Agnieszka Burzyńska: Z niepokojem spogląda pani w kalendarz? Ewa Kopacz: Nie, cieszę się, bo nadchodzą święta. Ale zbliża się też 1 stycznia. Lekarze z Porozumienia Zielonogórskiego zerwali negocjacje i mówią, że zamkną gabinety. Dostaną pieniądze, których się domagają? Trudno to nazwać negocjacjami. Była pięciominutowa rozmowa. Ale ja myślę, że do tych prawdziwych negocjacji dopiero wrócimy. Nie uważam, żeby negocjacjami było pytanie tylko i wyłącznie o podwyżki. A dostaną pieniądze? Wszyscy wiemy dokładnie, że na całym świecie w tej chwili, nie tylko w Polsce - mnie łatwiej o tym mówić, bo ostatnio byłam na spotkaniu ministrów zdrowia Europy, gdzie wszyscy odczuwają kryzys, ochrona zdrowia również - tych pieniędzy nie ma więcej. A te, które są, powinny być racjonalniej wydawane. Ale oni chcą tylko 72 grosze więcej. Teraz mają 8 złotych, chcą 8,72, bo będą musieli więcej pracować. To chyba niedużo? Tak fajnie to brzmi, 78 groszy więcej. Ale globalnie to jest miliard 200, miliard 300. Nie będzie tych pieniędzy. Tymczasem ich nie ma, a ja myślę, że negocjacje zamiast tych pieniędzy na pewno będą. Jeśli nie dostaną pieniędzy, to po nowym roku 80 proc. pacjentów korzystających z podstawowej opieki zdrowotnej znajdzie się bez lekarzy. Jaki jest plan awaryjny? Plan B jest jakiś? Proszę pamiętać, że w Polsce są interniści, są pediatrzy, do pediatrów chodzi się ze skierowaniem, więc jeśli zwolnimy z tego obowiązku, to będziemy kontraktować z tymi, którzy chcą pracować. Ja powiem pani szczerze - i może to się nie spodobać moim kolegom - ale powtarzałam to wiele razy. Pacjent nie może być zakładnikiem w negocjacjach finansowych. Więc w związku z tym tę postawę, którą prezentują wszyscy ci lekarze, którzy mówią "albo dacie podwyżkę, albo przestaniemy pracować", należy traktować jako tych, którzy chyba nie do końca kończyli te same studia, co ja. Czyli jaki jest plan B, że mieliby przejąć obowiązki lekarzy... Nie. Pacjenci będą mieli swoich lekarzy, tyle mogę powiedzieć. To w temacie upływającego czasu, nieznośnie tykającego zegara. Jesień się kończy, ofensywa legislacyjna - w polu. Większością z pani projektów komisja się nie zajmie, dopóki nie zostanie uchwalona ustawa zakładająca komercjalizację szpitali. A tu też komisja zdrowia jest w polu. Miało być pięknie - wyszło jak zawsze? To nie mnie pytać. Do mnie należny obowiązek wypełniłam. Pakiet ustaw został złożony. Ale jak to jest, że niektóre ustawy, jak choćby dopalaczowa, mkną przez parlament niczym ekspres, bo premier siedzi w Sejmie i pilnuje, a projekty zdrowotne tkwią w komisji? Może czas, żeby pani się też przeprowadziła do Sejmu, żeby też popilnować? Może to jest dobry pomysł. Ja pewnie wtedy, kiedy będą procedowane te ustawy, na pewno będę dużo więcej w Sejmie niż w ministerstwie. Ale gwarancja, jaką dają w tej chwili odpowiedzialni posłowie w komisji zdrowia jednak mimo wszystko pozwala myśleć optymistycznie. To inny problem, choć ta sama komisja: w kampanii mówiła pani, że należy refundować zabiegi, kampania minęła, nie ma ani ustawy, ani pieniędzy. Ale jakie zabiegi? In vitro. In vitro. Ustawa