- Większość ludzi w PiS nie wierzy w zamach, a Macierewicz szkodzi powadze wyjaśniania prawdy i rani rodziny ofiar. Nie można jednocześnie twierdzić, że samolot rozpadł się w powietrzu i że trzy osoby przeżyły. To nonsens - podkreśla. Konrad Piasecki: Piecha i PiS biorą Rybnik - w szeregach opozycji euforia? Jacek Kurski: - I tak, i nie. Z jednej strony widać, że Platforma pada, straciła ponad połowę swojego poparcia... ...a z drugiej strony widać, że PiS wygrywa, co - jak rozumiem - Solidarnej Polski nie cieszy. - Z drugiej strony widać, że wygrywa ten, który jest w tej chwili najsilniejszy, ale to jest stanowczo za mało, czyli PiS to jest stanowczo za mało, żeby wygrać w kraju. Te wyniki są niezwykle ciekawe i zachęcam do prześledzenia ich. Czy pan wie, że to jest najgorszy wynik PiS-u od wielu lat? A mimo to dał zwycięstwo. W 2005 roku w okręgu rybnickim PiS wziął 31,33 procent, w 2007 - już 36,23 procent. Teraz pan Bolesław Piecha wziął 28,48 procent, czyli mniej niż nawet w ostatnich przegranych przecież przez PiS w całym kraju wyborach, kiedy w okręgu rybnickim PiS wziął minimalnie więcej - 28,59.Panie pośle, widzę, że pan się doskonale przygotował do tych analiz liczbowych, tyle że w tych wyborach konkurencja była np. ze strony Janusza Korwina-Mikke, który w innym przypadku nigdy by w Rybniku nie wystartował, co - jak rozumiem - odebrało PiS-owi trochę głosów, a i tak pozwoliło wygrać. - Trochę pewnie odebrało, natomiast trzeba wiedzieć, że z 28-procentowym wynikiem PiS nie ma czego szukać w skali całego kraju. To będzie powtórka z historii, to będzie siódma klęska PiS-u z rzędu. Czyli co, mówi pan: pyrrusowe zwycięstwo Piechy i PiS-u? - Gratulujemy panu Piesze, natomiast warto zwrócić uwagę na kandydata numer 2, który wziął 20 proc. Bo ten był popierany przez Solidarną Polskę. - Ten był niezależny, nie chciał być wystawiany partyjnie, natomiast poparcia udzieliły mu zarówno Solidarność, jak i Solidarna Polska. I ten kandydat wziął 20 proc., w związku z czym to jest pytanie do Jarosława Kaczyńskiego, czy on będzie wierny swojej tęsknocie za utraconym monopolem i będzie dostawać zawsze 28-30 proc. czy pomyśli o szerszym projekcie, w ramach którego prawica może mieć 50 proc., bo kiedy dodamy wynik Piechy i Makosza, to jest 50 proc., i to jest zwycięstwo polskiej prawicy w całym kraju. W związku z czym to jest wynik do wykorzystania w przyszłości. Czy będzie tak, że od dziś będziemy słyszeć, że wahadło się przechyla, słoneczko świeci dla opozycji, a rządzący popadają w niełaskę? - Mam nadzieję, że tak będzie i że ten katastrofalny rząd, fatalny rząd, który już po prostu czego się nie dotknie, to zepsuje, odejdzie w niebyt po fali kolejnych kompromitacji. Mam nadzieję, że ludzie zagłosują na poważną alternatywę. Sam PiS nie wystarczy. Sam PiS to jest "niski sufit", poniżej 30 proc., a potrzeba poszerzenia oferty opozycyjnej i dlatego powstała Solidarna Polska. Panie pośle, usłyszał pan kiedyś w Prawie i Sprawiedliwości: Albo wierzysz w zamach, albo "fora ze dwora"? Nie, ja czegoś takiego nie usłyszałem. Pytam dlatego, że Paweł Poncyliusz mówi, że usłyszał, dlatego odszedł. Może mniej wierzył niż pan. - Ja akurat ze Zbigniewem Ziobro byliśmy jedynymi politykami sztabu wyborczego w 2010 roku, którzy nie ulegli tej prorosyjskiej histerii, że teraz będziemy się z Rosją kochać i że katastrofa to jest coś, co ma nas do Rosjan zbliżyć. Uważaliśmy to za nonsens i po tym, jak dostaliśmy zdjęcia rosyjskiego sołdata wybijającego szyby we wraku tupolewa, niszczącego dowód, uznaliśmy, że jest to najwyższy moment, żeby mówić prawdę o naszych odczuciach w sprawie Smoleńska. W związku z czym my w tej sprawie jesteśmy wiarygodni, natomiast nikt mnie nie zmuszał. Pewnie się to zmieniło przez kolejne miesiące, bo widać, że Antoni Macierewicz jednak nadaje narrację w tej sprawie, która w naszym przekonaniu szkodzi sprawie, bo akurat i Ziobro, i ja byliśmy tymi, którzy chcieli najbardziej, obok Jarosława Kaczyńskiego, wyjaśnienia