Konrad Piasecki: Doradza pan inwestowanie w Polsce? Kazimierz Marcinkiewicz: Zawsze. Jak najbardziej. W ogóle uważam, że to jest czas Polski i nie tylko Polski, ale także tego regionu. To wrodzony optymizm czy przekonanie, że właśnie się odbijamy od dna, jak pan widzi zielone cyferki i literki na giełdzie? Obie rzeczy. Wrodzony optymizm jak najbardziej, ale nie tylko. My dno już przeszliśmy. Szukamy kolejnego, ale to dlatego, że ten kryzys to nie tylko kryzys finansowy, to jest totalny kryzys zaufania, a to budzi emocje. Ale wieszczy pan koniec tej zapaści giełdowej i złotówkowej. Spokojnie będziemy się odbijali od kolejnego poszukiwanego na giełdach dna. To już dziś widać, że wielcy inwestorzy są spokojni. Buffett, czyli najbogatszy dziś człowiek świata, inwestuje w akcje. Leszek Czarnecki - nie widać, żeby nerwowo wykonywał jakiekolwiek ruchy na giełdzie czy gdziekolwiek indziej. Ale jakby ktoś pana posłuchał miesiąc temu, gdy mówił pan, że kryzys Polski nie dotknie i zainwestował w złotówkę i giełdę, to by się jednak mocno przejechał. Kryzys Polski nie dotknął. My nadal mamy pięcioprocentowy wzrost gospodarczy. Jak patrzę na ratę mojego kredytu, to nie jestem co do tego tak absolutnie przekonany. Gdy one spadały, to wcale nie oznaczało, że jesteśmy w raju. Raty spadały, było coraz lepiej. Złotówka była przewartościowana. Musiało to się kiedyś stać. Tym, którzy pytają dziś pana, kiedy Polska wejdzie do strefy euro, co pan odpowiada? Jest wielka szansa, że w 2012 r. do strefy euro wejdziemy. W jaki sposób? PiS się ugnie i będzie można zmienić konstytucję? Myślę, że konstytucję zmieni się w ostatniej chwili. Ja nie wierzę w to, żeby PiS poparł zmianę konstytucji i wprowadzenie euro w Polsce. Panie redaktorze, proszę zwrócić uwagę: w poniedziałek rozmowa premiera z prezesem Jarosławem Kaczyńskim - jest mowa o euro i jest mowa o tym, że PiS tego nie poprze. Wczoraj rozmowa z prezydentem Lechem Kaczyńskim i Donald Tusk mówi: "Tak, jest zielone światło. Może przekonałem". Nie. Wiadomo, kto podejmuje decyzje; wiadomo, kto będzie decydował o tym w PiS-ie, czy iść w stronę euro czy nie. Ale formalnie rzecz biorąc to od PiS-u zależy, a nie od prezydenta. Prezydent ma tutaj głos doradczy. Takie jest prawo i taka jest konstytucja. Myślę, że troszeczkę się na tym znam i wiem, kto podejmuje decyzje. Uważa pan, że w takim razie Platforma powinna czekać na następne wybory i liczyć na to, że osiągnie jakąś większość konstytucyjną dla euro? Platforma powinna iść cały czas do przodu. Powinna prowadzić w taki sposób politykę, żeby to opozycja musiała wykonywać ruchy, a nie odwrotnie. A ryzykować referendum? Ja bym się bał referendum w sprawie euro, ale oczywiście, jeśli nie będzie innego wyjścia, trzeba zrobić także referendum. A może w ogóle nie czekać ani na referendum, ani na wybory, tylko zrobić tak, jak mówi i radzi Palikot, czyli zrobić szybko wybory w styczniu i liczyć na to, że te wybory przyniosą spektakularne zwycięstwo Platformy? Nie. To nie jest dobre, jeśli się robi przyspieszone wybory bez powodu. Oczywiście taki powód może zaistnieć. W sytuacji, kiedy rzeczywiście nastąpi paraliż ustawowy w Polsce, to będzie trzeba przeprowadzić przyspieszone wybory. Wydaje mi się, że my powinniśmy starać się być normalnym, demokratycznym krajem, w którym wybory się odbywają co cztery lata. Proszę zwrócić uwagę, że kraje, które mają ciągłość polityczną, które mają ciągłość władzy, w Polsce nawet miasta, które mają ciągłość władzy, jednak rozwijają się szybciej. U nas wszystko bez przerwy się zmienia, co opóźnia nasz rozwój. Czyli nie wierzyć Palikotowi, a wierzyć Dornowi, że PiS rozliczy Kaczyńskiego za sposób sprawowania władzy? Myślę, że to nie są politycy, którzy są adekwatni do podejmowanych decyzji. Są liderzy partyjni, liderzy polityczni w Polsce - to oni podejmują decyzje. Dorna i Palikota by do nich pan nie zaliczył. Przepraszam, że to powiem, ale to jest jednak troszkę folklor. Co zabiło Dorna, pańskim zdaniem? Alimenty, szczerość, stawianie się prezesowi? Alimenty to totalnie tylko pretekst i - w moim przekonaniu - poniżej pasa.