Twierdzi, że nadzieją na zmianę byłaby nowa ustawa o referendach krajowych i jednomandatowe okręgi wyborcze. - I w PO, i w PiS są osoby, które - gdyby zmienić ustrój - byłyby kapitalnymi przedstawicielami narodu - podkreśla. - Niestety dziś jest tak, że moje dzieci chcą wyjechać z Polski, bo nie chcą żyć w domu wariatów - dodaje. Konrad Piasecki: Ja w Warszawie, we wrocławskim studiu RMF FM oburzony i zmielony.pl Paweł Kukiz. Dzień dobry. Paweł Kukiz: - Dzień dobry. Oj tam, od razu oburzony, bez przesady. Z rana oburzenie mniejsze? - Widziałem taki rysunek kiedyś, nie pamiętam autora: pies leży przy budzie, dosyć znudzony, i napis: "Uwaga! Zły pies", a pod spodem dymek taki z pyska tego psa: "Zły - przesada. Tylko lekko pod...nerwiony". Rybnik, Gowin, Nowak, koalicja - lista kłopotów Platformy coraz dłuższa. Paweł Kukiz zaciera ręce, widząc kłopoty obozu rządzącego? - Nie, ja nie mam jakichś powodów do zacierania rąk. Zacierałbym ręce, gdyby wybory wygrał pan Makosz. Natomiast czy to jest obóz rządzący, czy też ich konkurenci, nie ma to jakiegoś szczególnego znaczenia. Oczywiście nie przepadam za obozem rządzącym, ale bardziej kontestuję to wszystko pod kątem całego systemu ustrojowego, politycznego, a nie pewnego wyścigu do stanowisk. I co? Chciałby pan wysadzić w powietrze i Platformę, i PiS - tylko czym je zastąpić? To nie jest tak, że "wysadzić w powietrze i Platformę, i PiS". I w jednej, i w drugiej partii są osoby, które - gdyby zmienić ustrój polityczny - byłyby kapitalnymi przedstawicielami narodu. Mówię o takim systemie politycznym, w którym ci przedstawiciele odpowiadaliby przed narodem bezpośrednio, a nie za pośrednictwem wodzów partii. Jest dzisiaj tak, że Pawłowi Kukizowi marzą się masowe demonstracje, ludzie na ulicach, strajk generalny "Solidarności"? - Ależ skąd, nie marzą mi się żadne masowe demonstracje, marzy mi się taka zmiana ustawy o referendum ogólnokrajowym, która spowoduje, że takie manifestacje nie będą potrzebne, ponieważ będzie dochodziło do kompromisu, do zgody, która będzie tożsama z wolą narodu. No, ale jak pan rozmawia z manifestującymi i z szefem "Solidarności"... - Manifestacje są właśnie wynikiem tego, że obywatel jest lekceważony. Wtedy obywatel wychodzi na ulicę. Obywatel, kiedy ma coś do powiedzenia i władza liczy się z jego zdaniem, nie ma potrzeby, by wychodzić na ulicę. Chodzi właśnie o to. "Solidarność" zapowiada kilkudniową demonstrację we wrześniu w Warszawie. Wie pan, jak to będzie wyglądało? - Domyślam się, jak to będzie wyglądało, mniej więcej wiem, jak to będzie wyglądało. Natomiast nie jestem upoważniony do tego, żeby mówić o tym publicznie. Czemu to wszystko ma służyć? - Polsce. Odejściu rządzących? - Nie. To ma służyć temu, by moje dzieci nie wyjechały z Polski. A chcą wyjechać? - Tak, chcą wyjechać z Polski. Przez politykę czy przez sytuację ekonomiczną? - Przede wszystkim z tego względu, że nie chcą żyć w domu wariatów - jak to określiła moja najstarsza córka. I ta moja przypowiastka o filmie czy o kreskówce, którą zacytowałem w Gdańsku, to nie jest mój pomysł, tylko cytowałem słowa najstarszej córki. No dobrze, a jak nie chcesz żyć w domu wariatów, co trzeba zrobić, żeby ten dom wariatów naprawić? Referendum? Jednomandatowe okręgi wyborcze? - Chodzi przede wszystkim o to, że w artykule 4 konstytucji mamy do czynienia ze stwierdzeniem, że władza zwierzchnia w Rzeczpospolitej Polskiej należy do narodu. W ustępie