prawdy o katastrofie smoleńskiej. Antoni Macierewicz też chciał, rozumiem. - Tak, ale to, co dzisiaj robi Antoni Macierewicz, raniąc uczucia bliskich, mówiąc najpierw o tym, że to jest wypowiedzenie wojny z Rosją, potem trotyl, potem de facto chyba o dobijaniu rannych, bo skoro przeżyły trzy osoby, to coś się musiało stać. Szkodzi powadze wyjaśnienia prawdy o Smoleńsku. I to w oczywisty sposób zaczyna szkodzić tej sprawie, pomimo zapewne najlepszych intencji samego Antoniego Macierewicza. Ale pan uważa, że Antoni Macierewicz stał się, z punktu widzenia partyjnego, wewnątrzpartyjnego, groźny dla prezesa Prawa i Sprawiedliwości, że może w którymś momencie wbić mu nóż w serce? - Myślę, że nigdy nie porzucił ambicji tworzenia i przewodzenia własnej formacji politycznej i teraz, widząc pewne naturalne paliwo, jakim jest kwestia uczuć i emocji, jakie wywołuje sprawa smoleńska, może to... nie zdziwiłbym się, gdyby to w przyszłości wykorzystał. Natomiast pozycja prezesa jest tak silna, że oczywiście może on utrącić każdego. A pana zdaniem, w PiS-ie autentycznie wierzy się w zamach czy to jest tylko pewna taka partyjna linia, od której nikt nie chce specjalnie odstąpić? - Pewnie część wierzy, myślę, że większość nie wierzy. Wchodzimy w sferę bardzo niebezpieczną. Nie można twierdzić, że był zamach i następnie wybuch w powietrzu, i samolot się rozleciał w powietrzu, a jednocześnie, że trzy osoby przeżyły. Nie znam takiej katastrofy na świecie, wydaje mi się to nonsensowne i szkodliwe, przede wszystkim szkodliwe dla powagi wyjaśniania tej sprawy. My musimy doprowadzić do wyjaśnienia sprawy, do ukarania winnych, a tego rodzaju teorie Antoniego Macierewicza, który zapewne odczuwa potrzebę dorzucania od czasu do czasu do pieca czegoś więcej, szkodzą powadze wyjaśnienia tej sprawy. Myślę, że prezes musi powiedzieć, czy autoryzuje te wypowiedzi Antoniego Macierewicza, czy nie. Z tego, co widać, wynika, że cały czas autoryzuje. Odwołanie Budzanowskiego to skuteczna ucieczka do przodu Donalda Tuska? - Ucieczka przed własną odpowiedzialnością, bo w tej sprawie najbardziej zawinili Tusk - bo powinien odpowiadać za pracę służb specjalnych, które powinny meldować mu wszystko, co jest na styku bezpieczeństwa energetycznego z Rosją, a nie zameldowały - oraz Piechociński, którego to jest naturalna domena w gospodarce. Czyli uważa pan, że Tusk powinien odwołać siebie i Piechocińskiego, a nie Budzanowskiego? - Gdyby mieli odrobinę ambicji, to Tusk już dawno powinien się podać do dymisji, ale tej ambicji nie ma. Ci bardziej winni zrzucili z sań najsłabsze ogniwo - Budzanowskiego, który miał oczywiście mnóstwo za uszami, ale którego już dawno należało odwołać - nawet nie za to, co było ostatnio z tym memorandum, tylko za Opole - niewykorzystanych 11 miliardów na inwestycje, wielki blok energetyczny, za upadek LOT-u, za niefrasobliwość w sprawie polskości LOTOS-u i szereg innych skandalicznych prywatyzacji. Dzisiaj Donald Tusk ma urodziny, więc oszczędźmy mu może? - Nie, nie oszczędzajmy. Może niech pan mu złoży życzenia na koniec? - Życzę mu, żeby jak najszybciej skończył te fatalne rządy i żebyśmy o nich zapomnieli - pewnie się długo nie da zapomnieć - bo każdy dzień przynosi kompromitacje. Nawet ta ostatnia notatka, informacja, że Aleksander Kwaśniewski negocjował z Donaldem Tuskiem, lobbował na rzecz rosyjskiego inwestora, Wiaczesława Kantora, w sprawie przejęcia Azotów. Jeżeli na ten temat nie będzie wiarygodnej notatki Donalda Tuska albo złożonej gdzieś do archiwum, w której wytłumaczy się z tego rodzaju lobbingu i z próby utorowania drogi Rosjanom do przejęcia znaczącej części rynku azotowego w Polsce, to będziemy mieli megaskandal na skalę Rywinlandu. I dlatego dzisiaj Solidarna Polska wystąpi o nadzwyczajne posiedzenie komisji skarbu - żeby rząd się z tej sprawy wytłumaczył - i chcemy też doprowadzić do debaty sejmowej na temat tego, w jaki sposób najlepsze okruchy polskiego majątku są dzisiaj w rękach Platformy marnowane.