Jak dodaje jednak prezydent zbyt szarżuje, za mało dyplomacji, za mało rozmów z zachodnimi partnerami. Wizyty na posterunkach rosyjskich czy osetyjskich może i podnoszą adrenalinę, ale są mało skuteczne. OGLĄDAJ KONTRAPUNKT RMF FM I NEWSWEEKA W INTERIA.TV Agnieszka Burzyńska: Gościem Kontrapunktu jest były prezydent Aleksander Kwaśniewski. Krzysztof Olszowiec, szef prezydenckiej ochrony powinien ostatecznie stracić stanowisko? Aleksander Kwaśniewski: Nie. Wydaje mi się, że BOR był w sytuacji beznadziejnej, przy braku współpracy z Gruzinami i chyba niedostatecznej współpracy z szefem, czyli prezydentem Lechem Kaczyńskim. Andrzej Stankiewicz: Ale Olszowiec nie skontaktował się ze swoim przełożonym, samodzielnie zgodził się na zmianę trasy i stracił z oczu prezydenta! Aleksander Kwaśniewski: To jest poważna nauczka, że nie wolno tak bardzo improwizować wizyt z udziałem prezydenta. Myślę że i pan Krzysztof Olszowiec i BOR był tutaj w sytuacji niedobrej. Agnieszka Burzyńska: Gdyby był szefem pańskiej ochrony, to by go pan bronił? Aleksander Kwaśniewski: Broniłbym, bo taka powinna być zasada współpracy szefa i szefa ochrony. Muszą mieć do siebie zaufanie. Natomiast zrobiłbym wszystko, żeby szef mojej ochrony był blisko mnie. Zauważyłem taki drobiazg: prezydent Kaczyński ma telefon komórkowy. Ja nigdy go nie miałem. Miał go szef mojej ochrony. I to był pierwszy powód, żeby był blisko mnie. Może, gdyby prezydent Kaczyński oddał telefon komórkowy panu Olszowcowi, to byłoby mniej kłopotów. Andrzej Stankiewicz: W Paryżu jednak pańska ochrona się nie spisała - został pan obrzucony jajkami. BOR jechał w piątym aucie kolumny? Agnieszka Burzyńska: . . . i po tym incydencie szef całego BOR-u stracił pracę. Może to gen. Janicki powinien pożegnać się ze stanowiskiem? Aleksander Kwaśniewski: Nie. Gen. Janicki zachowuje się naprawdę niezwykle profesjonalnie. BOR jest świetnie zorganizowane, jeżeli da im się szansę pracować. Błędy mogą być popełnione i Paryż był błędem. Zabrakło informacji, zawiodła rutyna. Konsekwencje być może były nawet przesadne. To co się stało w Gruzji jest - moim zdaniem - konsekwencją złego przygotowania wizyty przez stronę gruzińską i trochę niedocenienia roli BOR-u przez szefa, czyli prezydenta. Agnieszka Burzyńska: Czyli wina prezydenta? Aleksander Kwaśniewski: Nie wina. Nie docenił tego, wszystko szło jak po maśle. Doceniam zaangażowanie prezydenta w Gruzji i moim zdaniem jest to zgodne zarówno ze strategią zarówno Polski jak i Zachodu. Tylko żeby to się udało, żeby Gruzja była w NATO, żeby nie była zagrożona, czasami trzeba stosować urozmaicone metody. Andrzej Stankiewicz: Czyli Kaczyński zbyt szarżuje, a za mało dyplomacji? Aleksander Kwaśniewski: Zbyt szarżuje, za mało dyplomacji, za mało spotkań z opozycją, za mało rozmów z zachodnimi partnerami. Wizyty na posterunkach rosyjskich czy osetyjskich może i podnoszą adrenalinę, ale są mało skuteczne. Agnieszka Burzyńska: A Lech Kaczyński mówi: Głęboko się z prezydentem Kwaśniewskim