zależy od Sejmu. Sejm to nie ja. Tam jest 460 posłów. Gdyby to ode mnie zależało moją opinię wygłosiłam kilka lat temu i pewnie bardzo chętnie bym pracowała nad każdym projektem, który spowoduje, że ponad milion osób w Polsce, cierpiących z powodu bezpłodności, może mieć własne dzieci... Gdyby to ode mnie zależało - naprawdę pewnie całym sercem pracowałabym nad tymi projektami. Wiem, że te projekty są w tej chwili rozważane w komisji i w podkomisji, więc jeśli tylko będzie taka wola, to my ze strony rządowej - mówię o ministrze zdrowia - będziemy bardzo czynnie uczestniczyć. A ma pani pieniądze? Pieniądze to jest zupełnie inna sprawa. Symulacja tego, co może się wydarzyć, podjęcie decyzji, czy to ma być terapia określonym hormonem - bo to jest najdroższe - czy to będzie jedna czy trzy próby. I te symulacje mamy oczywiście zrobione i jeśli trzeba będzie, będziemy je prezentować. Ale ile będzie na to pieniędzy? Od 91 milionów - według naszych wyliczeń - do 375. Jeśli przyjdzie płacić 375 mln, to pani powie "tak"? Przy stu procentach, proszę pamiętać. A ponieważ program, jaki ustawa zakłada, że tylko skorzystać z niej będą mogli ci, którym światopogląd na to pozwala, to te pieniądze będą zdecydowanie mniejsze. To dla odmiany w temacie ustawy, którą udało się uchwalić ekspresowo: dopalacze. Były kontrole, które wykazały, że znaleziono w nich substancje zakazane, a gdzie są zawiadomienia do prokuratury? Tak, powiatowi i wojewódzcy inspektorzy sanitarni takie doniesienia złożyli. Ile takich doniesień zostało złożonych? Kilkanaście. A pani składała jakieś zawiadomienia? Ja poinformowałam prokuratora generalnego o tym, że w tych substancjach, w tych próbkach, które pobraliśmy z tych ponad 1000 punktów, są środki psychoaktywne i odurzające. Jaka była odpowiedź? Proszę o następne pytanie. A dlaczego? Ja myślę, że wszyscy wiemy dokładnie, że to, co się dzieje w tej chwili z dopalaczami, to jest taka trochę walka z czasem. Ponieważ my zawsze byliśmy trzy kroki do tyłu za tymi, którzy to produkowali, przedstawiając propozycję, która mówi "my będziemy pół kroku przed nimi", to należy tę chwilę wykorzystywać maksymalnie i do tego będę wszystkich zachęcać, łącznie z prokuraturą. A potrzebuje prokuratura zachęty? Nie, myślę, że prokuratura ma swoje procedury i według nich się porusza, więc jeśli to ma służyć temu, żeby nikt potem skutecznie się nie odwoływał, to chwała i niech tak zostanie. Natomiast chciałabym, żeby jednak w sytuacjach, które są ewidentne naruszenie prawa już obowiązującego, żeby tam prokuratura bardzo szybko reagowała na te nasze doniesienia czy doniesienia inspektorów sanitarnych. Dokładnie 8 miesięcy temu pojechała pani do Moskwy. Zrobiłaby to pani jeszcze raz, gdyby miała pani teraz decydować? Bardzo trudne pytanie. Dlaczego? Bardzo trudne pytanie, ponieważ wyjazd do Moskwy i wszystko, co się wiąże z pobytem w Moskwie i potem te 8 miesięcy, to wcale dla mnie nie były łatwe. Są rzeczy, których sie tak łatwo nie zapomina. Wtedy kiedy mogę, nie wracam do tego, nie rozmawiam o tym. A myśląc o tych chwilach, ma pani o coś pretensje do siebie? Nie, ja