Konrad Piasecki: Jest pan zwolennikiem bojkotu komisji hazardowej przez Prawo i Sprawiedliwość? Jeśli miałoby się okazać, że posłowie Kempa i Wassermann nie mogą uczestniczyć w pracach tej komisji, to być może rzeczywiście, żeby Platforma sobie poustalała co chce, wszelkie rzeczy, które chcą, niech sobie ustalają we własnym gronie. Czyli zacisnąć zęby i nie wysyłać nikogo w miejsce Kempy i Wassermanna? Nie wiem, jaka będzie decyzja partii, ale ja rzeczywiście wtedy bym uznał, że PiS nie powinien brać udziału w tej szopce. Dlatego, że to co robi Platforma przekroczyło wszelkie granice przyzwoitości i to na szczęście zobaczyli również dziennikarze i mam nadzieję, zobaczy również opinia publiczna. Ale nie wysyłać także dlatego, że geniuszowi tej pary Kempa- Wassermann nikt nie dorówna w Prawie i Sprawiedliwości? Nie. Ale oprócz tego, że to są faktycznie jedyni prawnicy w tej komisji - w tej chwili nie został już tam żaden prawnik - chodzi również o zasady. Nie może być tak, że Platforma od samego początku robi wszystko, żeby wprowadzić formę panświnizmu, to znaczy żeby opinia publiczna była przekonana, że tak naprawdę wszyscy mają coś za uszami. Że może Rycho gdzieś tam kręcił jakieś lody z podejrzanymi koleżkami po cmentarzach i stacjach benzynowych, ale ci PiS-owcy też mają coś za uszami. W moim przekonaniu nie powinniśmy się na to zgadzać. Posłuchaj Kontrwywiadu: Uważa pan, że wykluczenie Kempy i Wassermanna to jest wpisywanie się w logikę i taktykę panświnizmu, jak pan to powiedział? Tak. Bo od początku Platforma robi wszystko, aby ukryć fakt podstawowy - że ta komisja została powołana dla zbadania tego, co Zbigniew Chlebowski robił na cmentarzu i na stacji benzynowej z biznesmenem pewnej branży. Ale jednocześnie jest tak, że ta komisja bardzo skutecznie ujawnia grzechy, grzeszki różnych osób z Prawa i Sprawiedliwości i ta afera - owszem - cały czas jest aferą Mira, Rycha i Zbycha, ale także i Przema - Gosiewskiego. Przestała być. Proszę uważać, bo się pan narazi na proces Przemysława Gosiewskiego. Nie ma czegoś takiego jak afera Przema i to jest w jakimś sensie zwycięstwo Platformy. Tu rzeczywiście mówimy o grzeszkach PiS. Okazuje się, że grzeszki PiS polegają na tym, że urzędnicy państwowi w czasie wykonywania swoich urzędniczych obowiązków komentowali, czy opiniowali przedstawiane im projekty ustaw. I dostarczali rządowi projekty przygotowywane przez Totalizator Sportowy, za którym stał bardzo potężny G-Tech. Przypomnę od początku jak to się kształtowało. Platforma robiła wszystko. Najpierw rozciągnęła tę pracę komisji, tak żeby zawrzeć tam wszystkich i PiS i SLD. Żeby każdemu coś przypisać. Później przejęli władzę w komisji, co jest kuriozalne, ponieważ ta komisja ma badać przede wszystkim grzeszki - jak pan powiedział Platformy Obywatelskiej. Ale rządzący z każdej komisji śledczej do tej pory mieli większość. Taka jest logika parlamentaryzmu. Większość tak, ale nie zawsze przewodniczącego komisji. Nie zawsze. To prawda. Teraz chcą wykluczyć PiS-owców i przedłużać ten stan nieróbstwa w komisji, a jednocześnie założyli, że 28 lutego - czyli za niecałe trzy miesiące - komisja ma kończyć swoje obrady. Ale Grzegorz Schetyna już mówił w sobotę, że można przedłużyć ten termin. Ludzkie panisko. Naprawdę trzeba będzie mu podziękować. Panie pośle, ale nie lepiej było dmuchać na zimne i nie wysłać do komisji kogoś, o kim było wiadomo, że może zostać wezwany na świadka. Bo to jest pytanie, dlaczego oni mają zostać wezwani na świadków? Dlatego, żeby mieli coś wspólnego z tą ustawą. Można było wziąć ze 150-osobowego klubu Prawa i Sprawiedliwości takie osoby, które nie dotknęły, nie musnęły tej ustawy przez lata swojej praktyki politycznej. Ale przecież Platforma właściwie chce przesłuchać cały 