Jego zdaniem, gdyby Marcinkiewicz odszedł do biznesu, byłaby to degradacja. Posłuchaj: Konrad Piasecki: W tej wielkiej dyskusji nad przyszłością Kazimierza Marcinkiewicza za jakim rozwiązaniem pan optuje? Jacek Kurski: Za takim, jakie zaproponował Jarosław Kaczyński - za wejściem Marcinkiewicza do rządu. To będzie świetne wzmocnienie. Ma pan jakiś autorski pomysł, jak mógłby wejść i na jakie stanowisko? Nie wypada się nie zgodzić z panem Jarosławem Kaczyńskim, który najlepiej zna potrzeby własnego rządu i mówi coś o resortach gospodarczych. To jest bardzo dobra propozycja - Kazimierza Marcinkiewicz jest najbardziej popularnym politykiem w Polsce i stratą byłoby wyrywnie zdrowego zęba i pozbawianie się tak fantastycznego polityka. Premier mówi też o resorcie oświaty. Tam ministrem jest Roman Giertych. Czy to jakaś przygrywka przed koalicyjnymi problemami? Zabił mi pan ćwieka. Wydaje mi się, że układ koalicyjny jest stabilny, na 3 lata i nie sądzę, by powrót Marcinkiewicza do rządu odbył się kosztem Romana Giertycha. Pan nie chce wzorem lat minionych "sprawdzać Kazka w biznesie", bo też takie pomysły się pojawiły. Nie. Uważam, że dla polityka to jest degradacja i odchodzenie byłych premierów, czy ludzi zajmujących wysokie stanowiska do biznesu fatalnie by o nich świadczyło. Ale jeśli Marcinkiewicz zostanie, może to oznaczać ciężkie czasy dla pana. "Gazeta Wyborcza", w tekście o znamiennym tytule: "Więcej Marcinkiewicza, mniej Kurskiego", namawia PiS, by odsunął takich radykałów jak pan na boczny tor, a na ten główny wziął takich ludzi jak były premier. Gratuluję panu, że nie posłuchał pan i nie odsunął mnie pan na boczny tor. Myślę że "Gazeta Wyborcza" jest średnim podpowiadaczem PiS i Jarosława Kaczyńskiego - to on decyduje, kto jest kim w PiS. Natomiast ostatnie wybory przyniosły tu bardzo ciekawą odpowiedź. Niech pan zgadnie, w których dwóch wielkich miastach w Polsce PiS poprawił swój wynik wyborczy w stosunku do zwycięskich wyborów z zeszłego roku? Prezydenckich czy do rady miasta? Do rady miasta i sejmiku, czyli tych najbardziej miarodajnych w sensie parlamentarnym. Odrobinę w Warszawie i może we Wrocławiu? W Warszawie i Gdańsku. W Warszawie, gdzie kandydował Kazimierz Marcinkiewicz kampanią spokojną, łagodną, taką spolegliwą wobec elektoratu wielkomiejskiego i w Gdańsku, gdzie za kampanię odpowiadałem ja, gdzie była bardzo stanowcza, twarda, lojalna wobec wyborców, ale wyrazista wobec PO kampania, za którą odpowiadałam ja, Jacek Kurski. PiS poprawił tu wynik z 26 na 28,5 procent. Tyle że w Warszawie, Trójmieście, Szczecinie, Opolu, Białymstoku - tak wyborcy postawili na kandydatów PO. Bezdyskusyjne jest to, że duże miasta odwróciły się od PiSu. Myślę, że po części dzięki koalicji PiS-u z Samoobroną i LPR, ale także po trochu dzięki działaniom takich ludzi jak pan, czyli takim radykalnym wypowiedziom, nie zawsze sensownym. Nie odwróciły się te miasta. Tam wygrała PO, wygrali dotychczasowi prezydenci. W Warszawie przegrał Marcinkiewicz - to jest ten przykry wyjątek - natomiast te wybory w wielkich miastach były nie do wygrania. Płacimy bardzo dużą cenę za rząd z Samoobroną i LPR. Nasz wielki sukces jest za to w gminach i miastach. Często się o tym zapomina, że te wybory miały dwie