Konrad Piasecki: Polacy przestali kochać Donalda Tuska? Tomasz Nałęcz: - Nie, po prostu oczekiwali od niego znacznie więcej. Dlatego mu zaufali w wyborach. A Donald Tusk po wyborach był taki sam, jak przed wyborami - stąd pewien zawód. Znacznie więcej, czyli znacznie więcej pracy i znacznie więcej intensywności pracy? - Myślę, że Donald Tusk przekonał Polaków, że idą ciężkie czasy. I że na te ciężkie czasy nie mają co ryzykować, powinni postawić na niego. Zrobili to i oczekiwali - myślę - od pierwszych tygodni ruszenia z kopyta. A tymczasem premier lubi sobie pograć w tenisa... - E tam, panie redaktorze. Przecież pan wystarczająco dobrze wie, jak ciężkie jest codzienne życie premiera. Nie. Rząd funkcjonował normalnie, tak, jak do tej pory. Może trochę wolniej, bo nowy, z nowym kształtem, nowi ministrowie. I stąd pewne uczucie zawodu. Czyli dzisiaj co - kryzys gorących uczuć do premiera, ale kryzys, który da się jakoś przełamać, czy to już jest kryzys permanentny? - Tak myślę, że to jest pewien zawód człowiekiem, którego cenimy, od którego oczekiwaliśmy bardzo dużo i trochę się zawiedliśmy, ale moim zdaniem premier to świetnie wie. Jak patrzyłem na niego na ostatniej konferencji prasowej, jak patrzyłem na zachowanie w sprawie ACTA, to premier moim zdaniem już świetnie wie. Tylko wie pan doskonale, patrząc na przykłady poprzedników, że są takie sytuacje czy są takie kryzysy uczuć, z których nie da się już wyjść. I tak było np. z Jerzym Buzkiem, którego też Polacy kochali, a jak się rozczarowali, to już na całego. Leszka Millera też lubili, a jak się zaczął kryzys - poszło. Równia pochyła. - Moim zdaniem to nie jest dobre porównanie - przepraszam za stanowczość sformułowania - z Jerzym Buzkiem, bo Jerzego Buzka kochaliśmy - zresztą pokazuje to obecna sympatia do Buzka... I wróciliśmy do tej miłości po wielu latach. - ...mieliśmy pretensje do Jerzego Buzka, że ten mądry, sympatyczny profesor daje się powodować temu facetowi z tylnego siedzenia. W Donaldzie Tusku doceniamy autentycznego lidera. Nawet bardzo silnego lidera, który potrafi tupnąć, pokazać, kto tu jest samcem alfa. Zdecydowany lider, którego uśpiło zwycięstwo. Tak by pan to zdefiniował? - Który nie dość stanowczo, jak oczekiwaliśmy, wziął się za tą polską stajnię Augiasza. Bo - moim zdaniem - przekonał nas Tusk, używając pewnego mitologicznego porównania, że tylko on może być Herkulesem polskiej sceny i że tę augiaszową kryzysową stajnię zamiecie bardzo energicznie. Patrzymy tydzień, drugi, a ta rzeka nie jest przepuszczana - mówiąc mitem o Herkulesie - przez tę stajnię kryzysową Augiasza. Ale moim zdaniem premier to już wie i to będzie ten Tusk, którego chcieliśmy widzieć w wyborach. Panie profesorze, gdyby to pana zapytał ankieter, tak jak dzisiaj pyta badanych przez nas wyborców, o oceny wystawiane członkom rządu po 100 dniach, kto mógłby liczyć na najlepszą ocenę Tomasza Nałęcza? - Oczywiście ministrowie, których znam od ponad czterech lat. W ogóle uchyliłbym się od takiej oceny. Za chwilę zapytam o najgorszego. - Ponieważ jestem nauczycielem i wiem, że nic nie byłbym niewart gdybym oceniał uczniów po dwóch pierwszych zajęciach ćwiczeniowych. Czekam na cały semestr. Kiedy pan i prezydent patrzycie na te słabnące notowania rządu, to pan zauważa w oku prezydenta