Konrad Piasecki: Prezydencki minister do spraw kontaktów politycznych Sławomir Nowak, dzień dobry. Sławomir Nowak: - Dzień dobry panu, dzień dobry państwu. To awans, czy zsyłka? - Ja to traktuję wyłącznie jako zaszczyt i duże wyzwanie. Większy zaszczyt niż bycie w kancelarii premiera? - Inna chyba trochę kategoria działalności. Ja to traktuję w kategoriach oddania tego, co mogę dać panu prezydentowi, po miesiącach bardzo intensywnej, dobrej... ... oddania tego, co ma pan najlepsze, siebie. - Bez przesady. Ale mnie pan tutaj wziął pod włos. Ale to znaczy, że przerzuca pan uczucia teraz z Tuska na Komorowskiego? - Nie, nie. Ale to w ogóle nie jest jakaś opera mydlana. Co to w ogóle ma być? Jakieś pytanie. To pan mówił o geniuszach i o palcach geniuszu, które dotykają Tuska, więc tak zastanawiam się co z palcami Komorowskiego? - Ale są już lepsi, jeśli chodzi o tego rodzaju wywody. Ja mam nadzieję, że już tego rodzaju lapsusy się nie zdarzą. Ale są też gorsi, którzy mówią, że premiera otaczają sami lizusi. - No właśnie to miałem na myśli na przykład, że są. Lepsi czyli gorsi? - Lepsi, czyli ja. No nie tam, bez przesady, już nie ma co wartościować. Różne wywiady się zdarzają, raz lepsze, raz gorsze. Człowiek ma lepszą formę, raz gorszą. A kto bardziej lubi pochlebców, Tusk czy Komorowski? - Ani Tusk, ani Komorowski, mam wrażenie, bo to są ludzie tacy, no nie chciałbym tutaj popadać w jakieś peany na rzecz ani jednego, ani drugiego. Ale to są politycy bardzo twardo stąpający po ziemi, inaczej nie osiągnęliby tego, co osiągnęli. I pan będzie mówił twardo i wprost prezydentowi, co się panu nie podoba w jego działaniach i jak pan jego działania ocenia? - Jeżeli będą takie sytuacje, to myślę, że mamy na tyle dobrą i bliską relację, zresztą żeby praca była korzystna dla obu stron, to musi być wyłącznie zbudowana na szczerości. A powiedział pan już prezydentowi, że pierwsze 50 dni jego prezydentury bardzo blado wypadają? - Po pierwsze, nie mamy za sobą jeszcze 50 dni prezydentury od zaprzysiężenia. Jak to nie mamy? A ile mamy? Którego było zaprzysiężenie? - 6 sierpnia. To do szóstego września 30 dni i od szóstego września do dzisiaj 22, czyli 52 dni prezydentowania. - A dobrze. No widzi pan, ok. Niech będzie te 50 dni. Panie ministrze, słabo. - No, ale ostatnio panu też jakąś wyliczankę tutaj przypominałem i też było słabo. Tak że mają słuchacze ubaw. Pierwszych pięćdziesiąt dni jakby nie patrzeć, czy jakby nie liczyć, źle wypadło, prawda? - Nie. Właściwie przysłoniła je wojna o krzyż, nic więcej. Co tu można powiedzieć o ważnej inicjatywnie prezydenta przez tych pięćdziesiąt dni? - Trudno w takim momencie, w którym opinia publiczna jest zogniskowana wokół przepychanek o krzyż i takich gorszących dosyć, budować jakiś inny przekaz niż wokół tego tak naprawdę. Proszę zwrócić uwagę. Ale prezydent może wystąpić z inicjatywami zagranicznymi, wojskowymi, konstytucyjnymi. - My jesteśmy już po zabawach słownych, więc teraz pozwolę sobie jakby powiedzieć na poważnie. Prezydent bardzo twarde stanowisko w tej kwestii zajął. Uporządkował tę przestrzeń, wziął na siebie całe odium zła, które jest z tym związane i przeciwników prezydenta Komorowskiego, którzy wykorzystywali ten krzyż, aby atakować jego. I uważa pan, że to idealnie zostało rozegrane? - Ale on miał odwagę, żeby tę sprawę wreszcie uporządkować, bo była gorsząca sytuacja, w której coraz to kolejne instytucje umywały ręce od tego. Odkreślmy przeszłość grubą kreską. Co dalej? Jak ta prezydentura będzie wyglądać? Pan ma na nią jakiś pomysł? - To nie jest tak, że przez te pięćdziesiąt dni nic się nie wydarzyło, bo została przygotowana chociażby ustawa o przywróceniu zniżek i ulg studenckich. Ale to rząd to zrobił, a nie prezydent. - Przepraszam bardzo, ale z inicjatywy i przy współdziałaniu pana prezydenta, bo takie było zobowiązanie publiczne wyborcze. Co dalej, panie ministrze? - To mało, jak rozumiem, pan redaktor jest tutaj napalony, w związku z tym potrzebuję... ...nie