odsłony. Mniej spektakularną, w gminach i powiatach, gdzie PiS wygrał i to w sposób miażdżący 18 do 12 w powiatach, 16 do 13 w gminach, gdzie mamy 7000-8000 radnych dla partii, która do tej pory nie miała żadnego zakorzenienia w samorządach. To jest wielki sukces. I poziom bardziej spektakularny, czyli minimalna porażka do sejmików z PO, o 2 procent, przy większej liczbie oddanych głosów na PiS i tak nieczęsta Warszawa, która w sensie wrażeniowym, medialnym nas troszeczkę przybiła. Realnie jest remis. Pan trzyma się Polski gminnej i powiatowej, a ja jednak tej wielkomiejskiej. PiS w terenie nie ma indywidualności, wodzowski styl kierowania partią sprawia, że niezależni, młodzi, przebojowi liderzy nie mogą się przebić w skostniałej partii rządzonej aparatem w kształcie egipskiej piramidy - tak pisze znany panu Jarosław Kurski. Niestety, mój brat jest czołowym krytykiem PiS-u, chociaż ma matkę - senatora PiS-u i brata - posła PiS-u. To takie oryginalne hobby mojego brata. Nie zgadzam się zupełnie z tą oceną. Prawo i Sprawiedliwość przeżyło bardzo twardą próbę ogniową. Jesteśmy jedyną partią, która rok po rządzeniu poprawiła wynik w sensie wolumenu głosów oddanych na PiS. Przypomnę, że AWS spadał z 34 na 31, SLD wobec 31 na 24. My dostaliśmy większą liczbę głosów i to trzeba uszanować. Przegraliśmy w Warszawie dzięki sojuszowi Platformy Obywatelskiej z Sojuszem Lewicy Demokratycznej - to jest tak naprawdę bardzo przykra konsekwencja tych wyborów. Że przeciwko PiS-owi, przeciwko Jarosławowi i Lechowi Kaczyńskim potrafi się Platforma sprzysięgnąć razem z SLD. I tutaj mamy taką bardzo symboliczną postać. Jakoś bez echa przeszło, bardzo mi przykro, że media nie zauważyły, że wczoraj szefem Rady Warszawy został pan Lech Jaworski. To jest taki, przepraszam za przesilenie, ale "Czarzasty" Platformy Obywatelskiej, człowiek, który jeszcze 3-4 lata temu układał razem z SLD - jako przedstawiciel Platformy - zarządy i rady nadzorcze publicznych mediów. To jest fatalny signum temporis. Wraca rzeczywiście stare. Obrony Lecha Jaworskiego pan się ode mnie nie doczeka. Chcę tylko przypomnieć, że Lech Jaworski do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji został wybrany dzięki AWS-owi, bo to AWS go wysunął na to stanowisko. Ale potem zapisał się do Platformy Obywatelskiej. Dlaczego został pan przesadzony do ostatniego rzędu sejmowej sali? To kara za grzechy? Żadna kara, panie redaktorze. Czasem jest tak, że ktoś komuś zazdrości, na przykład, że Kurski został zaproszony do Piaseckiego, do RMF, a nie kto inny. O mojej pozycji w Prawie i Sprawiedliwości decyduje Jarosław Kaczyński, a nie tabliczka. Tylko że pamiętam, że jak pana przesadzono do czwartego rzędu, to mówiło się, że to nagroda. Więc teraz pytam: Czy odsadzenie to kara? Tu chodzi o to, że 15 kolegów z Ruchu Ludowo-Narodowego musiało wejść na miejsce i trzeba było kogoś przesadzić. Ponieważ ja naprawdę swojego miejsca nie utożsamiam z miejscem tabliczki, to padło na mnie. A że jestem człowiekiem nieśmiałym i dobrodusznym, więc się na to zgodziłem. Ale to jest jak z samochodem. Naprawdę o sile i wartości samochodu decyduje model, marka, wiek, a nie to, czy ktoś komuś w tym samochodzie wycieraczki na parkingu ukradnie. Dziękuję bardzo.