Agnieszka Burzyńska: Co pan robił dwa dni temu, 4 czerwca? Świętował pan? Olgierd Łukaszewicz: Świętowałem na swój sposób. Zostałem poproszony, aby wziąć udział w uroczystościach w Pile. Andrzej Stankiewicz: A nie miał pan ochoty pojechać do stoczni, do Gdańska tam, gdzie wszystko się zaczęło? Olgierd Łukaszewicz: Dlaczego miałbym się tam znaleźć? To jest miejsce dla polityków. Andrzej Stankiewicz: A może za bardzo oddaliśmy politykom to święto? Olgierd Łukaszewicz: Mam w głowie takie uczucie, że ono dopiero się wykluwa, kreuje się dopiero na naszych oczach. Sam byłem zaskoczony, że z tego można zrobić święto i że z tego w ogóle należy zrobić święto. Agnieszka Burzyńska: A pan uważa, że nie? Olgierd Łukaszewicz: Dzisiaj może zostałem przekonany, że tak. Dlaczego nie? Rzeczywiście ogłośmy to nasze święto, ale zróbmy remanent w naszym kalendarzu, bo tych świat jest coraz więcej. Mówię to pewnie z poczucia, że wtedy tak się nie odczuwało tej historycznej chwili, że to przyniesie tak szalone konsekwencje w czasie. Ja mówię o sobie. Agnieszka Burzyńska: Nie miał pan tego poczucia, że dzieje się historia, że dzieje się coś wielkiego? Wtedy 20 lat temu. Olgierd Łukaszewicz: Myślałem, że to jest taki kolejny bój Solidarności. Agnieszka Burzyńska: Nie wierzył pan? Olgierd Łukaszewicz: Nie wierzyłem, że to jest zmiana na miarę historii. Przypominam sobie takie święto Radia Wolna Europa na Zamku Królewskim. Z kolegą spikerem podeszliśmy do Zbigniewa Brzezińskiego i zapytaliśmy go, czy on sobie wyobraża, że Polska będzie w NATO. A on mówi: "Może za 100 lat". Agnieszka Burzyńska: A jak pan to sobie wyobrażał w takim razie? Że co się wydarzy, że jak to będzie? Będzie głosowanie i co? Olgierd Łukaszewicz: Miałem takie uczucie, że świat normalnieje. Ale wojska radzieckie były jeszcze w Polsce. Ile było tej rzeczywistości jeszcze nas osaczającej? Agnieszka Burzyńska: I trudno było sobie wyobrazić, że to tak szybko się skończy? Olgierd Łukaszewicz: Trudno. Andrzej Stankiewicz: Proszę powiedzieć, kim jest dla pana dzisiaj Lech Wałęsa? Olgierd Łukaszewicz: Lech Wałęsa pozostał dla mnie bohaterem. Agnieszka Burzyńska: Nie jest szlachetnym zdrajcą? Olgierd Łukaszewicz: Nie. Andrzej Stankiewicz: Konradem Wallenrodem? Olgierd Łukaszewicz: Nie. Nie grzebię mu w życiorysie. Agnieszka Burzyńska: Czyli bohaterem. Koniec kropka. Symbolem. Olgierd Łukaszewicz: Koniec. Kropka. Denerwował mnie swoim językiem, swoich wypowiedzi. Walką z panem Mazowieckim i tyle. Andrzej Stankiewicz: A potrafiłby pan odłożyć na bok osobiste emocje i obiektywnie zagrać go w filmie o 4 czerwca? Olgierd Łukaszewicz: Ja nie bardzo się nadaję do roli trybunów ludu, chociaż zagrałem niedawno Witosa, ale to był mały epizod. Ze swojej skóry nie wyskoczę. Andrzej Stankiewicz: Dziś wielu ludzi z nostalgią wspomina PRL. Pan nie tęskni? W tamtych czasach rozkwitała pańska kariera. Agnieszka Burzyńska: Były wielkie role, a potem w wolnej Polsce cisza. Olgierd Łukaszewicz: Kiedyś wygłaszałem przemówienie na temat tego, że największe swoje sukcesy artystyczne, w swoich dziejach teatr polski miał w czasach PRL-u to dwie koleżanki z Gdańska podniosły się z foteli i wyszły w proteście. Zachowajmy zdrowy rozsądek. Co