Agnieszka Burzyńska: Zrobił pan rachunek sumienia przed przyszłotygodniowym przeglądem dokonań ministrów? Sławomir Nowak: - Przed spowiedzią robi się rachunek sumienia. Ja jednak poproszę o listę grzechów ministra transportu. Chyba, że ich nie ma? - Kto jest bez grzechu, niechaj pierwszy rzuci kamień, jak już mamy tak biblijnie tutaj rozpocząć naszą rozmowę. Oczywiście przygotujemy się do tej rozmowy z szefem rządu. Zresztą to nie jest żadna ekskluzywna sytuacja. Ja oczywiście stawię się na spotkanie z całym kierownictwem mojego resortu. Przedstawimy panu premierowi sześć moich kluczowych obszarów - w ramach transportu: kolej, lotnictwo i drogownictwo, w obszarze budownictwo - mieszkalnictwo. No to pierwszy obszar. Co pan odpowie, gdy premier zapyta: "Sławku, nie mamy żadnej przejezdnej autostrady. Co zrobimy z kibicami, którzy dotrą do Strykowa? Wybudujemy im taras widokowy, aby mogli podziwiać Polskę w budowie"? Bo ani do Warszawy, ani do Gdańska autostradą nie dotrą. - A kto powiedział, że nie dotrą do Warszawy? Zdaje się, że pan powiedział, że odcinki na A1 i A4 nie będą przejezdne. - Tak, powiedziałem to już w listopadzie, będąc na autostradzie A2, oglądając tamtą budowę. Powiedziałem wówczas dziennikarzom, opinii publicznej, że szans na przejezdność na A1 i A4... już nie będę wchodził w meandry. Tam są oczywiście takie obiektywne przesłanki, które miały miejsce, czyli powodzie, które rzeczywiście bardzo przedłużył proces inwestycyjny. Ale to jeszcze przed nami rozprawa z wykonawcami. Będziemy dochodzili interesu publicznego w rozmowie i egzekwowali ten interes publiczny, jeżeli chodzi o wykonawców na tych odcinkach. A co z A2? Pytam niczym szef rządu. - Uczciwie powiedziałem też, że na A2 sytuacja jest trudna, ale dzień po dniu i godzina po godzinie konsekwentnie będziemy walczyli o tę przejezdność do Euro. I ja nie zmieniam zdania. Nie robiłbym tutaj jakiegoś szczególnego alarmu w tej kwestii. Panujemy nad sytuacją, współpracujemy z wykonawcami. Jest jeden szczególnie zagrożony odcinek - to jest odcinek C po Chińczykach, prowadzony przez firmę DSS, której staramy się pomagać jak możemy - wszystko w granicach prawa - żeby ten odcinek był przejezdny. Dziś "Rzeczpospolita" donosi o kolejnych kłopotach firmy DSS budującej ten odcinek. Skarb Państwa żąda 70 milionów złotych za kopalnie. No to już chyba jest megaproblem? - Wspieramy tę firmę, pomagamy jej. Maksymalnie szybko, jak możemy, płacimy za wykonane roboty. Tak dalej będzie sytuacja wyglądała. Ten odcinek jest pod szczególnym nadzorem, również moim osobistym. Będę podejmował takie decyzje, które ułatwią dokończenie tej inwestycji do końca maja 2012 roku, aby ta przejezdność była możliwa. Natomiast uczciwie mówię, chcę być odpowiedzialnym politykiem - nie mogę powiedzieć państwu dzisiaj, że na pewno będzie, skoro mogą się zdarzyć różnego rodzaju nieprzewidziane sytuacje. Jakie nieprzewidziane sytuacje się mogą zdarzyć? - Chociażby bardzo poważne roztopy po intensywnej, śnieżnej zimie, wskutek czego np. tak, jak miało to miejsce w 2011 roku - podmyło nasypy właśnie na odcinkach autostrady A1. To są tzw. "zdarzenia losowe", na które nie mamy wpływu. Będziemy się starali temu przeciwdziałać, będziemy starali się wspierać również wykonawców w miarę naszych możliwości, natomiast różne rzeczy mogą się zdarzyć. Dlatego ja chcę być odpowiedzialny i nie obiecywać gruszek na wierzbie. Postaram się i zrobię wszystko, żeby było. Jak to się stało, że mamy taką porażkę. Czy plany były do bani i ktoś oszukał, czy ktoś zawalił ich wykonanie? Jak to się stało? - Ja chcę bardzo wyraźnie powiedzieć - to nie jest żadna porażka. Odcinki autostradowe na A1, jak i również na A4, tam ten problem jest poważniejszy, bo te odcinki sią bardziej przeterminowane, ale zdecydowana większość odcinków autostradowych termin kontraktowy na zakończenie ma jesień 2012 roku. W kontraktowych terminach zakończymy te inwestycje. Mówienie o przejezdności wymaga również przygotowania specustawy, którą ja rozpocząłem