Magdalena Pernet, Interia: Co w najbliższym czasie będzie najbardziej drożało? Jak będą kształtowały się np. ceny żywności? Prof. Leszek Balcerowicz: - Nie znam szczegółowych danych dotyczących cen żywności, mogę natomiast powiedzieć, że ceny ważnych dóbr rosną wraz z ogólną stopą inflacji. Tu odwołać mogę się do prognozy przedstawionej ostatnio przez analityków Narodowego Banku Polskiego. W czasach, gdy byłem prezesem NBP, byli oni fachowcami i mam nadzieję, że w międzyczasie nic się nie zmieniło. - Analitycy NBP przewidują, że inflacja w 2024 roku będzie radykalnie niższa niż obecnie. Byłoby bardzo dobrze, gdyby rzeczywiście inflacja zmierzała ku czterem procentom za dwa lata. Pytanie, z czego wynikałby tak wyraźny, pożądany spadek inflacji. Domyślam się, że z tego, iż od momentu podwyższenia stóp procentowych do momentu zaistnienia ich antyinflacyjnych skutków mija od czterech do siedmiu kwartałów. - Drugie pytanie dotyczyłoby tego, czy i w jakim stopniu analitycy NBP uwzględniają w przedstawionej prognozie przyszły kurs złotego. Bo deprecjacja złotego ma skutek inflacyjny. Z kolei kształtowanie się kursu złotego zależy w sporym stopniu od polityki fiskalnej. Jak na razie przyczyna się ona do osłabienia złotego. Z tych samych prognoz wynika, że w tym i przyszłym roku inflacja ma być dwucyfrowa. Czy kryzys gospodarczy będzie się pogłębiał? - Najbliższy rok będzie bardzo trudnym rokiem, dla każdego, kto będzie rządzić. Będziemy mieli sytuację bliską stagflacji, czyli wysokiej inflacji i jednocześnie zdecydowanego osłabienia wzrostu gospodarczego. Są różne prognozy, ale generalnie wszystkie przewidują, że wzrost gospodarczy będzie zdecydowanie niższy niż w tym roku. Żeby wyjść z sytuacji stagflacyjnej, żeby w niej nie utknąć, potrzebna będzie nadzwyczaj fachowa polityka gospodarcza. Na tej podstawie należy m.in. oceniać tych, którzy ubiegają się o władzę w Polsce. Konsekwencją stagflacji będzie rosnące bezrobocie? - Mamy taką sytuację demograficzną, że liczba pracujących niestety spada, co jest fatalne dla przyszłego wzrostu gospodarczego. Głównego problemu upatrywałbym w tym, że stagflacja jest bardzo niebezpieczną sytuacją gospodarczą. Żeby wyjść z tej pułapki, potrzebna jest umiejętna polityka gospodarcza. Najkrócej: powinna ona polegać na radykalnej liberalizacji, czyli odpolitycznienia i deregulacji gospodarki, aby przedsiębiorstwa mogły swobodniej i lepiej działać, zwiększając podaż towarów. A po drugie, powinna polegać na odpowiedzialnej polityce fiskalnej i pieniężnej, żeby ograniczyć inflację od strony popytu. Przeczytaj wywiad Piotra Witwickiego z Leszkiem Balcerowiczem w Tygodniku Interii! Jakie są w ogóle przyczyny obecnie wysokiej inflacji? Wojna w Ukrainie, pandemia COVID-19 czy może to w Polsce popełniono jakieś błędy? - Przypisywanie inflacji czynnikom zewnętrznym w całości jest częściową prawdą, albo inaczej: częściowym kłamstwem. Szacuje się, że nie więcej niż połowę inflacji w Polsce można przypisać czynnikom zewnętrznym, a ponad połowę błędnej polityce wewnętrznej. Mówię o polityce monetarnej, ale tej wcześniejszej, w latach 2020-2021. - Chodzi o obniżkę stóp procentowych niemal do zera i jednoczesne dodrukowanie pieniądza