drugim napisane jest, że naród sprawuje swoją władzę bądź poprzez swoich przedstawicieli, czyli poprzez prezydenta, Senat i Sejm, bądź w sposób bezpośredni. I tutaj, jeśli chodzi o tą bezpośredniość, ustawodawca ma na myśli referendum ogólnokrajowe. Jednocześnie dalej w tej konstytucji prawo do referendum jest potwornie ograniczone, chociażby progiem frekwencyjnym 50 procent, czyli ponad 15 milionów obywateli musiałoby pójść do urn, by referendum zostało uznane za ważne. Ale to, że zostaje uznane za ważne, jeżeli nawet te 15 milionów do urn pójdzie, jedocześnie nie znaczy, że referendum posiada moc wiążącą dla władz, czyli - mówiąc kolokwialnie, w wielkim takim skrócie - może pójść 16 milionów do urn, 9 milionów może stwierdzić, że nie chce emerytury 67, a władze, Sejm powiedzą, że naród ma rację, ale się myli, i zrobią po swojemu. To nie ma nic wspólnego z władzą narodu. Jak panu idzie przekonywanie prezydenta Komorowskiego, żeby poparł pomysł zmian ustawy o referendum? - Na razie to pan prezydent za bardzo nie ma ochoty się z nami spotkać. Z Piotrem Dudą chce się spotkać - chyba z Pawłem Kukizem nie chce? - To jest prezydent, sam zresztą twierdził, że jest prezydentem wszystkich Polaków, a ja nie jestem Szkotem. Bardzo aktywnie pomagam Piotrowi Dudzie w realizacji postulatu zmiany ustawy referendalnej. W związku z tym, jeżeli pan prezydent nie będzie chciał się spotkać, to w takim razie oznacza, że dochodzi nam jeszcze jeden ośrodek władzy, z którym będziemy skonfliktowani. Cała filozofia. Jest tak, że ze strony Kancelarii Prezydenta usłyszeliście, że "Duda - ok, może przyjść, a Kukiz - nie, nie życzymy go sobie w Pałacu Prezydenckim"? - Nie, takiego komunikatu bezpośrednio nie usłyszeliśmy. Natomiast ostatnio widziałem się z Piotrem wczoraj w Warszawie, przy okazji prezydium "Solidarności" na Jasnej, i widziałem osobiście wysłane SMS-y i przy mnie również dzwonił przewodniczący Duda do jednego z ministrów z Kancelarii Prezydenta. Nie ma jakiegoś szczególnego pośpiechu w oddzwanianiu, że tak powiem. Być może pan prezydent gra na czas, może po prostu nie chce się spotkać. Ale jeżeli nie chce się spotkać, niech wprost powie, że nie chce się spotkać, że jest prezydentem jakichś sfer wpływów, jakichś klanów, a nie wszystkich Polaków. Niech nie ściemnia - mówiąc młodzieżowo mimo wieku, ale jestem muzykiem rockowym przede wszystkim. Słuchacze pytają Pawła Kukiza, czy wierzy w wersję o wybuchu i zamachu w Smoleńsku? - Ja powiem panu wprost. Oddanie śledztwa stronie - nawet nie Rosjanom, tylko stronie, bo nie ulega wątpliwości, że w wieży siedzieli Rosjanie, a stara rzymska zasada mówi: nikt nie może być sędzią we własnej sprawie - powoduje, że istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że nigdy się nie dowiemy, jak to wszystko wyglądało i co się zdarzyło. Nie wiem, czy to był zamach, czy to nie był zamach. Co do jednego nie mam wątpliwości: że katastrofa świadczy o strasznym stanie bezpieczeństwa państwa. Dotyczy to i PiS-u... przecież lot organizowało Biuro Bezpieczeństwa Narodowego, ale również Ministerstwo Obrony Narodowej. Nawet jeżeli były zaniedbania ze strony BBN, to ta strona poniosła najdotkliwszą karę, czyli po prostu śmierć, ci ludzie poginęli. Ale nie może być tak, że współodpowiedzialni za tą katastrofę - co do tego nie mam wątpliwości, że władza z rozdania Platformy jest współodpowiedzialna za tą katastrofę - nie ponosili odpowiedzialności.