jestem napalony, uważam, że ta prezydentura na razie niczym szczególnym się nie odznaczyła. - Otóż to są wszystko kwestie przejmowania urzędu. To też nie jest tak, że po pięciu latach urzędowania poprzednika w tym miejscu, można tak wejść i zrobić jakąś wielką rewolucję teraz w stylu uprawiania prezydentury. Na pewno jest to dużo skromniejsza prezydentura, jest mniejsze Bizancjum. Państwo nie widzą, ale pan redaktor robi wielkie oczy. A o ile budżet Kancelarii Prezydenta się zwiększył? - Nie zwiększył się. 11 milionów, w projekcie budżetu. - I nie zwiększy się moim zdaniem. To znaczy, zrezygnujecie z tych jedenastu milionów? - Z tego co wiem takie są też rozmowy między kancelariami. To jest budżet odziedziczony po poprzednikach. To od razu rozstrzygam. Panie ministrze, pada tutaj zdecydowana deklaracja: nie chcemy jedenastu milionów, nie chcemy zwiększenia budżetu. - To jest pytanie do szefa kancelarii, nie wiem jakie były przesłanki, nie znam dokładnie konstrukcji tego budżetu, ale ja będę namawiał do redukcji. Żeby nie było Bizancjum? - Bo po prostu uważam, że trzeba w sytuacji, w której musimy ograniczać wydatki w skali całego państwa, w skali całej administracji, to oczywiście inne instytucje muszą się do tego dostosować. To jest święta zasada. I będzie też okrajanie Kancelarii Prezydenta z ludzi, bo było Bizancjum jak pan zawsze powtarzał. - Z tego, co wiem, pan minister Michałowski przygotowuje i redukcję, i takie rzeczywiście ograniczanie zatrudnienia. A na razie sami się zredukowali państwo Romaszewska i Bugaj. Będziecie ich namawiać, żeby wrócili do kapituły Orderu Odrodzenia Polski? - Wie pan, to są samodzielne decyzje ludzi. Ale prezydent może żałować. - Może. I pewnie uważa, że niepotrzebne są tego rodzaju manifestacje, ale każdy ma prawo podejmować decyzje w swoim sumieniu. I tutaj nikt nie może nikogo do niczego zmuszać. Ja nie mówię o zmuszaniu. Mówię o prośbie, namawianiu, skłanianiu. - Te sytuacje też są nie do końca takie same, dlatego że Pani Romaszewska tam bardzo wyraźnie w swojej wypowiedzi mówi, że nie kieruje się osobistą sympatią, bo lubi Bronisława Komorowskiego, ale ma taki inny pogląd i tak dalej. Natomiast Ryszard Bugaj wypowiada się trochę ostrzej, ale naprawdę po to jest wolność słowa i każdy ma prawo ją artykułować, i niezależnie od tego jak Bronisław Komorowski ocenia. Ocenia bardzo wysoko życiorysy tych ludzi. Dzisiaj są oczywiste różnice, osobiste, światopoglądowe i one mają prawo być, bardzo dobrze więc każdy podejmuje decyzje na własny rachunek. Podjął też decyzję Jarosław Kaczyński. Nie będzie przychodził na posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Narodowego. A będzie zapraszany? - Jest członkiem Rady Bezpieczeństwa Narodowego i jako taki oczywiście będzie otrzymywał zaproszenia na kolejne posiedzenia i uważam, że to jest zła manifestacja i taka niepotrzebna manifestacja ze strony prezesa Kaczyńskiego, który uprawia już taką czystą, dosyć cyniczną politykę wokół tych wszystkich wydarzeń, które miały miejsce. I teraz jeszcze ta taka manifestacja, że nie będzie uczestniczył w RBN-ie, chociaż przypomnę, że w czasie kampanii wyborczej uczestniczył, bo wtedy był przemieniony Jarosław Kaczyński. Ale wtedy więcej posiedzeń Rady Bezpieczeństwa Narodowego się odbywało, a nie tak jak dzisiaj raz na trzy miesiące. - Bo wtedy też były ważne sprawy, bardzo pilne, takie do rozstrzygnięcia, natomiast teraz na dzisiejszej radzie staje bardzo ważna sprawa, to jest kwestia uregulowania zasad przelotów najważniejszych osób w państwie. To jeszcze chciałem pana na koniec zapytać. Ma pan charakterystyczny znaczek gromowski w klapie marynarki. Za co? - To jest taka honorowa odznaka, którą przyznali mi żołnierze GROM, z której jestem bardzo dumny. Ale za co panu przyznali? - To się nazywa za zasługi, a to już niech zostanie... jaki typ i jaka formuła pomocy i na ile moje uczucia wobec GROM-u są ciepłe, a są. To już niech zostanie moją i gromowców tajemnicą. Tajemnicą poliszynela.