy nie, musi pani zwrócić uwagę na jedną rzecz. Tradycją w Ameryce Łacińskiej podczas wizyt oficjalnych jest, że zaprasza się szefa rządu razem z małżonką. To podkreśla rangę wizyty. Przykro mi, ale nich mi pani wierzy, choćby to Machu Picchu, to nie byłą naszą fanaberią, tylko radość Peruwiańczyków z tego, że mogą pokazać takie miejsce. To był taki wymóg, tak? Nie. Oni nas tam serdecznie zapraszali. Tak samo jak szefa Komisji Europejskiej, innych premierów czy prezydentów. Część z nich skorzystała z tego wyjazdu, część pojechała gdzie indziej. Czyli premier był zapracowany. Na Machu Picchu jak zdobywał te andyjskie szczyty to tylko praca? Premier nie zdobywał andyjskich szczytów. Chodzi o proporcje. Niech mi pani da szansę odpowiedzieć na pytanie. Ja rozumiem, że może pani uważać, że on zdobywał andyjskie szczyty. Nie. Premier rzeczywiście był na 4 tysiącach 800 metrach, gdzie jest polska szkoła imienia Ernesta Malinowskiego, gdzie indiańskie dzieci zajmują się największym pomnikiem w najwyższym miejscu Andów, właśnie Ernesta Malinowskiego.