robić. Jesteśmy w finale prac nad tą ustawą tak, żeby na tych odcinkach, które będą możliwe do dopuszczenia do ruchu, żeby były bezpieczne z punktu widzenia uczestników ruchu drogowego, żeby były gotowe na tyle, żeby można było nimi pojechać. I kiedy ta ustawa zostanie przyjęta przez rząd, panie ministrze? - W najbliższych tygodniach. Ona już jest po komitecie stałym, więc czeka już na wejście na Radę Ministrów i potem szybkie procedowanie w parlamencie. Jestem już też po rozmowach z prezydium komisji infrastruktury w tym względzie. Będziemy szybko pracowali. Ta sprawa nie jest zagrożona. Jestem spokojny o możliwość przeprowadzenia tej ustawy. A z jaką prędkością będzie można jeździć po tej nieukończonej autostradzie? - Autostrada - to chcę bardzo wyraźnie powiedzieć i wielokrotnie to powtarzałem - będzie w zasadzie skończoną autostradą z pełnym oznakowaniem poziomym, z pełnym oznakowaniem pionowym. Być może bez wszystkich ekranów akustycznych i innych tego rodzaju rzeczy jak MOP-y boczne itd. Będzie można po niej jeździć z taką prędkością, z jaką jeździ się po autostradach? - Nie. Oczywiście ustawa o przejezdności będzie przewidywała określony czas dopuszczenia takiej drogi do ruchu, określone warunki, odcinek i prędkość. To były już jakieś konsultacje. Jaka to będzie prędkość? - Na tym odcinku planujemy przejezdność z prędkością 70-90 km na godzinę. Ten odcinek jest niewielki. Na wszystkich pozostałych odcinkach będzie normalna prędkość - 140 km na godzinę. A co się stało z rozporządzeniem ministra Grabarczyka sprzed samych wyborów o obniżce o połowę opłat za przejazd państwowymi fragmentami autostrad? - Pracujemy nad tym rozporządzeniem. Prowadzimy rozmowy z ministrem finansów, bo wiadomo, że to ma daleko idące skutki finansowe dla Krajowego Funduszu Drogowego, z którego budujemy drogi. Prawie pięć miliardów złotych. Jest zgoda na to, czy nie? - Pięć miliardów na wiele, wiele lat. Z drugiej strony mamy problem polegający na tym, że Unia Europejska zwraca nam uwagę na coś takiego jak luka finansowa tzn. prognozy finansowe dla odcinków autostrad, na których mielibyśmy pobierać opłaty, byłyby na tyle rentowne, że zakłóciłyby program finansowania pomocowego ze środków UE. Bo UE ma taki zwyczaj, że dofinansowuje te odcinki, które są nierentowne. Czyli będzie obniżka? I kiedy? - Jeżeli zmniejszymy opłatę, będziemy mieli większe dofinansowanie z Unii i tutaj minister finansów zgadza się, rozumie te argumentację, natomiast musimy przygotować szczegółowe prognozy finansowe na wiele lat do przodu. Przygotowujemy plany finansowe do 2045 roku. Ale kiedy obniżka, panie ministrze? - Proszę dać nam jeszcze chwilę czasu. Najdalej parę tygodni, a być może będziemy mieli jeszcze lepszą wiadomość niż tylko obniżka. Dlaczego na kilka miesięcy przed Euro 2012 odwołał pan szefa Urzędu Lotnictwa Cywilnego, skoro on musi przygotować 50 aktów wykonawczych do ustawy o zmienionym prawie lotniczym? - Właśnie dlatego. Dlatego, że prezesowi Urzędu Lotnictwa Cywilnego nie wystarczył rok na przygotowanie rozporządzeń wykonawczych do prawa lotniczego. Zgodnie z artykułem 21. Prawa lotniczego, to urząd ma delegację ustawową do przygotowywania rozporządzeń, które podpisuje potem minister transportu. Na chwilę obecną mamy już 22 tak strasznie przeterminowane rozporządzenia, dodatkowo trzeba jeszcze ponad 30 przygotować, praca jest na niewystarczającym poziomie zaangażowania. A nowy szef da radę? Gwarantuje to pan? - Ja odbyłem rozmowę z prezesem Urzędu Lotnictwa Cywilnego, zapytałem go wprost, dlaczego taki stan rzeczy ma miejsce. Powiedział, że nie ma wystarczającej siły przerobowej. Na pytanie, ile ma etatów, odpowiedział - 350, jaki ma budżet - 54 mln złotych. Zapytałem, czy naprawdę nie daje rady przygotować tego rodzaju rozporządzeń. Powiedział, że nie daje rady. Jeżeli nie daje rady, to dla mnie wniosek był jedyny i oczywisty. Przed nami rozmowa i intensyfikacja prac. W ULC-u musi być bardzo jasny sygnał, że nie będzie tolerowania tego rodzaju opieszałości.