Konrad Piasecki: Czym premier wzburzył tak panią w sobotę, że wyszła pani ze spotkania? Małgorzata Wasserman: - Panie redaktorze, sekwencja była taka, że pan premier tym razem nie pozwolił nam zabrać w ogóle głosu. Rozpoczęło się odczytywanie pytań, które padły wcześniej i odpowiedzi na te pytania, to były odpowiedzi, nie o to nam chodziło w tych pytaniach. Ja chciałam jakby zwrócić uwagę, że my się chyba nie rozumiemy. Czyli była pani wzburzona, że premier odpowiadał długo i nie na temat? - Tzn. wzburzona, długo nie na temat - nie o to chodziło w tych pytaniach. Ja chciałam tylko zwrócić uwagę, że jakby nie w tym leży istota i pan premier mi powiedział, że "ja nie jestem sama na tej sali, żebym nie zabierała głosu". Więc ja wysłuchałam do końca tych odpowiedzi, ale tak jak mówię - nie o to chodziło w tych pytaniach i rozpoczęło się odczytywanie pytań pana mecenasa Kownackiego i jego pytanie zostało przekręcone w taki sposób i odpowiedź udzielona w takich sposób, że wywołano agresję sali wobec mecenasa Kownackiego. Ja w ramach protestu i solidarności po prostu opuściłam salę. Rozumiem, że nie doczekała pani tego pytania i tej odpowiedzi, w której premier powiedział o bezczelnych pytaniach na temat katastrofy? - Nie, ja nie byłam świadkiem tego. Pójdzie pani na następne tego typu spotkania, bo zapewne będą? - Tak, pójdę. Ja tam idę po fakty, a nie dla przyjemności. Oczywiście, że będę w nich uczestniczyć. Czyli te spotkania cały czas pani uznaje za dobry pomysł, tylko to nie wypaliło? - Panie redaktorze, ja nie wiem, co jest dobrym pomysłem. My w zasadzie od 8 miesięcy bijemy głową w mur i próbujemy uzyskać te informacje, jak nie z tej, to z innej strony. Nie wiem, jeżeli przyjdzie nam do głowy inna, bardziej efektywna formuła, to na pewno będziemy próbowali z niej skorzystać. Na ten moment przyszła nam do głowy możliwość spotkania z premierem. Premier się zgodził, natomiast nie wyglądało to na ostatnim spotkaniu w taki sposób, aby posuwało nas do przodu. Mówi pani, że bijecie głową w mur. Może sposobem na rozbicie tego muru będzie nadzwyczajna komisja do spraw katastrofy, którą proponuje Polska jest Najważniejsza? - Być może. Ja nie umiem się do tego ustosunkować. Ja nie jestem posłem, nie znam zakresu prac ani uprawnień. Rzeczywiście, gdyby powstała komisja, która może nie zapraszać, a wzywać, która może zadawać pytania pod rygorem odpowiedzialności karnej - być może byłoby to odpowiednie ciało. Bo pojawił się jeszcze jeden pomysł córki pana Kochanowskiego, która chce przeprowadzić takie prywatne śledztwo przy pomocy brytyjskich adwokatów. Pani uważa, że to jest dobry pomysł? - Ja jeszcze nie rozmawiałam z Martą Kochanowską, natomiast wiem, że ona takie akcje podejmuje i decyzje - ja na pewno będę wspierać każdą. Jest pani również gotowa wspierać ją finansowo, bo zdaje się, że tam w grę wchodzą również duże pieniądze? - Na miarę moich możliwości na pewno. Czy to wszystko, również to śledztwo, to jest przejaw wzburzenia spowodowany tym, jak długo trwa to oficjalne śledztwo polskie i rosyjskie, czy raczej przekonaniem, że ono nie jest rzetelne i prowadzi całą sprawę na manowce? - Panie redaktorze, w ogóle nie ma tu znaczenia długość śledztwa. Ja sobie zdaję sprawę, że takie śledztwa trwają latami. Tu chodzi o brak dostępu do źródłowego materiału, chodzi o to, że wedle tej oceny, która dzisiaj się jawi, te błędy, które zostały popełnione na samym początku ze strony polskiej - one dzisiaj skutkują i ciążą. Proszę pamiętać, że do nas, jak w ogóle powstała idea tego spotkania, do nas doszła informacja - medialna, że procedujemy według konwencji chicagowskiej, dlatego że zastępca pani Anodiny tak powiedział panu Edmundowi Klichowi, a on powiedział tak polskiemu premierowi i polski premier się zgodził. Nam się to nie mieściło w głowie i my postanowiliśmy, że zapytamy premiera, bo być może to jest jakaś przekręcona rzeczywistość. Niestety, nie udało nam się wyjaśnić u źródła jak to wyglądało, a wszystko wskazuje na to, ze gdyby 10 kwietnia były inne decyzje podjęte, to dzisiaj bylibyśmy