Komentując sytuację w SLD, stwierdza: Niedopieszczony przez małżonkę Kalisz postanowił romansem z sąsiadką udowodnić, że wciąż zasługuje na miłość. To małżeństwo się uklepie - dodaje. Konrad Piasecki: I jak tu nie wierzyć w fatum. Wie pan, dlaczego smoleńscy pielgrzymi nie wrócili jednak w nocy do Warszawy? Tomasz Nałęcz: - Nie wiem. Domyślam się, że chce się zapewnić im powrót w warunkach absolutnego bezpieczeństwa. Ta przygoda nam jednak uświadamia, co to znaczy potęga i niebezpieczeństwo podróży samolotami. To jakieś dziwne sytuacje. Ten samolot poleciał, wrócił, nie wiadomo za bardzo dlaczego nie wsiedli. Rozumiem, że pan żadnej bardziej szczegółowej wiedzy nie ma? - Domyślam się, podobnie jak tysiące naszych słuchaczy, że też przy podejmowaniu tej decyzji liczyły się pewnie opinie tych osób, które miały lecieć. Pamiętajmy, to są ludzie szczególnie obolali, jeśli chodzi o bezpieczeństwo podróżowania samolotem. Miliony naszych słuchaczy panie profesorze. - Przepraszam. Miliony. Był krzyż, po wczorajszej "półroczniacy" przed Pałacem Prezydenckim jest obraz Jezusa na krzyżu i dwa krzyże. Zostaną przeniesione stamtąd? - To bardzo smutne, że używa się właśnie bliskich milionom Polaków symboli religijnych do walki politycznej. I to do takiej walki politycznej na bardzo marnym poziomie. Do walki politycznej albo do upamiętnienia tego, co się wydarzyło pół roku temu. - Panie redaktorze, wczoraj cała Polska mogła się przekonać, jak wyglądają dwie formuły upamiętnienia. Jedna, ta w Smoleńsku. Oglądałem z moją żoną, ze łzami w oczach nie ukrywam tego, co się działo w Smoleńsku, to dramatyczne pożegnanie rodzin ze swoimi najbliższymi. Ale też dzięki potędze telewizji, mieliśmy okazję oglądać to, co się dzieje na Krakowskim Przedmieściu. Tam się niczego nie upamiętnia. Z tego co się działo na Krakowskim Przedmieściu, co się panu nie podobało? Okrzyki, transparenty czy w ogóle sam fakt marszu z pochodniami? - Nie, nawet nie mówię o marszu z pochodniami, bo już przed zaśnięciem wolałem sobie oszczędzić emocji, żeby nie mieć bezsennej nocy. Ja mówię o tych porannych awanturach. Nie podoba mi się to, że używa się właśnie świętych symboli religijnych w karczemnej awanturze politycznej. Politycy PiS-u zapowiadają, że co miesiąc będą przechodzili pod Pałac z wieńcami, z marszami, ze zniczami. Ma pan na to jakąś radę? - Jest wolna Polska. Wolność to także cena tego rodzaju zachowań. Uważam, że powinniśmy być wobec takich zachowań tolerancyjni. Czyli będą mile widziani. - Nikt im - moim zdaniem - nie powinien w tym przeszkadzać. Natomiast nie powinny być tolerowane te ekscesy, które już następują po tych uroczystościach. A nie uważa pan, że dobrym antidotum na to, co się dzieje i również na te emocje byłaby po prostu budowa pomnika, byłaby budowa miejsca, do którego wszystkie te osoby mogłyby przyjść i bez żadnych emocji politycznych złożyć tam hołd ofiarom katastrofy. - Ależ ja, jako historyk nie mam wątpliwości, że taki pomnik będzie. I myślę, że nikt, kto ma wrażliwość na pamięć historyczną też nie ma takiej wątpliwości. Zginęło 96 osób, najcenniejszych dla społeczeństwa polskiego. Ci ludzie będą w ten sposób upamiętnieni. Dlaczego w takim razie prezydent, też w końcu historyk, nie stanie się patronem budowy takiego pomnika. Komu jak komu, ale akurat prezydentowi ta rola byłaby wręcz przypisana. - Ależ oczywiście, jestem przekonany, że tak będzie. Że prezydent będzie patronem budowy takiego pomnika? Na razie umywa ręce. - Absolutnie nie umywa rąk. W tej sprawie prezydent jest jak najdalszy od postawy Piłata. Tyle tylko, że prezydent uważa, i uważam, że bardzo słusznie, że w tej sprawie pierwsze zdanie i najważniejsze zdanie powinno należeć do rodzin. W sprawie upamiętniania