Marszałek Sejmu uważa, że nie ma za co przepraszać prezydenta i przyznaje, że w raporcie ABW jest teza o gruzińskiej prowokacji. Stwierdza również, że w Sejmie jest grupa ludzi z problemem alkoholowym. Konrad Piasecki: Czy pan wierzy w to, że strzały w wąwozie Akhalgori były zorganizowane od początku do końca przez Gruzinów i były taką szopką propagandową na użytek świata? Bronisław Komorowski: Nie wolno w ten sposób stawiać sprawy, że wierzę, czy nie wierzę. To jest sprawa do sprawdzenia. Ale uważa pan, że taki scenariusz jest w ogóle możliwy, prawdopodobny? Taki scenariusz trzeba sprawdzić. Mam nadzieję, że on się nie potwierdzi. A pan dostał od Centrum Antykryzysowego raport z taką właśnie tezą? Ja dostałem raport, ale jest w nim zawarty cały szereg możliwych rozwiązań zagadki, z którą mamy do czynienia, w postaci wydarzenia dziwnego, w którym doszło do incydentu, o którym już dzisiaj wiadomo, że nie był zamachem. Doszło do incydentu niewątpliwie z poważnymi błędami? Czy nie był zamachem - to głowy za to nikt nie może dać. Tak naprawdę nie wiemy, co się tam do końca wydarzyło. Tak twierdzi sam pan prezydent, tak twierdzą i specjaliści. Ja mam zresztą swoją, osobistą satysfakcję z tego faktu, bo niewątpliwie pierwszy, że tak powiem, dałem w sposób mocno ironiczny, ale jednak mojemu brakowi wiary, że to jest zamach i mamy do czynienia z dzielną obroną przed zamachem. Raczej wydaje mi się, że był to po prostu bałagan. Być może bałagan, by uzyskać konkretny efekt propagandowy. Panie marszałku, ale ta teza o tej gruzińskiej prowokacji jest jedną z tez tego raportu, czy taką tezą, która się wybija? Ja nie chciałbym mówić o raporcie. Raport ma charakter poufny. Być może zostanie odtajniony, jak zapowiedział pan premier. Ja nie mogę mówić o szczegółach. Mogę powiedzieć tyle, że tam są zawarte różne możliwe warianty i wszystkie muszą zostać zbadane. Niepokoi mnie, że ABW jednym tchem mówi, że tam nie ma takiej tezy i ABW wcale nie twierdzi, że to gruzińska prowokacja, po czym zaraz dodaje, że za wyciek z raportu będzie oddawać sprawę do prokuratury, co jest jednak pewną niekonsekwencją i zaprzeczaniem samemu sobie. Nie, bo próbuje się ustawić ABW jako instytucję, która wprost oskarżyła Gruzję o prowokację. To jest po prostu nieprawda. A przeprosi pan prezydenta za te słynne swoje słowa o "jakiej wizycie, takim zamachu" i "ślepym snajperze", który by trafił z 30 metrów? Nie wiem, dlaczego mam przepraszać pana prezydenta Kaczyńskiego za coś, co było adresowane do prezydenta Saakaszwilego, bo on był gospodarzem tej wizyty. Ale prezydent poczuł się urażony. Nie słyszałem specjalnie. Raczej to było głośne awanturowanie się jego zaplecza politycznego. Prezydent wziął to do siebie. Powiedział, że to koniec świata szwoleżerów, jak patrzy na pana. A ja właśnie odpowiedziałem panu prezydentowi, że mam nadzieję, że pan prezydent nie zajmuje się szarżą a'la szwoleżer, a jednak występuje jako mąż stanu. Czyli przeprosin marszałka Komorowskiego nie będzie? Dzisiaj widać gołym okiem, że moja ironia - bo to była ironia adresowana głównie do gospodarzy gruzińskich - była co najmniej uzasadniona. Proszę zwrócić uwagę, że dzisiaj już nikt nie twierdzi, że był to zamach. Przyznał to nawet pan prezydent. Wszyscy przyznają, łącznie z panem prezydentem, że były błędy po stronie gruzińskiej. Wszyscy przyznają, że w sposób dziwny zablokowano polską ochronę. Na końcu zostało stwierdzenie, kto strzelał. Myślę, że samo przyznanie się Osetyjczyków jest wystarczającym argumentem, żeby powiedzieć, że pan prezydent strasznie się pospieszył z wysuwaniem publicznego oskarżenia w stosunku do Rosji. Ale jednak pańskie słowa były pewnym lekceważeniem głowy państwa. Były takim okazaniem tego, że może były strzały, może coś tam się działo, ale czy na pewno ma to jakiekolwiek znaczenie? Ale na pewno nie była to jakaś dzielna obrona polskiego prezydenta. Tak, oczywiście, to była ironia, adresowana do przebiegu wizyty. W takiej sytuacji, kiedy mamy do czynienia z takim nieprawdopodobnym skandalem, ironia jest najbardziej łagodną formą wyrażenia dezaprobaty.