w innym miejscu. Czy pani uważa, że 10 kwietnia doszło w Smoleńsku do normalnej katastrofy lotniczej? - Ja nie mam wiedzy. Uważam, że jeżeli dzisiaj ktoś w Polsce chce mówić o tym, że wie, co tam się stało, to ja go pytam, na jakiej podstawie? Ja mam pełny dostęp do akt i mogę powiedzieć tak: zgadzam się z prokuraturą, która dzisiaj prowadzi śledztwo, w którym są cztery wątki, łącznie z zamachem i nie może na dzień dzisiejszy ani żadnego potwierdzić, ani wykluczyć. Ja się z tą wersją prokuratury utożsamiam. Uważa pani, że spekulacje dotyczące zamachu, sztucznej mgły, dobijania rannych to jest coś co służy pamięci o ofiarach tej katastrofy? - My w prokuraturze nie mówimy o pamięci. My mówimy o faktach i o tym, że pewne elementy eliminujemy bądź potwierdzamy i do momentu, kiedy są wersje śledcze i do momentu, kiedy się je sprawdza, nie mówi się o tym, która jest prawdopodobna, a która mniej prawdopodobna. W prokuraturze, zgoda, mówi się o prawie , ale jest jeszcze coś takiego jak emocje. Czy nie uważa pani, że takie spekulacje budzą bardzo wiele złych emocji? - Panie redaktorze, ja myślę, że te spekulacje biorą się właśnie stąd, że od samego początku jesteśmy wprowadzani w błąd. Bo proszę pamiętać o tym, że wszyscy pamiętamy początkowe wystąpienia pani minister Ewy Kopacz, pana premiera i innych ministrów, którzy nas zapewniali, że bierzemy w tym wszystkim udział, że wszystko idzie bardzo dobrze. Kiedy tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu okazywało się , że to jest nieprawda. Myślę, że stąd się biorą spekulacje, bo gdyby nie było informacji, które później prostowano i dementowano, to byśmy wszyscy bardzo spokojnie oczekiwali na wyniki śledztwa. Jakie podejrzenia pchnęły panią do wniosku o ekshumację ciała pani taty? - Ja nie mogę mówić o szczegółach, co jest oczywiste. Natomiast chcę powiedzieć, że możliwość przeprowadzenia sekcji zwłok w Polsce, przez polskich specjalistów, to jest rzecz bardzo istotna dla tego postępowania. Dlatego że zasadą w postępowaniu karnym jest to, że wszystkie dowody przeprowadza się bezpośrednio przed organem prowadzącym. Proszę pamiętać, że jeżeli prokuratura mówi, w przypadku generała Sikorskiego i pozostałych osób, że po 70 latach przeprowadzenie ekshumacji i sekcji zwłok jest obligatoryjne, konieczne i może wnieść coś do śledztwa, to teraz można sobie zadać pytanie czy po 8 miesiącach przeprowadzenia tego na ofiarach tej katastrofy nie wniesie nic do śledztwa? Ale cały czas nie dostała pani odpowiedzi z prokuratury, czy prokuratura się zgodzi? - Nie. Prokuratura nie rozważyła jeszcze tego wniosku. Aktualnie jest na etapie tłumaczenia i badania tych protokołów, które przyszły z federacji rosyjskiej. To jeszcze na koniec chciałem panią zapytać, jak się pani czuła w piątek, gdy podczas odsłonięcia tablicy upamiętniającej pani tatę "wybuczano" Joannę Kluzik-Rostkowską? - Myślę, że to nie jest w ogóle tak, że ją "wybuczano". Tam byli - co umknęło uwadze - przedstawiciele wszystkich partii politycznych. Byli przedstawiciele Platformy Obywatelskiej, przedstawiciele Polskiego Stronnictwa Ludowego, byli przedstawiciele prokuratury... Czyli pani tego buczenia nie słyszała? - Słyszałam jakieś poruszenie, natomiast ja się głównie skupiałam na tej tablicy, na tej uroczystości, na tym, że to było bardzo piękne. Politycy PiS-u mówili, że, kiedy szaleje zdrada, Zbigniew Wasserman na pewno stałby wiernie przy Jarosławie Kaczyńskim. Ma pani takie poczucie? - A ja im odpowiadam, że Zbigniew Wasserman już nie żyje i bardzo proszę nie mieszać go do bieżącej polityki. Uważa pani, że to, co mówili politycy Prawa i Sprawiedliwości, to było nieodpowiednie? - Ja uważam, że ta uroczystość nie powinna mieć żadnego zabarwienia politycznego. Tam przyszły wszystkie środowiska, tam przyszli koledzy mojego ojca z pracy, prokuratorzy, adwokaci i tam przyszły przeróżne środowiska, które nie przyszły do posła, do polityka, tylko przyszły do Zbigniewa Wssermanna jako człowieka. I tak chcieliśmy tę uroczystość potraktować. Myślę, że większość tak ją właśnie potraktowała.