jest nostalgią, a co jest przyznaniem obrachunku. Ja nostalgii do PRL-u nie mam, bo nie było tam wolności. Agnieszka Burzyńska: Ale te 20 lat wolnej Polski to chyba były dla pana lata trudne. Olgierd Łukaszewicz: Ale przecież wszyscy mówiliśmy właśnie o marzeniu o wolności. Agnieszka Burzyńska: Ale przyszła wolna Polska. Stało się i nagle przestało się kręcić fajne filmy. Olgierd Łukaszewicz: I trzeba zrobić tak, rozejrzeć się dokoła, jak to jest, że gdzie indziej te filmy powstają. W ogóle jest nam trudno w wielu dziedzinach, że musimy żyć na naszą miarę. Chcielibyśmy, żeby symbol, zakład pracy symboliczny, był opłacany przez nas wszystkich, bo jest symbolem. Andrzej Stankiewicz: Mówi pan o Stoczni Gdańskiej. Olgierd Łukaszewicz: Na przykład. Andrzej Stankiewicz: A powinna być utrzymywana w ten sposób? Olgierd Łukaszewicz: Nie może być takiego myślenia, że dlatego, że jest symbolem. Andrzej Stankiewicz: A stoczniowcy, by powiedzieli do pana, że generała Nila w kinach obejrzało 30 tysięcy widzów, a jakąś marną komedię romantyczną "Tylko mnie kochaj" trzy miliony. Olgierd Łukaszewicz: To nie jest to samo co dofinansowanie zakładu pracy - dofinansowanie jednej produkcji filmowej. Czy my chcemy ją obejrzeć, to jest pytanie. Można krytykować ten ustrój, że trzeba tylko kochać i tańczyć i nic innego nie dają. A co w tej telewizji? Tylko same płaskie, rozrywkowe programy. Dajcie nam prawdziwą strawę. Przychodzi film bardzo serio, bardzo odpowiedzialny i ma takie rezultaty, jakie ma. Rozrywka będzie miała miliony i ma być. Ma być. Tak się ma dziać, ale nie tylko. Andrzej Stankiewicz: Niedawno powiedział pan tak: "Cenzurę zlikwidowano po `89 roku tylko oficjalnie, bo teraz działa inna cenzura - środowiskowa i towarzyska, która jest równie skuteczna". Agnieszka Burzyńska: Kto jest współczesnym cenzorem? Olgierd Łukaszewicz: Ja to mówiłem na podstawie własnych doświadczeń. Wtedy, kiedy trzeba, Ccciałem na Placu Teatralnym w Warszawie oddać hołd wszystkim wywiezionym na Sybir. "Panie Olgierdzie, po co takie sprawy. Zostawmy to. Czy trzeba wywlekać takie przykre dla Polaków sprawy?" Agnieszka Burzyńska: Ale kto tak mówił? Olgierd Łukaszewicz: Salon warszawski wyśmiewany przez Adama Mickiewicza w "Dziadach" naprawdę funkcjonuje. Agnieszka Burzyńska: Kto miał pomóc? Olgierd Łukaszewicz: Nie będę wymieniał tych, którym powinno to leżeć na sercu. Andrzej Stankiewicz: A może trzeba zmienić trochę linię, bo ostatnio pan gra wielkie postacie historyczne. Nie ciągnie pana, żeby wrócić do komedii? Taki Albercik z drugiej części Seksmisji? Olgierd Łukaszewicz: Może ma. Nie byłbym Alberckiem z krwi i kości gdybym nie powiedział tak: Przystępując do tego filmu miałem poczucie, że robimy psikusa totalitarnej władz. Agnieszka Burzyńska: Zobaczymy jeszcze pana w jakiejś komedii? Olgierd Łukaszewicz: To nigdy nie jest wykluczone. Takie ciągoty też we nie drzemią. Nie zamierzam się drapować z powodu roli generała Nila w fałszywy kostium. Andrzej Stankiewicz: Mówi pan o ciągotach do komedii. W życiu publicznym miał pan też ciągoty polityczne. Zaangażował się pan w kampanię prezydencką, zaangażował się pan też w obronę burmistrza Helu, zatrzymanego razem z posłanką