150-osobowy klub parlamentarny PiS-u, łącznie z Jarosławem Kaczyńskim, właśnie z państwem Kempą i Wassermannem. Okazuje się, że tutaj po prostu każdy może zostać wezwany i każdy, którego PiS mianowałby zamiast tych państwa, może być znowu wezwany. I znowu będziemy bawili się przez dwa tygodnie, i znowu Platforma będzie zyskiwać czas. Ale pan nie będzie przekonywał, że to jest kara dla Beaty Kempy za to, że tak dzielnie walczyła o bilingi Grzegorza Schetyny? W to to nawet pan nie wierzy? Mogę poprzekonywać. Wierzy pan w to naprawdę? To jest możliwe. Znaczy, jeżeli to jest tak, jak przedstawia Beata Kempa, że przewodniczący Sekuła namawiał ją do tego, żeby ze wszystkich nazwisk, które przedstawiła, wycofała nazwisko Grzegorza Schetyny, to to, oprócz tego, że Beata Kempa zawiadamia - z tego, co wiem - w najbliższych dniach prokuraturę o tego typu naciskach, to coś tu jest "nie halo". Okazuje się, że można wszystkich przesłuchiwać i można wszystkim sprawdzać bilingi, oprócz Grzegorza Schetyny. A Mirosław Sekuła mówi, że ma swój rozum, że jest osamotniony, że nikt mu niczego nie kazał i po prostu uważa, że Wassermanna przesłuchać trzeba. Mirosław Sekuła po pierwsze powinien się wytłumaczyć z tego, dlaczego nie zawiadomił prokuratury po tym, jak kilkanaście miesięcy temu, czy kilkadziesiąt miesięcy temu, przyszedł do niego biznesmen z całą teczką pieniędzy i oferował mu łapówkę w zamian za pewne ułatwienia chyba prawne, jeśli dobrze pamiętam. On mówi, że wyszedłby na mitomana, gdyby zawiadomił o tym prokuraturę. To jest cudowne. Znaczy, w momencie, w którym dowiedział się, powinien zamknąć pokój, wezwać policję i wtedy nikt by mu mitomaństwa nie zarzucał. Ale pańskim zdaniem on rzeczywiście działa na pasku Grzegorza Schetyny? Pan w to wierzy? Zalewski i Mazurek we "Wprost" piszą, że on już musi bronić dobrego imienia, ponieważ dobrego nazwiska nie ma - to jest oczywiście żart w stosunku do poprzednika, czy jego nazewnika. Natomiast rzeczywiście coś jest z posłem Sekułą nie tak, ponieważ uchodził za przyzwoitego, kompetentnego człowieka, a w tej chwili prawdopodobnie z przyczyn, powiedziałbym wewnątrzpartyjnych czy politycznych, próbuje spełniać wszelkie zachcianki Grzegorza Schetyny i Platformy Obywatelskiej. A jakie to są warunki? W moim przekonaniu, są takie plotki czy są takie opinie, że tylko pod warunkiem tego, że wypełni wzorowo swoje zadanie w komisji, Platforma pozwoli mu na wystartowanie w najbliższych wyborach samorządowych na prezydenta Zabrza. Wierzy pan, że to jest moment zwrotny afery, że Polacy załkają teraz nad losem pary Wassermann i Kempa i pokochają Prawo i Sprawiedliwość? Może nie całkowicie i nie w stu procentach, ale w moim przekonaniu coś się stało, coś się skończyło, coś pękło. Widać to po reakcji środowisk dziennikarskich, opiniotwórczych. Wszyscy zobaczyli, że po prostu jednak Platforma poszła na rympał. Tego już nie można nazwać próbą czegokolwiek innego niż absolutnego popsucia obyczajów publicznych, odwrócenia uwagi publicznej, wepchnięcia wszystkich w panświnizm. A jeszcze ostatnie pytanie: wierzy pan w tych PiS-owskich reformatorów, którzy wyślą Kaczyńskiego do Sulejówka? A ja jestem reformatorem PiS-owskim. Czyli pan by chciał wysłać Kaczyńskiego do Sulejówka? Jest nas piętnastu. Mówię panu, jako pierwszemu, panie Konradzie, to mówię. Jest nas piętnastu. Mogę wymienić nazwiska? Tak, choćby pięć. Kamiński, Bielan, Ziobro? A nie, nie... Ale poważnie. Bo my jesteśmy reformatorami i konserwatystami w Parlamencie Europejskim. Panie pośle, chcecie wysłać Kaczyńskiego do Sulejówka, czy nie? Ale tłumaczę panu, jest nas piętnastu, jesteśmy w Parlamencie Europejskim, jesteśmy frakcją ECR-u. Reformatorzy i konserwatyści. To jak pan obraca wszystko w absurd - dziękuję bardzo.