błysk troski i zaniepokojenia, czy raczej takiej schadenfreude? - Zauważam determinację, żeby wspierać rząd, bo prezydent apelował do rządu w swoim inauguracyjnym wystąpieniu na początku kadencji o determinację, reformowanie Polski. Rząd to rzeczywiście zaczyna robić i będzie rosnąca determinacja prezydenta, jeśli chodzi o wspieranie rządu w tych działaniach. Powie pan, że prezydent stoi murem za projektami reform, w tym za projektem trudnej reformy emerytalnej? - Jednym słowem powiem krótko: tak. Zdecydowanie tak. I 67 dla kobiet i 67 dla mężczyzn, to jest coś, pod czym prezydent podpisuje się całym sobą? - Nie ma co mówić o konkretach, bo przecież mówimy teraz o pewnej idei i prezydent będzie podejmował decyzję, jak trafi do niego gotowa ustawa. Natomiast prezydent wspiera rząd w rozwiązaniu optymalnym, zdecydowanym, tutaj prezydent, jeśli by porównywać językiem Sienkiewicza, jeśli by porównywać rząd do Kmicica w obozie atakowanym przez Szwedów, to prezydent jest gotów być Kiemliczami. To nie jest tak, że w obliczu słabnącego poparcia i dużego sprzeciwu społecznego wobec reformy, będzie namawiał premiera do złagodzenia ostrza tych reform? - Ta reforma jest przecież niezbędną, bo tutaj najbardziej stanowczy to nie jest prezydent, premier, tylko są demografowie. Z tym, że my mówimy o dalekiej przyszłości, więc wydaje się wielu Polakom, że "czym się przejmować, za 20 lat...", ale to naprawdę jest bardzo ważna argumentacja i w obliczu tej bardzo poważnej sytuacji, prezydent naprawdę będzie z wielką determinacją wspierał rząd w tych rozwiązaniach, które rządu uzna za stosowane. Dlatego nie chciałbym tutaj stawiać stanowczych deklaracji np. do tego wieku... Bo za chwilę się okaże, że premier się wycofa... - Bo np. być może ta konfuzja koalicyjna, czyli różnica zdań między Platformą a PSL-em, spowoduje zmianę wewnątrz tego rozwiązania i oczywiście prezydent to uszanuje. Determinacja prezydenta jest ogromna. Wydaje się panu, że dojdzie do rozwodu koalicyjnego na tle reformy emerytalnej? - Nie, nie sądzę. Czy raczej do zdrady z Palikotem? - Nie sądzę. Myślę, że PSL, zdając sobie sprawę, że chodzi o rozwiązanie niezbędne, ale bardzo niepopularne, postanowił nawet za cenę pewnych rogów, które mu tutaj może Platforma przyprawić np. z lewicą. Tak mi się wydaje, że PSL woli ten obraz rogacza zdradzonego przez swojego partnera, ale nie brać na siebie odium niepopularności, tak odczytuję te ruchy PSL-u obecnie. Może się mylę. A nie wydaje się panu, że w obliczu słabnącego rządu czas przyszedł na sięgnięcie po rezerwy strategiczne Platformy? - Nie uważam, żeby rząd słabł. Rzeczywiście to jest ten moment rozruchu bardzo wielu ministrów. Sądzę, że oni już wkrótce pokażą, że premier postawił na dobrych ludzi. Ale podzielam absolutnie tę argumentację premiera Tuska. Cóż to za selekcjoner, który zanim jeszcze się mecz rozpocznie, po pierwszej rozgrzewce już zmienia zawodników. Czyli to nie jest ta czarna godzina, w której należy sięgnąć po Grzegorza Schetynę? - Bardzo mi się podoba zachowanie pana Grzegorza Schetyny. Bardzo lojalne, bardzo wyważone, ale nie sądzę, żeby to było Waterloo, gdzie trzeba się rozglądać za jakimś odwodem i modlić się, żeby odwody francuskie przyszły szybciej niż pruskie, angielskie. Forum: Patologie w kraju