przez NBP w skali 144 miliardów złotych. A to po to, by dofinansować wydatki i deficyt PiS-owskiego rządu. Jeśli wydatki budżetu przekraczają dochody, to na rynek wpływa więcej pieniądza, a to oczywiście też przyczynia się do inflacji. Główne przyczyny podbitej inflacji to nieodpowiedzialna polityka pieniężna w latach 2020-2021 oraz polityka fiskalna - do tej pory. Jeżeli przedłużać będzie się wojna, powróci pandemia COVID-19, to, w jaki sposób odpowiednio wcześniej zabezpieczyć się przed kolejnymi ich skutkami. Tak, by zapobiegać, a nie leczyć później jeszcze poważniejszą chorobę? - Bez względu na to czy sytuacja skomplikuje się z przyczyn zewnętrznych czy z powodu błędów w polityce gospodarczej, które popełnił PiS, to żeby wyjść ze skutków obu tych czynników potrzebna jest niezwykle umiejętna polityka gospodarcza. Jak już powiedziałem, potrzebne są działania, które oswobodzą gospodarkę z wpływów polityki, spotęgowanych za rządów PiS. Jednocześnie, żeby przywrócić w Polsce niską inflację, trzeba będzie odpowiedzialnie ograniczać wzrost popytu. Walczymy z inflacją nie po raz pierwszy w dziejach naszego kraju. Odnosząc się do poprzednich dekad, korzystając z pańskiego doświadczenia: czego możemy się w najbliższym czasie spodziewać po inflacji? - Raport NBP uwzględnia antyinflacyjnie oddziaływanie podwyżek stóp procentowych, których nie krytykuję. To jest konieczne w sytuacji, gdy inflacja została już podbita. Trzeba odróżnić politykę Rady Polityki Pieniężnej od tego, co mówi sam Adam Glapiński. Byłoby lepiej, gdyby on mniej mówił. Krytyka tego, co mówi Adam Glapiński nie powinna być mylona z krytyką podwyżek stóp procentowych. W sytuacji, gdy inflacja została podbita, podwyżki stóp procentowych są niezbędnym lekarstwem na tę chorobę. Nie powinniśmy mylić wypowiedzi prezesa NBP z polityką RPP, dlaczego? Działania tych podmiotów są powiązane. - Dlatego, że Adam Gapiński wypowiada się na bardzo różne tematy, niekoniecznie związane z NBP i myślę, że to raczej szkodzi niż pomaga. Natomiast decyzje RPP dotyczą podwyżek stóp procentowych. Czy stopy procentowe jeszcze wzrosną? - To będzie zależało od inflacji. Powstrzymywanie się od podwyżek stóp procentowych powinno następować wtedy, kiedy faktyczna inflacja będzie wykazywać tendencję do spadku. Tylko lunatycy twierdzą, że gdy inflacja jest podbita, to stopy procentowe mogą pozostawać niskie. Dlaczego? - Jeżeli stopy procentowe są dużo niższe od inflacji, to zniechęca to ludzi do oszczędzania a zachęca do wydawania pieniędzy. Banki komercyjne mają wtedy niskie oprocentowanie kredytów, a więc i depozytów. Od dawien dawna wiadomo, że gdy inflacja wzrosła, to trzeba ograniczać nadmierne wydatki w kraju. Gdyby to pan pełnił teraz funkcję prezesa NBP, to czy poza podwyższeniem stóp procentowych pojawiłyby się jeszcze inne mechanizmy do zwalczania inflacji? - Byłem prezesem NBP w latach 2001-2006. Rok wcześniej, w roku 2000 inflacja przekraczała 10 proc., a rok po mojej kadencji (w 2007 roku) wynosiła 1,6 proc. Mówię o tym, by podkreślić, że da się obniżyć inflację z wysokiego do bardzo niskiego poziomu. W jaki sposób? - Tak jak mówiłem, rozwiązaniem są podwyższone stopy procentowe, to jest zasadnicze i