Posłuchaj: Konrad Piasecki: Będziemy rozmawiali o Wojskowych Służbach Informacyjnych. Podobno wszechmocnych, zwłaszcza medialnie. 115 agentów wśród dziennikarzy, podsuwanie tematów, próby przejmowania kontroli nad mediami, w a dodatku piecze nad wszystkim stacjami telewizyjnymi. Pan jako minister wiedział, że podległe panu służby, są aż tak mocne? Bronisław Komorowski: Po pierwsze, chciałbym powiedzieć, że te podejrzenia są formułowane dzisiaj na podstawie przecieków z komisji weryfikacyjnej, z przebudowującej się służby, które są dzisiaj jak stary durszlak - jakieś dziurawe, wszystko z nich wycieka. Właściwie to ich nie ma. Dlatego może przecieka? Tylko pytanie, czy to co wycieka, jest prawdziwe? Na tej podstawie tworzona jest jakaś informacja o tym, że te służby były wszechmocne. Proszę państwa, wojskowy wywiad i kontrwywiad to jest ok. 10 proc. potencjału służb specjalnych państwa polskiego. To po pierwsze. Po drugie - miesza się specjalnie pewne poprzednicze grzechy WSI, czyli WSW, a może jeszcze Informacji Wojskowej, z tym, co robiły Wojskowe Służby Informacyjne jako służba już państwa demokratycznego. Ale to panowanie, to interesowanie się mediami, to ma być początek lat 90., a nie czasy lat 80. i wcześniejsze. Czyli moment przełomu. Ja powiem tak, że za moich czasów takich spraw nie było. Generał Rusak, który był spoza tych służb, pilnował tego bardzo dobrze. Natomiast na przełomie może takie pokusy były w całym wojsku. A czy wierzy pan, że służby wojskowe zamiast interesować się wywiadem, kontrwywiadem, ochroną kontrwywiadowczą Polski tak naprawdę interesowały się tym, jakby tutaj pogmerać w mediach? Ja myślę, że jeśli coś takie było, to inny był tego mechanizm; oparty o inne motywacje, inne cele. Na początku lat 90. był w Polsce niewątpliwie problem - cywilnej demokratycznej kontroli nad siłami zbrojnymi. Apogeum tego zjawiska - to był słynny "obiad drawski", gdzie część generalicji de facto wymówiło posłuszeństwo ministrowi obrony narodowej. W tym okresie - wydaje mi się - mogły mieć miejsce takie dążenia, aby armia jako taka, a szczególnie najwyżsi dowódcy chcieli uzyskać wpływ na media. Ale czy te dążenia mogły być aż tak intensywne? Nie sądzę. Czyli w te rewelacje telewizyjne pan nie wierzy? Bo oprócz tego we wszystkich wywiadach, kontrwywiadach świata stara się, aby posiadać ludzi współpracujących w różnych ważnych miejscach. Do takich miejsc, gdzie jest bardzo duży przepływ informacji, z pewnością należą media. A uważa pan, że byłoby to złamanie prawa, etyki, zasad czy też rzecz absolutnie naturalna i normalna? "Obiad drawski". Wprawdzie nikt nie stanął przed sądem, ale wszystkich wyrzucono z wojska. I warto pamiętać o jednej rzeczy, że wówczas "obiad drawski" został potępiony przez - że tak powiem - postępowe siły, a niektóre środowiska radykalnej prawicy - poparły go. Np. gen. Wilecki kandydował na prezydenta z ramienia tych środowisk, które dziś współtworzą Ligę Polskich Rodzin. Panie marszałku, próba wpływania i przejmowania kontroli nad mediami, to byłoby złamanie prawa, byłoby wykroczenie poza ustawowe obowiązki Wojskowych Służb? Odpowiem tak, nie ma żadnego dowodu, że ktokolwiek próbował przejąć nadzór czy kontrolę. Natomiast mogły się pojawić pewne pokusy posiadania wpływów. Wywiad wojskowy, cywilny mają prawo budowania siatki informatorów, natomiast jeśli ona miałaby być wykorzystywana jako sieć wpływów, to jest to niezgodne ze standardami życia publicznego. Dlatego "obiad drawski" zakończył się tak jak się zakończył - wszyscy generałowie, którzy jedli