Wczoraj Michał Boni podczas rozmowy z Agnieszką Burzyńską obraził się na RMF FM. Powodem zdenerwowania ministra były pytania rozliczające go z obietnic, które PO składała, kiedy obejmowała rządy. OGLĄDAJ KONTRWYWIAD RMF FM W INTERIA.TV Konrad Piasecki: Michał Boni, szef doradców strategicznych premiera. To nowa polityka informacyjna rządu Donalda Tuska? Sławomir Nowak: Wie pan, czasami mogą puścić nerwy każdemu, nawet tak spokojnemu człowiekowi jak Michał Boni. Jeżeli mamy do czynienia z jakimś takim bezprzykładnym atakiem, napastliwością... Ale bezprzykładnym atakiem jest to, że się pyta o realizację obietnic wyborczych - bony edukacyjne, podatek liniowy, podatek Belki? To jest bezprzykładny atak? Jeżeli mamy taką napastliwość dziennikarzy. Ja osobiście bardzo lubię panią redaktor i wiem, że jest bardzo rzetelnym i dobrym dziennikarzem. Być może tutaj doszło do pewnego nieporozumienia. Panie ministrze, nie ma usprawiedliwienia dla takiego zachowania polityka. Nie ma usprawiedliwienia. To jest kompromitacja. Pan wie o tym dobrze. Jeśli ma pan zamiar na mnie krzyczeć, to doprowadzi pan do sytuacji właśnie takiej jak wczoraj. Nie. Mam zamiar pana przekonywać do tego. Nie ma sensu się unosić. Więcej powodów do takiego zawodu - brakiem rzetelności i agresywności - ma Michał Boni, ja czy paru innych dziennikarzy, którzy stajemy się obiektem niezasłużonych zupełnie ataków - kompletnie nieobiektywnych i nierzetelnych. Panie ministrze, to nie jest spokój, to nie jest szacunek, to nie jest budowanie - to nie są rządy miłości, które obiecała Platforma Obywatelska. Oczywiście, jakby inne ugrupowania polityczne takie rzeczy robiły, usprawiedliwiałbym, bo one niczego nie obiecywały. My nie opowiadamy głupot o tym, że macie takie a nie inne nastawienie, bo wasz właściciel ma takie a nie inne nastawienie. Ale Michał Boni dokładnie to mówi w tym nagraniu. Nie. A to co mówił po nagraniu, to tego w ogóle nie da się przytoczyć. Niech pan takich argumentów nie używa, bo to są rzeczy, których nie znamy i nie słyszymy, więc wprowadza pan w błąd słuchaczy. Ja słyszałem od swojej koleżanki. Chcę panu powiedzieć tyle, że jeżeli ktoś się z kimś umawia na wywiad i rozmowę o dokonaniach rządu, to się o te dokonania pyta i o tych dokonaniach rozmawia. Natomiast jeśli się przerywa komuś nieustannie, dopytując a to, a tamto, a wam to... Rozumiem, że jest formuła pięcio- czy siedmiominutowej rozmowy i po prostu nie daje pan czasami skończyć zdania. Ja się o to nie obrażam. Taka jest rzeczywistość. Ale Michał Boni nie obraził się o to, że nie pytamy go o osiągnięcia rządu, tylko o to, że pytamy go o to, czego rząd nie dokonał przez ten rok. To był casus belli, to był powód obrazy. Ile razy pytacie i ile razy np. mnie pytacie, zawsze staram się odpowiadać. Czasami rzeczywiście trudno jest wam spokojnie wytłumaczyć, bo taka jest gonitwa myśli. Ja rozumiem, że taki jest format radia - szybko, szybko, szybko. Czasami nie da się wszystkiego szybko powiedzieć. Miał rację Michał Boni czy nie? Dobrze zrobił? Nie powinien przeprosić? Nie. Nie powinien przeprosić. Myślę, że pani redaktor powinna się spotkać z panem ministrem i sobie wyjaśnić to nieporozumienie. Czasami jest tak, że rzeczywiście jeżeli się nie chce usłyszeć odpowiedzi, a ma się ułożoną tezę wcześniej, to prowadzi się wywiad w sposób tendencyjny. To pozostaniemy przy swoim zdaniu. Moim zdaniem przeprosiny to jest najmniejsze, co minister powinien w tej sytuacji zrobić. Panie ministrze, czy zatrudnianie kolegów, krewnych i dawnych wspólników w spółkach Skarbu Państwa to już jest jawna praktyka tego rządu? Rozumiem właśnie, że pana kolega przeprosi za ten materiał. Ale za co ma przeprosić? Za to, że jest nierzetelny i kłamie po prostu w tym artykule. Fakty są takie: panowie Chajderowski i Gawrylczuk - udziałowcy założonej przez pana spółki - zasiadają w radach nadzorczych Lotosu i Cefarmu. Rozumiem, że pan będzie przekonywał, że to jest absolutny zbieg okoliczności? To jest teza, że ja mam cokolwiek z tym wspólnego. Otóż, po pierwsze, chcę powiedzieć tak, że nie mam nic z tym wspólnego. Od 2002 r. z panem Chajderowskim nie wiążą mnie żadne interesy, a z panem Gawrylczykiem nigdy nie łączyły żadne interesy. Ale przecież on zasiada, jest członkiem władz i udziałowcem tej spółki, którą pan zakładał. Nie. Ta spółka chyba już nie istnieje. Ale był udziałowcem czy nie był udziałowcem? Powiem panu szczerze, że odkąd sześć lat temu z tej spółki wyszedłem, nie znam jej losów. Naprawdę - może pan wierzyć albo nie, ale zajmuje się innymi rzeczami.