Posłuchaj całego Kontrwywiadu: Konrad Piasecki: Kiedy premier mówi jedno, a prezydent zupełnie co innego, to któremu pan wierzy? Władysław Stasiak:Jeśli chodzi o propozycje dotyczące euroarmii, w oficjalnym programie wizyty pana premiera w Niemczech tego oczywiście nie było. Być może i to jest bardzo często stosowana taktyka, że gdzieś w jakimś momencie zagadnięto, co rozmówca myśli o. I to jest właśnie bardzo często stosowane. Natomiast, po pierwsze, sądzę, że jest to raczej kwestia dyskusji i przyszłości. Ale wróćmy do tych Niemczech. Premier powiedział, że z Angelą Merkel w ogóle na ten temat nie rozmawiał. A prezydent powiedział, że jego brat o tym rozmawiał z kanclerzem. To kto ma rację? Mogę powiedzieć tylko to, co myślę na użytek naszej rozmowy. Podejrzewam, że pewnie pan premier się odnosił do programu rozmów, gdzie z całą pewnością tego nie było, nie ma tego w oficjalnych materiałach dot. rozmów polsko-niemieckich. Być może doszło gdzieś do zagadnięcia w trakcie rozmowy. A prezydent nie za bardzo rozmawia z premierem, wobec czego nie ma prawa wiedzieć, jak było naprawdę? Być może w jakimś momencie nie był świadomy całości rozmowy. Czy pomysł tworzenia euroarmii to kwestia miesięcy, lat czy lat świetlnych? Lata świetlne - trudno mi to określić, ale lata na pewno. To jest pomysł, o którym warto rozmawiać, ale z cała pewnością nie jest to pomysł na dziś. A kto miałby dowodzić taką armią? Mam poczucie, że gdyby UE miała decydować, czy wysłać swoje wojska np. do Iraku, to wojna już by się skończyła, a UE cały czas by dyskutowała. Dobre pytanie i dobra koncepcja. Pomysł pojawia się od jakiegoś czasu, wydaje się pomysłem dobrym - taki korpus w dyspozycji byłby rzeczą cenną i pożądaną. Tyle tylko, że jak pokazują realia, to solidarne kraje UE, jak mowa jest o tym, kto i kiedy, dlaczego i za co odpowiada, to mają problemy decyzyjne. Dlatego jestem przekonany, że rozmawiać trzeba, ale raczej w kontekście pewnej przyszłości. To na euroarmię poczekamy. A tymczasem za 55 dni kończyć się ma misja polskich żołnierzy w Iraku. Ma się skończyć, ale jak rozumiem się nie skończy? Nie. Na pewno nie. Prezydent przedłuży ją o pół roku, rok, dwa lata? W tej chwili trwają intensywne prace. Akurat tu nie są to lata świetlne, ale dni i godziny czasem bardzo intensywnych konsultacji i rozmów na ten temat. Sytuacja w Iraku jest trudna. Ale ponieważ jesteśmy w takiej sytuacji, jakiej jesteśmy już na dzisiaj, a przecież to trwa od kilku lat, ponieważ jesteśmy porządnym i wiarygodnym sprzymierzeńcem, to rzeczą oczywistą jest to, że musimy rozmawiać o tym poważnie. Czasami w rozmowie trudnej, ale poważnie z naszymi partnerami. Czyli najpierw pytamy Amerykanów, o ile chcieliby przedłużenia naszej misji, a potem prezydent zdecyduje? Po pierwsze chcielibyśmy dowiedzieć się, jak w ogóle widzą przyszłość swojej misji, bo jej główny ciężar niosą na sobie Amerykanie. To jest rzecz oczywista. Jak oni widzą nie tyle naszą misję, ale swoją przyszłość w Iraku, a potem podjąć ostateczną decyzję w swojej sprawie. Przygotowujemy się do tego starannie. Pan ma takie poczucie, że ten horyzont czasowy polskiej misji w Iraku jest jaki? Co najmniej roczny czy jeszcze dłuższy? Sądzę, że dłuższy to nie. Natomiast co do szczegółów wolałbym nie mówić, bo to jest kwestia pozycji naszego kraju w różnego rodzaju rozmowach. A wierzy pan, że Stany Zjednoczone tak bardzo wzburzyły się na propozycję sejmowej debaty o Iraku, że zażądały Romana Giertycha? Nie chce mi się w to wierzyć. To jest raczej kwestia, która wymaga spokojnego wyjaśnienia. Ale ma pan poczucie, że to jakaś niedopuszczalna ingerencja USA w wewnętrzne sprawy Polski. Nie wierzę, aby jakikolwiek przedstawiciel administracji amerykańskiej zażądał odwołania Romana Giertycha. Ta sprawa wymaga spokojnego wyjaśnienia. To jakieś nieporozumienie. Ktoś nie za bardzo mówi po angielsku i nie zrozumiał, co mówił przedstawiciel ambasady Stanów Zjednoczonych? Trudno mi oceniać znajomość języków, nie od tego jestem. Sądzę, że to jest nieporozumienie. To się po prostu zdarza. Pan się nie wzburza i nie oburza. Nie sądzę, aby w jakichkolwiek sytuacjach ktoś mówił wprost odwołać takiego czy innego ministra czy wicepremiera naszego rządu. Ale znając naszych amerykańskich partnerów sądzę, że jest to sytuacja wymagająca rzetelnego wyjaśnienia. Mówić wprost - nie, a sugerować? Trudno mi się do tego odnosić. A nie jest tak, że Biuro Bezpieczeństwa Narodowego kipi z emocji i oburzenia na temat losów Romana Giertycha. Ani nie kipi, ani nie emocjonuje się. Zwraca uwagę, że tę sytuację trzeba wyjaśniać. A emocjonuje się pan, by przy pańskiej instytucji, czyli przy BBN, powołać jakąś tajemniczą speckomisję do spraw specsłużb? Emocjonuje się? Nie. Nie tajemniczą, nie specsłużb, ale zespół jak najbardziej. To jest pomysł, który mi się podoba, który uważam ze wszech miar cenny i słuszny. Premier mówił o komisji, która wyjaśniłaby to, co się w Polsce działo z udziałem WSI i innych służb. To zespół grupujący ludzi o dużym doświadczeniu akademickim, takich - jak to ktoś kiedyś powiedział - komandosów intelektualnych, którzy potrafiliby spokojnie, w perspektywie kilku miesięcy zastanowić się rzetelnie, jakie z tego, co się działo, wyciągnąć wnioski natury legislacyjnej, organizacyjnej. Aby w końcu można było zaproponować sensowną porządną organizację służb specjalnych. Jak pan mówi, akademik zajmujący się służbami specjalnymi, to do głowy przychodzi mi profesor Zybertowicz. Byłoby miło. Ja jeszcze z nim o tym nie rozmawiałem. Pan intensywnie pracuje nad stworzeniem tej komisji? Nad stworzeniem koncepcji tak. I kiedy ona będzie gotowa? Chciałbym, abyśmy już zaczęli o tym rozmawiać - w sensie normalnego zespołu - gdzieś koło grudnia. Ja specjalnie nie przyśpieszam, bo nie chcę, aby to było traktowane jako jeszcze jeden element konkurencyjny wobec innych. Czy ta komisja będzie odtajniać, ujawniać to, co jest w dokumentach WSI i służb specjalnych? Czy będzie pracować na przyszłość - z takim horyzontem, jak te służby powinny wyglądać? Magistra vita est - z taką intencją będzie pracowała ta komisja. Na tych materiałach, które są, będzie wyciągała wnioski na przyszłość.