ten obiad wylecieli z wojska. Skoro mówię dużo i szybko to na chwilę zwolnijmy. Zamknijmy oczy, puśćmy wodze wyobraźni i niech nam przed tymi oczami stanie taki obraz - Hanna Gronkiewicz-Waltz siedzi w swoim gabinecie, wchodzi do gabinetu jakiś dżentelmen i mówi jej "Ja jestem nowym komisarzem Warszawy. Pani już dziękujemy". Co wtedy się stanie? Będziemy mieli kryzys. Ale kryzys walki, kryzys wojny, czy kryzys pokoju? No kryzys jak kryzys. Kryzys jest zawsze rzeczą złą, bo przeszkadza w pracy. Wydaje mi się, że nikt się nie zdecyduje na tego rodzaju gwałt na samorządzie, bo są przewidziane prawem procedury. A sytuacja, gdyby tym komisarzem, który wchodzi do pokoju Hanny Gronkiewicz-Waltz, była sama Hanna Gronkiewicz-Waltz, pan nie przewiduje, żeby Platforma się na to zgodziła? Wątpię żeby Hanna Gronkiewicz-Waltz się zgodziła na taką dziwną sytuację, ale to trzeba ją zapytać, czy ona to dopuszcza. Natomiast jest prawem przewidziana procedura, która oznacza tyle, że Rada Warszawy podejmuje decyzję i może ją zaskarżyć wojewoda. Potem jak każda decyzja idzie do sądu administracyjnego jeśli ktoś się z nią nie zgadza. Więc wyprzedzanie wszystkiego i stawianie trochę wozu przed koniem, wydaje mi się niebezpieczne. Gdyby premier działał metodą faktów dokonanych i komisarza wyznaczył, to na siłę będziecie odpowiadać siłą jak zapowiadał Donald Tusk? Ja wiążę nadzieję z tym co pan premier i niektórzy jego współpracownicy mówili po spotkaniu z Donaldem Tuskiem, że chce szukać rozwiązania spokojnego na bazie obowiązującego prawa, ale rozwiązania, które jest wyjściem z sytuacji kryzysowej a nie pogłębieniem jej. Ale gdyby ten kryzys eskalował i jednak doszło do wyznaczenia komisarza? Jak ktoś mówi, że nie chce eskalować kryzysu, to sam nie powinien dolewać oliwy do ognia. Czyli pan wierzy, że ten kryzys rozstrzygnie się pokojowo i sądowo? Myślę, że sądowo jest to absolutnie nie do uniknięcia, choć wolałbym, żeby kryzys trwał jak najkrócej. Bo kryzys w systemie zarządzania Warszawą oznacza starty dla Warszawy. A Hanna Gronkiewicz-Waltz do fotela łańcuchami przykuwać się nie będzie? Na pewno nie. Myślę, że jest osobą, która chce po pierwsze wykonać mandat, który powierzyli jej warszawiacy, a po drugie jeśli będzie to konieczne na pewno stanie w szranki wyborcze. To na koniec krótkie pytanie. W co gra Jan Rokita ogłaszając ten program, te deklaracje? Stawia wóz przed koniem, jak pan przed chwilą powiedział? Ulega pokusie takiego funkcjonowania medialnego i to nie on jedyny. Program największej partii opozycyjnej budzi emocje i pożądanie. Każdy chce być jego autorem czy współautorem, stąd mamy takie próby wymuszenia na Platformie Obywatelskiej debaty zewnętrznej - to był taki list Andrzeja Olechowskiego do mnie w Gazecie Wyborczej, no i mamy tę wczorajszą konferencję prasową Janka Rokity Czy to się czasem źle nie skończy albo dla Rokity, albo dla Platformy? Platforma musi przygotować na kongres programowy w maju swój dokument programowy. Na dzień dzisiejszy ja mam go przygotowywać i na pewno będę starał się to robić w zaciszu gabinetów, a potem uruchamiać debatę publiczną wokół tych kwestii programowych, a nie odwrotnie - najpierw debata publiczna a później opracowywanie dokumentu. To co Janek Rokita przedstawił jest jakimś pokłosiem prac gabinetu cieni, którego zresztą ja też jestem członkiem. Ale debata programowa w Platformie będzie się toczyła wokół różnych dokumentów, a więc to co Janek przedstawił jest jednym ze źródeł inspiracji w dyskusji, ale na pewno nie jedyne. Dziękuję za rozmowę.