Konrad Piasecki: Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski w Kontrwywiadzie RMF FM. Dzień dobry. Bronisław Komorowski: Dzień dobry. Panie marszałku, potrafiłby pan niczym premier wcielić się w rolę gazetowego redaktora dnia? Pewnie bym potrafił, bo mam za sobą pewien staż. Swego czasu byłem stażystą redakcyjnym w "Słowie Powszechnym", a wcześniej i później pracowałem w prasie podziemnej. Ale nie wiem, czy bym potrafił sobie poradzić ze współczesnymi problemami. To spróbujmy. Gdyby pan dzisiaj redagował przynajmniej jeden artykuł, to jaki by pan tytuł dał informacji o niesnaskach na linii prezydent-rząd? "Burza w szklance wody". Gazety piszą: "Spór", "Walka", "Zimna wojna", "Ostry zgrzyt". Który pasuje najlepiej? A ja bym zaproponował właśnie tytuł "Burza w szklance wody", albo "Wina urzędników". Nie może być tak, że głowa państwa, premier państwa, ministrowie są wplątywani w jakąś walkę o pozorne, prestiżowe kwestie, w sytuacji, kiedy urzędnicy powinni zadbać o to, aby termin spotkania był tak ustalony, aby był do zaakceptowania przez wszystkich i aby świat się nie dowiedział o tym, że coś trzeba przesuwać. Przecież w interesie państwa polskiego leży to, żeby raczej demonstrować umiejętność działania a nie wyciągać drobiazg, który urasta do rangi wielkiego problemu. Zgoda, ale panie marszałku, czy dla budżetowego, ale w końcu nieformalnego spotkania rządu, warto odmawiać prezydentowi spotkania. Zdaje się, że minister Sikorski nie odmówił. Tylko prosił o przełożenie spotkania. W wersji light, że tak powiem. Bywałem wielokrotnie w kancelariach prezydentów Polski i nigdy nie było tak, żebym musiał tam być, tylko wszystko było wcześniej uzgodnione, poprzez urzędników, przez sekretariat. Ale czy nie jest tak, że skoro sytuacja na linii rząd-prezydent jest tak delikatna, to każdy termin jest dobry? Jeżeli jest tak, jak pan mówi - ja ma nadzieję, że tak nie jest - to tym bardziej dolewanie oliwy do ognia przez urzędników Kancelarii Prezydenta jest czymś co mnie musi bardzo smucić i dziwić. Przecież to rolą urzędnika Kancelarii Prezydenta było doprowadzenie do niekolizyjnego ustalenia terminu, tak żeby nie było problemu. Chyba, że komuś zależy na tym, aby medialnie powstał problem. Uważa pan, że zależy? Chyba, że. Ja pytam, czy uważa pan, że tak. Nie, że chyba, że. Takie wrażenie odnoszę. Jednocześnie mam takie poczucie, że skoro prezydent wyciąga do Radka Sikorskiego rękę, po wszystkim tym, co działo się w ostatnich tygodniach, to naprawdę można wysłać na posiedzenie rządu swojego zastępcę i jednak w tym Pałacu Prezydenckim się stawić. Nie. To nie jest tak. Minister jest ministrem odpowiedzialnym za bardzo ważny dział w państwie polskim. Jeżeli się ważą kwestie finansów dla Ministerstwa Obrony Narodowej, to tam jest jego miejsce. Wystarczyłaby prosta informacja do sekretariatu pana prezydenta, że jest taka sytuacja, żeby sekretariaty bez ekscytowania opinii publicznej uzgodniły inny termin. Nawet bez wiedzy pana prezydenta. Uważa pan, że w tej sytuacji jaka jest, Radek Sikorski powinien przeprosić prezydenta? Nie ma za co przepraszać. Za brak kultury, o jakiej mówi rzecznik prezydenta. Rzecznik prezydenta niepotrzebnie, według mnie, dolewa też oliwy do ognia i zamiast rozwiązywać problemy, tworzy te problemy, czyli wzmacnia to wrażenie, że jest jakiś straszliwy problem, który przytłacza pastwo polskie. To jest błąd, tak nie wolno. Jeszcze raz powiem - ja jako minister obrony narodowej, byłem wielokrotnie w Kancelarii Prezydenta. Wczoraj pana nawet za wzór przytaczał minister Kamiński. Zawsze prezydent dbał o to, aby to jego urzędnicy uzgodnili z moimi. Żaden minister obrony narodowej rządu, nie jest chłopcem na posyłki. Że ma gdzieś przyjść, gdzie sobie życzą tego urzędnicy z Kancelarii Prezydenta. To ich zadaniem jest tworzenie sytuacji komfortowej i dla prezydenta i dla jego gości.