niezastępowalne lekarstwo. A ponadto ważne jest, aby polityka i wiarygodność rządzących były takie, że wartość krajowego pieniądza nie spada. Gdy mowa o złotym, to obserwujemy ostatnio rekordowe ceny za euro i dolara, nasza waluta słabnie. Czy sytuacja może się pogorszyć? - Powstrzymam się od prognozowania kursu złotego. Natomiast, gdy waluta krajowa się osłabia, to ceny dóbr importowanych rosną, co przyczynia się do inflacji. Jak przed chwilą wspomniałem, krajowa waluta się osłabia, gdy spada wiarygodność rządzących i ich polityki. Lekarstwem jest zasadnicze zwiększenie tej wiarygodności. Z jednej strony podnoszone są stopy procentowe, z drugiej rządzący wprowadzają wakacje kredytowe. Czy te działania się wzajemnie nie wykluczają? - W wypadku tzw. wakacji kredytowych nie tylko władza, ale również niemal cała opozycja ubrała się w togi obrońców wszystkich kredytobiorców hipotecznych. Czy zapomnieli, z jakiego powodu podnoszone są stopy kredytowe? Czy zapomnieli o osobach, które w bankach oszczędzają? Tzw. wakacje kredytowe biją w rentowność banków, a to z kolei musi prowadzić banki do tego, by obniżać oprocentowanie depozytów. Mamy do czynienia z bardzo jednostronną "troską" zarówno po stronie opozycji, jak i obecnie w Polsce rządzących. Ale w 2020 Adam Glapiński zapewniał, że stopy procentowe nie będą rosły, co mogło zmylić wiele osób. Jest inaczej, stopy procentowe urosły i dla wielu gospodarstw domowych to ogromny cios. - Zostawmy na boku Glapińskiego, a wróćmy do jednostronnej obrony kredytobiorców hipotecznych. Populistyczni politycy lubią ubierać się w togi obrońców wybieranych przez siebie ofiar. Przecież mamy Fundusz Wsparcia Kredytobiorców, który został powołany po to, by skoncentrować się na osobach, które w tej grupie ucierpiały najbardziej. To są fałszywi obrońcy ludu, którzy eksponują swoją troskę o wybrane grupy, pomijając koszty tej troski, które spadną na inne grupy. Wsparciem dla wielu osób są też różnego rodzaju programy społeczne. Jak na gospodarkę oddziałuje chociażby 13. i 14. emerytura? Czy dosypywanie na rynek pieniędzy w ten sposób nie wprowadza nas w błędne koło? - Gdy patrzymy na całość budżetu, to widzimy, że PiS korzystając z odziedziczonych dobrych czasów od pierwszych chwil swoich rządów podbijał wydatki socjalne, a gdy czasy zaczęły się pogarszać, to zaczął zwiększać deficyt, dług publiczny i koszty jego obsługi. Miarą odpowiedzialności za kraj w finansach publicznych jest to, ile płaci się za zaciągane długi. W czasach rządów PiS koszt zaciągania długów, które dotyczą całej Polski, radykalnie wzrósł i jest jednym z najwyższych wśród krajów bardziej rozwiniętych. Czy rozwiązanie proponowane przez Platformę Obywatelską, o którym zresztą wielokrotnie mówiła też Lewica, zapowiadający czterodniowy tydzień pracy, to dobra dla gospodarki propozycja? - Nieważne kto to proponuje, nie chciałbym tego przypisywać jakiejkolwiek partii czy osobie. Brednia jest brednią, nieważne kto ją głosi. To jest niebywała populistyczna brednia, która oznaczałaby z jednej strony ograniczenie produkcji, a z drugiej podbicie inflacji, czyli spotęgowanie stagflacji w sytuacji, w której Polsce i tak ona grozi. To byłoby dolewanie benzyny do ognia.