zrobiłam dokładnie tyle, ile potrafiłam zrobić. Byłam tam w bardzo określonym celu. Miałam pomóc rodzinom, które miały zidentyfikować swoich najbliższych. Robiłam to tak, jak potrafię - z całą troską, starannością. Jeśli udało mi się, w tych trudnych chwilach, chyba najtrudniejszych w życiu każdego z nas, pomóc choćby jednej, dwóm rodzinom, to uważam, że warto było. Za dwie godziny, na spotkaniu z rodzinami, usłyszy pani pytania o sekcję zwłok i o to, dlaczego nie było przy tym polskich specjalistów. Co pani im odpowie? Proszę pamiętać, że całą katastrofa miała miejsce w sobotę. My byliśmy tam popołudniu w niedzielę. Procedury, które obowiązują w każdym kraju, wiążą się z tym, że należy przede wszystkim wszystkie czynności związane ze stwierdzeniem zgonu, z oględzinami, z sekcją, dokonać jak najszybciej. Chociażby ze względu na procesy, które dotyczą ciał po śmierci. Wczoraj mecenas Rogalski mówił, że wszelkie wnioski o ekshumację są zasadne, bo brakuje dokumentacji fotograficznej, nie można porównać materiału. Rozumie pani te zarzuty? Proszę pamiętać jedną rzecz - to nie ja prowadzę dochodzenie. To jest jakaś pomyłka. Dochodzenie prowadzi prokuratura. Ja myślę, że wszystkie te pytania, łącznie z jakimikolwiek wątpliwościami, powinien pan mecenas kierować właśnie tam. Ale one są kierowane też pod pani adresem. Małgorzata Wasserman powtarza, że gdyby nie to, że pani minister Kopacz zapewniała nas, że jako strona polska uczestniczyliśmy we wszystkich sekcjach, to my byśmy się nie zgodzili na pochowanie tych zwłok. Ale proszę pamiętać, że ja nie powiedziałam wprost, że my żeśmy kiedykolwiek uczestniczyli. Polscy lekarze byli powołani jako biegli do identyfikacji, a nie do sekcji zwłok. I tę identyfikację ułatwiali tym wszystkim, a było to blisko 200 osób, którzy przyjechali do Moskwy. Polska jest Najważniejsza domaga się specjalnej komisji sejmowej, która wyjaśniałaby przyczyny katastrofy. Podpisuje sie pani pod tym pomysłem? Jeśli mamy możliwość wyjaśnienia, w taki czy inny sposób, ja na pewno będę ostatnią osobą, która by mówiła: nie należy tego wyjaśniać. Wręcz przeciwnie. Jeśli jest szansa i jeśli jest wiara, jeśli będą ludzie, którzy będą to potrafili zrobić lepiej niż prokuratorzy w tej chwili posiadający pełną dokumentację, to ja myślę, że taką argumentację usłyszymy od tych, którzy będą wnioskodawcami. Wierzy pani, że w Sejmie da się to zrobić lepiej? Ja generalnie jestem osobą wierzącą i wierzę w różne dobre rzeczy, bo tak łatwiej żyć w tych trudnych czasach, kiedy się wierzy w dobre rzeczy. Chcę wierzyć, że ludzie są dobrzy i nie kierują się tylko i wyłącznie złą intencją wtedy kiedy mówią, kiedy czynią. Dlatego wierzę również w to, że ta intencja, wygłoszona z Polska jest Najważniejsza, jest intencją dobrą, a nie tylko i wyłącznie polityczną. Na koniec: ma pani jeszcze ochronę BOR-u? Nie, nie mam. Od kiedy? Od wczoraj. Zrezygnowała pani, czy zabrali? Trudno powiedzieć. Taka byłą decyzja, ja się jej podporządkowałam. Tak jak nie prosiłam o nią, kiedy mi ją przydzielono, tak w tej chwili przyjęłam to jako decyzję i to jest zupełnie normalne.