Konrad Piasecki: Panie ministrze, duże te szpary, szczeliny i pęknięcia? Sławomir Nowak: - Różnie na różnych odcinkach. Rzeczywiście skala jest dosyć poważna, więc wykonawcy będą musieli się pilnie z tym uporać. Ale to są takie szczeliny, że po nich jeździć się nie da, przyzwoicie w każdym razie? - One występują, całe szczęście, jeszcze na etapie budowy. Dotyczy to warstw w dużej mierze tych pierwszych, czyli pod budowę jeszcze i potem ewentualnie wiążącej. Chociaż zdarzają się indywidualne przypadki, gdzie ... Ale czy mogło by tak zostać? - Nie, oczywiście, że nie może tak zostać, ponieważ to jest niedoróbka wykonawców; muszą po prostu te miejsca wyfrezować, odpowiednią masą elastyczną zalać tak, żeby to nie powodowało pęknięć na przyszłość. I popękały wszystkie budowane autostrady A1, A2, A4? - A4 jest jeszcze pod śniegiem, więc czekamy aż zejdzie śnieg, żeby to zobaczyć. Jak zejdzie śnieg, to będzie dramat? - Jeżeli mamy tę sytuację na A1, A2, to należy statystycznie założyć, że dotyczy to także A4. A długie są te spękane odcinki? - W sensie? Czy to jest tak, że występują na 10 czy 100 kilometrach? - One w dużej mierze występują na połączeniu działek roboczych. Kiedy walec jednego dnia kończy pracę, a następnego rozpoczyna, to w tym miejscu, w którym zakończył prace, wskutek niezabezpieczenia, czyli niedotrzymania reżimu technologicznego przez wykonawców, dochodzi do spękań. I to jest wina tego asfaltu, tego walca czy złego kładzenia? - Ani asfaltu, ani walca - a niezabezpieczenia. Czyli wykonawca. - Dokładnie tak. Powinien zastosować specjalną taśmę i na niektórych odcinkach autostradowych niektórzy wykonawcy tego rodzaju elastyczną taśmę na końcu działki technologicznej stosują. I ta sytuacja nie występuje. A nie jest tak, że w kraju między 49 a 54 równoleżnikiem szerokości północnej nie da się położyć asfaltu, który nie pęka? - Oczywiście, że nie. Nie bagatelizuję, podchodzimy do tego bardzo poważnie i wyegzekwuję bardzo poważnie od wykonawców każdą nawet najmniejszą usterkę. Bo - jak powiedziałem wczoraj - nie będzie kompromisu z wykonawcami, jeśli chodzi o jakość polskich dróg. A wykonawcy twierdzą, że wszystko przez GDDKiA, która kazała im tak a nie inaczej kłaść, taki a nie inny asfalt. - I dlatego zwracam szczególną uwagę, też państwa dziennikarzy, że mamy do czynienia z najzwyczajniejszym w świecie sporem biznesowym. Wykonawca chce dostać pieniądze od zamawiającego, a zamawiający mówi: nie. A chce, już powiedział, że chce? - Na razie oczekują od nas wskazania programu naprawczego. Mówimy: nie, zgodnie z kontraktem wy musicie skazać program naprawczy, bo wy później dajecie gwarancję. A pan mówi: kochani, ani złotówki więcej nie dostaniecie. - Nie, nie dostaną za to pieniędzy. Nawet, jak zagrożą "na Euro się nie wyrobimy" z tymi autostradami? - Nawet jak będą nas szantażowali tego rodzaju rzeczami, nie dostaną ani złotówki więcej za usterki, które zgodnie z kontraktem muszą usunąć. Dlatego, że po to podatnicy płacą bardzo duże pieniądze za wybudowanie tych dróg, żeby one trzymały potem jakość. Przez 20 lat musimy po nich jeszcze spokojnie jeździć. Gwarancja - którą i tak przedłużyliśmy - wynosi 5 lat, bo wcześniejsze rządy podpisywały na rok gwarancję z wykonawcami. Więc tutaj nie będzie kompromisu z wykonawcami, jeśli chodzi o jakość polskich dróg. Panie ministrze, ale jak bardzo te spękania mogą rzeczywiście przedłużyć pracę na tych odcinkach? Czy rzeczywiście może być zagrożone oddanie autostrad na Euro z powodu pęknięć? - Nie, zgodnie z naszymi opiniami, z opiniami ekspertów z Generalnej Dyrekcji, nie ma zagrożenia dla terminu. Praca idzie, postępuje na innych odcinkach. Muszą zabezpieczać inne odcinki, już pilnując tego reżimu. Będziemy tez na to zwracali im szczególną uwagę. Ale już sami widzą, że mają z tym problem. Bo zamiast zapłacić 8 złotych za metr taśmy elastycznej, która by ten problem wyeliminowała, dzisiaj będą musieli zapłacić 30 złotych za metr za naprawę tego. Ale to nie jest wielka rzecz, to po prostu muszą wyfrezować, wybrać fragment tego pęknięcia, zalać to odpowiednią masą elastyczną, żeby te spękania więcej nie powstawały i nie przenosiły się na kolejne warstwy. Większym problemem - a zwłaszcza A2 - jest wniosek o upadłość... - Niech pan nie popędza, panie redaktorze! Taka rozmowa, panie ministrze - mało czasu, a dużo tematów. - No dobrze. Większym problemem jest wniosek o upadłość