Konrad Piasecki: Czy Donald Tusk pańskim zdaniem uprawia politykę w sposób szpetny? Lech Kaczyński: Być może nie jest zadaniem prezydenta dokonywanie takich ocen, natomiast oczywiście opozycja ma swoje prawa. Pamiętam oceny poprzednich rządów przez ówczesną opozycję i z tego punktu widzenia to, co dzieje się dzisiaj, to jest prawdziwe głaskanie. Prezes Prawa i Sprawiedliwości mówi, że premier zwala na pana winę za swoje pociągnięcia i że to jest szpetne. Jakież to winy zrzucono na pańskie barki? Słyszałem raczej, że to jest wredne. W "Rzeczpospolitej" pada słowo "wredne". Być może. Nie chcę wdawać się w tej chwili w konflikty. Chodzi o rząd. Chciałbym raz jeszcze powtórzyć, że opozycja ma swoje prawa i znajdujemy się dzisiaj w dość oryginalnej sytuacji, kiedy większość mediów atakuje przede wszystkim opozycję. Przypomina mi to sytuację w krajach na wschód od nas, gdzie władza jest słuszna a opozycja nie. A jednocześnie jest tak, że opozycja atakuje media, co też nie jest częste w demokracjach. Sądzę, że media to jest rzeczywiście czwarta władza, a każda władza może być atakowana. Pytam o tę koabitację, bo ta koabitacja z zewnątrz wygląda trochę tak, jak wzburzone morskie fale. Raz idzie to w górę, premier przyjeżdża do pana, przypływa kutrem, wydaje się, że to jest taka sielanka. Potem jest wojna, potem znowu jest zgoda, potem wojna. W jakim stanie jesteśmy dzisiaj? Istnieje pewne zapotrzebowanie na to, żeby była wojna między Donaldem Tuskiem a mną. Ja tej wojny żadną miarą nie chcę prowokować. Ja mam swoje przekonanie. Mam mandat demokratyczny też z powszechnych wyborów. W drugiej turze dostałem 54 procent głosów. Chciałem przypomnieć nieskromnie, że pan prezydent Sarkozy wygrał nieco mniejszą większością i mówiono o zwycięstwie miażdżącym. U nas nikt nie mówił tak, mówiono, że ledwo wygrałem. Jest zapotrzebowanie na konflikt a jest pokój? Czy jest zimna wojna? Myślę, że na co dzień jest pokój. Panie prezydencie, ale kiedy spojrzymy na sprawę Gruzji, kiedy spojrzymy na ten konflikt wokół wizyty Sarkozy'ego, kiedy pomyślimy o ukraińskim szczycie dotyczącym Euro, to wydaje się, że jakieś konflikty jednak cały czas się toczą. Jeśli chodzi o Euro, to muszę powiedzieć, że w ogóle nie rozumiem o co chodzi. Minister Drzewiecki powinien oczywiście tam być. Ani ja mu nie zakazywałem, żeby tam jechał. Ani nie jest moim zadaniem, żeby go informować. Zupełnie nie rozumiem tej sprawy. Jeżeli chodzi o problem Gruzji to myślę, że jest to pewien problem związany nie z gabinetem jako całością, tylko z urzędem ministra spraw zagranicznych. Oczywiście powinna być współpraca między rządem a prezydentem jako dwoma podmiotami, które prowadzą politykę zagraniczną. Tak to w Polsce jest. Tylko, że ta współpraca powinna być w obydwie strony, a ja nie pamiętam, żeby ktoś się w mediach gorszył, kiedy nie bardzo wiedziałem czemu ma służyć wizyta w Moskwie dokładnie. Później pan premier mi o tym powiedział. Czy uważa pan, że dzisiaj głównym problemem w stosunkach między rządem a prezydentem jest osoba Radka Sikorskiego? Absolutnie nie, bo nie uważam, żeby był tutaj jakiś szczególny problem. Myślę, że ja i moi współpracownicy powinniśmy dostawać więcej informacji dotyczących nie tylko konkretnych faktów, ale także celów, które powinny być osiągane według ministra spraw zagranicznych rządu w polityce zagranicznej. Czasami miewam tutaj niejasność.