Sawicką. Olgierd Łukaszewicz: W pewnym momencie mężczyzna chce coś powiedzieć od siebie i powiedzieć tak: Skoro żyłem w przekonaniu, że mamy jakąś mityczną wspólnotę polską, wobec tego mam poczucie, że gdybyśmy byli w klasie moi drodzy, to ja byłbym w tej najstarszej klasie. Jestem już starszy od wielu polityków, to mogę już z wami jak z kolegami mówić o tym, co się w kraju dzieje. Kiedyś używałem takiego słowa - bo tak je rozumiałem - że solidarna Polska. Uważałem, że jakaś powinność wobec innych, którzy się nazywają społeczeństwem jest. Andrzej Stankiewicz: Dość surowo ocenia pan obecną Polskę. Agnieszka Burzyńska: "Demokracja nie uchroniła nas przed mechanizmami, które budzą sprzeciw. Polska jest upartyjniona. Każda partia robi badania socjologiczne i kiedy może dopisuje punkty w sondażach. Nie ma celów i wizji ponadpartyjnych". Andrzej Stankiewicz: Naprawdę jest tak źle? Olgierd Łukaszewicz: Taka gorycz przeze mnie przemawia i to idzie aż w samorządy. Ku czci burmistrza, ku czci wiceburmistrza jakieś obchody. Damy pieniądze - mówię o imprezach artystycznych, kulturalnych - jeżeli nie wejdzie w to nasz przeciwnik polityczny, który mógłby zdyskontować to dla siebie. Wielu ludzi, z którymi rozmawiam ma podobne doświadczenia. I tak labidzimy. Andrzej Stankiewicz: Ma pan poczucie niesmaku po tych podzielonych obchodach 4 czerwca? Prezydent w Gdańsku, premier w Krakowie. Olgierd Łukaszewicz: Ja przede wszystkim nie bardzo rozumiem, dlaczego ci panowie, którzy znają się od tylu lat, działali wspólnie, tak jakby pewne ambicje, pewne emocje, które ich ogarniają dyktowały im pewne poczynania. Po prostu ich nie rozumiem. Andrzej Stankiewicz: Niektórzy mówią, że to jest teatr na nasz użytek. Agnieszka Burzyńska: Dobry ten teatr? Olgierd Łukaszewicz: To jest bardzo zły teatr. Czasami się już telewizji oglądać nie chce z tego powodu. Andrzej Stankiewicz: Pan się czuje sierotą po idei PO-PiS-u? Olgierd Łukaszewicz: Sierotą to za dużo powiedziane. Miałem nadzieję. Miałem w sobie ten entuzjazm. Agnieszka Burzyńska: Jest pan naiwniakiem? Olgierd Łukaszewicz: Jestem naiwniakiem i wierzę, że wszyscy ci, którzy kiedyś oddali życie dla Polski, też byli naiwni. Agnieszka Burzyńska: Boi się pan Niemców? Olgierd Łukaszewicz: Nie boję się. Agnieszka Burzyńska: Obawa przed Niemcami to u nas taki nieodłączny element kampanii wyborczej. Jak się okazuje też bardzo skuteczny. Andrzej Stankiewicz: Pan mieszkał tam siedem lat. Rozumie pan te obawy? Olgierd Łukaszewicz: Nie. Nie rozumiem. Jest coś charakterystycznego, że młodzież do 30 roku życia w Niemczech nie interesuje się Polską. Możemy liczyć na zainteresowanie różne, nawet kontrowersyjne, ale tych starszych osób. Są trochę znudzeni naszą obolałością. Agnieszka Burzyńska: Jesteśmy już Europejczykami pełną gębą, czy wciąż cierpimy na mnóstwo kompleksów? Olgierd Łukaszewicz: Nam się wydaje, że już jesteśmy w Europie. Jesteśmy narodem ciągle polnym. Polacy. Konsekwencje są z 1374 roku, kiedy nasze miasta się nie mogły rozwijać i z tego zacznijmy sobie zdawać sprawę. Dzisiaj taki 4 czerwiec będzie rzutował na wiele generacji, na życie generacji Polaków w przyszłości. Agnieszka Burzyńska: I oby rzutował. Dziękujemy za rozmowę.