DSS-u, czyli tych nieszczęśników, którzy po Chińczykach budują A2? - DSS daje radę, jesteśmy informowani przez nich na bieżąco. Ale ma upaść. Więc może przestać dawać radę. - Nie, nie ma upaść. To jest też gra biznesowa. Tutaj też trzeba zwracać uwagę - my powinniśmy się starać jako strona publiczna nie wchodzić w grę między wykonawcą a podwykonawcami. Wszyscy próbują pana ograć. - Nie, no... Chodzi o pieniądze. Przecież jeżeli dozwolony kontrakt na odcinek autostradowy, to jest najmniejszy kontrakt na 9 km, to jest blisko 600 mln złotych, które płacimy wykonawcom w różnych miejscach - to są setki milionów, miliardy złotych. Ale upadłość DSS-u oznaczałaby koniec marzeń o trasie Warszawa-Berlin? - Nie ma ryzyka upadłości, sprawdzamy ich płynność na bieżąco. Skoro jest wniosek, to jest ryzyko. - To jest spór z ich podwykonawcą. Czyli nie ma ryzyka upadku? - W naszej ocenie, dzisiaj - nie. Jesteśmy też umówieni na to, że od pierwszych dni marca, kiedy mrozy i śniegi ustąpią, oni wracają. I wszyscy wykonawcy taką też mają umowę z nimi, bo z nimi rozmawiałem od poniedziałku przez 3 dni po wiele godzin dziennie. Wracają na plac budowy z pełną mobilizacją i chcemy zobaczyć tę pełną mobilizację. Tam, gdzie powstają usterki, mają obowiązek - jeszcze raz to podkreślam, obowiązek - wykonawcy usunięcia tych usterek i będziemy to nadzorowali i sprawdzali. Patrząc chłodno, realnie i spokojnie - ile jest jeszcze procent szansy na to, że autostradowa trasa Warszawa-Berlin będzie gotowa na Euro? - Mówimy Stryków-Konotopa, bo tu chodzi o niecałe 100 kilometrów od Warszawy. Tu chodzi o ten brakujący odcinek połączenia Warszawa-Berlin. - Ja nie chcę dzisiaj składać zbyt daleko idących zobowiązań. Powiedziałem bardzo wyraźnie, że w przypadku A1, A4 szans na przejezdność nie ma. Natomiast na odcinku A2 ta przejezdność jest możliwa do uzyskania. Ale możliwa raczej na 50 procent, na 90, czy na 10 już tylko? - Bliżej 90, tak bym powiedział i chcę też bardzo wyraźnie powiedzieć, przejezdność będzie oznaczała przejazd po normalnej autostradzie, bezpiecznej, z pełnym oznakowaniem poziomym, pionowym, bez ewentualnie bajerów typu ekrany akustyczne, wszystkie nasypy, obsianie trawą. Brak tego połączenia Stryków-Warszawa uzna pan za klęskę czy tylko porażkę? - Tak bym tego nie wartościował. Oczywiście dokładam wszystkich starań i będę to robił i naprawdę poświęcamy temu bardzo dużo energii i czasu. Udało się nadrobić wiele zaległości po Chińczykach, więc ja liczę, że będzie sukces. Ale drogi nie grają, więc zachowuje pan spokój. - Grają drogi. Wszyscy musimy zagrać na Euro. To będzie nie tylko test sprawności dla naszych dróg, dla całego systemu transportowego. Proszę pamiętać o tym, że transport na Euro to w dużej mierze będą przede wszystkim lotniska i koleje. I tutaj te plany transportowe też. Z tymi kolejami też problem, bo kolejarze grożą strajkiem i tym, że będzie pan musiał telebimy na stacjach ustawiać. - Właśnie to jest też pewna gra między uczestnikami tego rynku. Ja mam świadomość, mówiąc zupełnie poważnie, że naruszam różnymi decyzjami bardzo poważne interesy, bardzo poważnych grup, w związku z tym ja się spodziewam, że będę miał niełatwy kawałek chleba i sytuacja może wcale nie być taka kolorowa. Natomiast przygotujemy się odpowiednio na Euro, bo wszystko na Euro musi zagrać. A jak pan patrzy na te warstwy wodonośne i jakie tam one są jeszcze, i te listwy i te pęknięcia, i te szczeliny, to pan już żałuje, że pan się zgodził na tego ministra transportu? - Nie ma warstw wodonośnych w polskich autostradach. Są, w geologii zdaje się. - Ale w drogach nie ma. Ale pożałował pan? - Nie, to jest bardzo trudne ministerstwo. Mam tego pełną świadomość. Jeszcze pana ten resort nie zabił? - Nie, i nie tak łatwo mnie rozjechać. Ale już trochę osłabił? - Nie, nie mam tego wrażenia. Ja mam dosyć grubą skórę. Nie ma pan wrażenia, że to będzie Waterloo pańskiej błyskotliwej kariery? - Bez przesady ani z błyskotliwością, ani z karierą. Ja mam poczucie pracy, która została przede mną przez premiera postawiona. Mam wrażenie, że staram się ją wykonywać najlepiej jak potrafię. Będą widoczne sukcesy, bo to co jest najważniejsze w mojej pracy i to co zawsze stawiam jako pierwszą sprawę, to są takie zmiany, które mają przede wszystkim ułatwiać ludziom życie, bo ministerstwo nie jest dla samego ministra i nie jest dla urzędników. Tylko dla ludzi, dla Polaków.