Posłuchaj Kontrwywiadu: Kamil Durczok: Kazimierz Marcinkiewicz nie wchodzi do rządu. Jest pan zdziwiony? Bronisław Komorowski: Nie. Parę dni temu dałem wypowiedź na ten temat i bez satysfakcji, ale jednak przewidziałem taki bieg zdarzeń. Jestem przekonany, że oferta Jarosława Kaczyńskiego, by Marcinkiewicz został ministrem we własnym rządzie, który kiedyś tworzył jest ofertą złożoną w złej wierze, z przekonaniem, że Marcinkiewicz jej nie przyjmie. Jest parę powodów. To bardzo niezręczne dla wszystkich, nie tylko ze względów prestiżowych, ale także ze względów funkcjonowania instytucji, jest kiedy były szef-twórca tej instytucji staje się podległym. Ale to byłaby ostra gra premiera. Proponuje stanowisko, które tak naprawdę jest nie do przyjęcia. Po co? By jeszcze osłabić pozycję Marcinkiewicza? Bo chciał kupić - mówiąc językiem politycznym - popularność osobistą Kazimierza Marcinkiewicza za małe pieniądze. Ale tak naprawdę traktuje Kazimierza Marcinkiewicza jako kłopot, także osobisty, bo jakby nie było Kazimierz Marcinkiewicz przewyższa Jarosława Kaczyńskiego wielokrotnie stopniem popularności, akceptacji społecznej i w rządzie byłby konkurentem. Tak samo w ramach PiS-u. A może to Marcinkiewicz grał za wysoko? Nie sądzę. Mam taką opinię, że w polityce, po tym jak się pełniło najwyższe funkcje w państwie, to nie wypada przesiadać się na kucyka. Trzeba spadać z wysokiego konia i to zawsze jest lepiej. Kazimierz Marcinkiewicz musiał wiedzieć, a tydzień temu politycy PiS utrzymywali, że stanowisko ministra gospodarki jest już załatwione, że panowie są już po słowie w tej sprawie? Zapominają dodać, że prócz tego Marcinkiewicz chce zostać wicepremierem ds. gospodarczych. Więc właśnie - Marcinkiewicz musiał wiedzieć, że będzie to oznaczało: Zyta Gilowska albo on. Dwóch wicepremierów ds. gospodarczych być nie może. Jeśli chodzi o wicepremierów, to Marcinkiewicz ma tu zadawnione rachunki z wicepremierami Jarosława Kaczyńskiego, bo Zytę Gilowską swego czasu zdymisjonował i nie akceptował też wejścia do rządu i objęcia funkcji wicepremierowskich przez Romana Giertycha i Andrzeja Leppera. A może chodziło o to, by zagrać na propozycję, która jest nie do akceptacji i jako skrzywdzony wyjść z tej rozmowy z Kaczyńskim. Potem powiedzieć kilku posłom, że tak się obchodzą z nami w PiS, więc stwórzmy własny klub. Może. Tylko posłów, którzy by chcieli posłuchać Kazimierza Marcinkiewicza w klubie PiS jest niewielu. I w związku z tym PO szeroko otwiera ramiona i mówi do Kazimierza Marcinkiewicza: "zapraszamy". Nie. PO ani nie prowadzi akcji pocieszania niegdysiejszych konkurentów, ani nie prowadzi akcji kaperowania czy wyrywania. Ale ten wywiad, na który pan się powołał, to jest trochę sygnał w stronę Marcinkiewicza : "chętnie byśmy usiedli do stołu". Nie, absolutnie nie. To nie jest żadna oferta, to jest stwierdzenie faktów. Ja te fakty mogę dziesięć razy powtórzyć. Faktem jest to, że jeśli chodzi np. o poglądy gospodarcze, to z Kazimierzem Marcinkiewiczem nas wiele łączy. Jeśli chodzi, powiedziałbym być może, o pewną niechęć do Jarosława Kaczyńskiego i Andrzeja Leppera, to jeszcze więcej nas łączy. Ale to wcale nie oznacza, że staramy się w tej chwili pozyskać dla siebie Kazimierza Marcinkiewicza. To znaczy tyle, że jeśli Kazimierz Marcinkiewicz uzna sam, że jest mu ciasno w PiS i że nie chce iść do biznesu, a chce zostać w polityce, to oczywiście może sobie szukać swojego miejsca na scenie politycznej. Z naszej strony pewnie będzie otwartość, ale nie ma propozycji. Nie ma propozycji, bo nie ma też co zaoferować? Nie, po prostu jest to kwestia zasad. Trzeba by przelicytować stanowisko ministerialne, trzeba by było przelicytować stanowisko w biznesie. Nie macie czym, brutalnie rzecz biorąc. Nie zamierzamy do tego rodzaju licytacji startować. A jaka będzie przyszłość Kazimierza Marcinkiewicza? Tak naprawdę ma do wyboru albo biznes, albo samodzielną drogę polityczną. Teoretycznie jest też trzecia droga - przeczekania w ramach PiS. Przycupnięcia i czekania aż się Jarosławowi Kaczyńskiemu noga podwinie. Jak pan myśli, to Orlen jest tą spółką o której mówi premier czy myśli Kazimierz Marcinkiewicz? Kiedyś w ten sposób spekulowano, ale zdaje się, że dzisiejsza wypowiedź rzecznika prasowego rządu już te spekulacje przycina negatywnie. Nasz reporter też mówił przed chwilą, że to raczej nie Orlen. Sądzę, że raczej może wchodzić w grę jakieś dalsze dociskanie kolanem Kazimierza Marcinkiewicza. Składaniem mu, być może, coraz to gorszych ofert także w obszarze biznesu, aby na końcu powiedzieć, że z takim człowiekiem nic nie da się zrobić. Tyle chcieliśmy mu dać, a on nie przyjął. O bardzo złe intencje pan podejrzewa władze PiS. Nie, to taka gra polityczna. Jak się już zdjęło Kazimierza Marcinkiewicza z funkcji premiera i wsadziło się go w dosyć trudną sytuację w Warszawie, to trudno intencje PiS wobec Kazimierza Marcinkiewicza inaczej interpretować.