nie zgadzam. Być może on by tam nie pojechał i robił inne, oryginalne rzeczy w trakcie swojej prezydentury. Wyczuwa pan ironię? Aleksander Kwaśniewski: A u nas Murzynów biją - to jest taka typu dyskusja na poziomie, który w ogóle nie ma sensu. Prezydent Kaczyński sam pakuje się w kłopoty, bo jeżeli swoją wizytę na granicy chce porównać z moimi oryginalnymi wyczynami, to możemy się zgodzić na taką symetrię. Tylko to nie ma sensu. Agnieszka Burzyńska: Lech Kaczyński dodaje jeszcze: Nie nająłem się na przedszkolankę wysyłając sygnał - ja jestem odważny. A pan nie jest odważny? Aleksander Kwaśniewski: Oceniam odwagę po skutkach. Jeżeli odwaga przynosi efekt - daj Boże. Ale jeżeli odwaga przeszkadza w osiągnięciu celów - wówczas nie ma sensu. Agnieszka Burzyńska: Tu przeszkadzała? Aleksander Kwaśniewski: Moim zdaniem, nie pomogła. To było bez sensu. Powinniśmy mówić o tym jak bardzo Polska pomaga Gruzji żeby stała się członkiem NATO na szczycie w kwietniu, w 60. rocznicę powstania Paktu. Andrzej Stankiewicz: A jest na to szansa? Daniel Fried, którego pan dobrze zna, powiedział, że nie ma na to szans i dla Ukrainy i dla Gruzji. Aleksander Kwaśniewski: No i to jest bardzo bolesne. To pokazuje, że nasza polityka wspierania Ukrainy i Gruzji ma kłopoty. Szukajmy rozwiązania. Moim zdaniem nie znajdziemy go na posterunku granicznym w Gruzji. To rozwiązanie jest w Waszyngtonie, Paryżu i Berlinie. Gdyby Lech Kaczyński wybrał się do tych trzech stolic, żeby wytłumaczyć dlaczego trzeba zaproponować Gruzji i Ukrainie MAP jako minimum, a później członkostwo jako rzeczywisty cel, to ja bym bardzo tej polityce sprzyjał. Agnieszka Burzyńska: Wyobraża pan sobie Lecha Kaczyńskiego bez ochrony, albo chronionego gdzieś zza winkla? Aleksander Kwaśniewski: Nie, to są w ogóle niepoważne kwestie. Prezydent, niezależnie od tego jak się nazywa, jest elementem ciągłości władzy, a ciągłość władzy wymaga solennej ochrony ze strony służb. Lech Kaczyński może oczywiście zrezygnować, ale oni i tak będą, bo muszą być. Andrzej Stankiewicz: Czy ABW nie przeszarżowała ogłaszając, ze incydent był wykreowany przez stronę gruzińską? Aleksander Kwaśniewski: Jak rozumiem, to była jedna z hipotez tego raportu, natomiast dlaczego w ogóle ten raport w takiej szczątkowej formie się ukazał? To jest błąd. Nie potrafię tego wyjaśnić. Gdy mówimy o hipotezach taka hipoteza jest uprawniona. Agnieszka Burzyńska: Ale tę hipotezę powtarzali później Grzegorz Schetyna, Sławomir Nowak. Oni tez przeszarżowali? Andrzej Stankiewicz: Bo dzisiaj się okazuje, że to jednak nie Gruzini strzelali na granicy. Aleksander Kwaśniewski: Wszyscy, którzy formułowali oceny natychmiast, przeszarżowali. Ci, którzy słyszeli coś na miejscu; ci, którzy dzwonili tamtego placu walki; ci, którzy później oceniali - wszyscy przeszarżowali. Kiedy mówimy o takich wydarzeniach w polityce międzynarodowej, obowiązuje nas odpowiedzialność za słowo, ponieważ każde słowo waży. Ono psuje, albo poprawia stosunki międzynarodowe.