katastrofy smoleńskiej prezydent zrobi wszystko, czego będą chciały rodziny. Proszę zobaczyć jak dyskretnie, ale przecież rozstrzygająco Kancelaria Prezydenta pomogła w organizacji tej pielgrzymki smoleńskiej. Ale kto jak nie rodziny mówi: zbudujcie pomnik naszym bliskim. Ja nie wiem, czy one wszystkie głośno to mówią, bo niektórym nie wypada, czują się skrępowane. Ale rodziny na pewno chcą pomnika ofiar katastrofy. - Jeśli będzie taka wola rodzin, myślę, że właśnie także ta pielgrzymka smoleńska pokazała, że to rodziny się wewnętrznie łączą, zbliżają do siebie, że będą mówiły wspólnym głosem. Prezydent absolutnie będzie wspierał takie działania. Z tym że prezydent nie chce narzucać niczego rodzinom. Na razie o pomnik kłócą się politycy, natomiast rodziny w tej sprawie jeszcze nie przemawiają. Mówię o wszystkich rodzinach, bo kilka osób bardzo głośno przemawia. Jeśli taka będzie wola rodzin, jestem przekonany, że prezydent absolutnie będzie brał udział w takiej inicjatywie. Pan wie też, patrząc z perspektywy historyka, że to, co mówi Jarosław Kaczyński, o tym, że będą za kilkanaście lat w Polsce pomniki - może nie, ale na pewno ulice, na pewno place imienia Lecha Kaczyńskiego - to jest prawda. Czy jest sens kłócić się z takimi stwierdzeniami? - Ale przecież nikt z takimi twierdzeniami się nie kłóci. Nie. To, co powiedział Jarosław Kaczyński, że minie parę lat i będą ulice Lecha Kaczyńskiego - też wzbudziło taki odruch niechęci. - Nie. Sam komentowałem te słowa. We mnie odruch niechęci wzbudziło nie to, że będą ulice Lecha Kaczyńskiego, tylko to, że podobnie jak księdza Popiełuszki, bo to było świętokradztwo. Bo to mieści się w tym obrzydliwym nurcie pomówień, że katastrofa to zamach. Popiełuszko jest ofiarą mordu politycznego, a Lech Kaczyński zginął w katastrofie lotniczej. Ale co do ulic się nie kłócimy - będą ulice Lecha Kaczyńskiego? - W jednych miejscach będą, w innych nie będą. To będzie zależało od oblicza politycznego rad danych miejscowości. Bo to rady danych miejscowości podejmują takie decyzje, a nie prezes jakiejś partii politycznej. A pan chciałby, żeby były? - Czy chciałbym mieszkać przy ulicy Kaczyńskiego? Moja ulica nosi nazwę Kościuszkowców i jestem do niej przywiązany. Znając lewicę i jej obyczaje - Ryszard Kalisz właśnie kończy karierę w SLD? - Nie sądzę, myślę, że lewica jest na fali, i że Kalisz jest tak znaczącą kartą w tej talii, że wyrzucenie takiej karty byłoby bezmyślnością. Nie podejrzewam liderów lewicy o bezmyślność. Dostał wotum nieufności, odchodzi z zarządu, bo nie może w nim już dalej być. Źle to wygląda. - Spokojnie. Ryszard Kalisz, rzeczywiście trochę niedopieszczany przez małżonkę postanowił romansem z sąsiadką dowodzić małżonce, że zasługuje na miłość. Małżonka się zdenerwowała i przyłożyła mu miotłą po łbie, ale to małżeństwo jej się uklepie moim zdaniem - spokojnie. A narzeczona z Pałacu Prezydenckiego nie ma jakiejś oferty dla Ryszarda Kalisza? - Nie sądzę. Ryszard Kalisz w każdej talii będzie asem. Natomiast pamiętajmy, że Ryszard Kalisz był już szefem Kancelarii Prezydenta, porzucił kancelarię dla kariery partyjno-parlamentarnej. Myślę, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody. Myślę, że przede wszystkim Ryszard Kalisz nie chciałby odnowić swojej kariery kancelaryjnej. A Włodzimierz Cimoszewicz nie ma pomysłu na zagospodarowanie go? - Pyta pan mnie jak prezydenta, ja jestem tylko skromnym doradcą prezydenta. Myślę, że Włodkowi odpada to miejsce senatora RP, na pewno prezydent i premier będą jeszcze nie raz wykorzystywali jego ogromne umiejętności i doświadczenie w służbie państwowej i na pewno - tak, jak do tej pory - Włodzimierz Cimoszewicz nigdy nie odmówi - ani premierowi, ani prezydentowi swojej pomocy.