Konrad Piasecki: Profesor Lena Kolarska-Bobińska, socjolog, europoseł Platformy Obywatelskiej, dzień dobry, witam. Lena Kolarska-Bobińska: - Dzień dobry panu, dzień dobry państwu. Wybitny duchowny, filozof, intelektualista, mądry, odważny, kapłan rogatych dusz - tak można dziś przeczytać w prasie o arcybiskupie Życińskim. Jakiego człowieka pani zapamięta? - Bardzo życzliwego i otwartego. Ja go poznałam osobiście, oczywiście czytałam, słuchałam, wiedziałam o nim bardzo dużo, ale poznałam go osobiście, kiedy przyjechałam do Lublina w czasie kampanii wyborczej. Powitał mnie z ogromną serdecznością i życzliwością. Część osób patrzyła z taką wątpliwością: przyjeżdża tu osoba z Warszawy, nie jest od nas, nie jest z woj. lubelskiego a on mówił: mam nadzieję, że pani tutaj będzie szerzyła te wartości, do których jest pani przywiązana. Był jakiś taki moment, spotkanie, rozmowa, która szczególnie wryła się pani w pamięć? - Powiedziałabym, że wspólne działanie. Ja zorganizowałam już w europarlamencie po wyborach przyjazd grupy księży z Lubelszczyzny. Chciałam, żeby byli młodzi, z rejonów zmarginalizowanych i biednych. Taka grupa przyjechała i ogromną wdzięczność, jaką mi potem okazał właśnie za otwartość. Arcybiskup miał bardzo trudną sytuację na Lubelszczyźnie, bo to jest ostoja i matecznik Radia Maryja i wpływów "radiomaryjnych". Kościelny liberał w konserwatywnym środowisku. - Tak, ale był tam bardzo kochany, bardzo ceniony. I tak jak dla Polski to jest strata, to też ogromna dla Lubelszczyzny, bo tam szczególnie ceni się silne osobowości, osoby, które są znane i potrafią dużo wnieść, tak jak on dużo wnosił. Przechodząc na nasz polityczny grunt: czy polityk PO na pytanie, kiedy będzie lepiej, odpowiada: już było? - Nie wiem, co to znaczy lepiej? Lepiej dla PO, lepiej w sondażach, lepiej w atmosferze wokół PO, w takim "ciągu do przodu"? - Wiadomo było, że po 3 latach rządów nie może być lepiej. Wiadomo było, że wchodzimy w okres wyborczy i to bardzo ostrej walki wyborczej. Już właściwie jesteśmy w trakcie, tak że to jest naturalne, nie ma się co dziwić. Ale pani uważa, że to jest naturalne wypalenie trzema latami rządzenia, takie zmęczenie materiału? - Myślę, że tutaj nakładają się: po pierwsze sytuacja gospodarcza, która w końcu i nas dopadła, poza tym także zmęczenie rządzeniem, ale też katastrofa smoleńska, czyli rzecz nieprzewidywalna - to wszystko nakłada się w tej chwili i wcale nie czyni tej sytuacji bardzo łatwą dla Platformy. Patrząc na kondycję, na zwartość, na atmosferę, na sondaże, myśli sobie pani, że coś pękło, coś się skończyło? - Myślę, że są duże obawy wśród polityków Platformy, jak to się dalej potoczy, jak nam pójdzie i duża chęć innych partii, żeby ten monolit, którym jest Platforma, zgruzować. Jest jakiś klucz do odpowiedzi ma pytanie, dlaczego tak nagle zaczęło się sypać? Bo jednak sondaże w ostatnich tygodniach zaczęły raptownie spadać. - Rzeczywiście było takie tąpnięcie, ale Platforma już kilka razy przeżywała podobną sytuację i poparcie wzrosło. Ja myślę, że musimy się pogodzić z tym, że będzie około 30-33 proc. poparcia. Ale pogodzić też z perspektywą przegranej w wyborach i tego, że ktoś Platformę wyprzedzi? - Ja myślę, że Platforma zdecydowanie w tych wyborach wygra, natomiast musi pomyśleć o tym, czym będzie się zajmował przyszły rząd. W tej chwili już poważnie, bo pod to, czym będzie się zajmował ten rząd, trzeba przygotować kampanię wyborczą, bo jeśli przyszły rząd będzie tym razem zmuszony zrobić duże reformy finansowe, to w tej chwili kampania i Platformy, i innych partii, musi przygotowywać społeczeństwo do tego, co nastąpi potem. To nie jest oczywiście... w kampanii obiecuje się gruszki na wierzbie, mówi się o świetlistej przyszłości, ale nie wolno pewnych rzeczy powiedzieć teraz, których nie będzie można cofnąć później. A powinna to być kampania, w której Donald Tusk powie: obiecuję pot, krew i łzy, trudne reformy, ale niezbędne? - Donald Tusk cały czas mówił, że potrzebne są zmiany, mówił rzeczywiście bez tego potu i łez. Mówił o stabilizacji. Przyszłe rządzenie nie będzie mogło oznaczać tylko stabilizacji. Zmiany będą musiały być wprowadzone, ale jest już pod nie grunt. My już bardzo długo mówimy o reformie KRUS-u, były opory, ale coś zaczyna pękać. Są pewne rzeczy zasadnicze, których nie można zrobić bez uprzedniego przygotowania, bez dyskusji, bez nastawienia społecznego więc jest w tej chwili moment do przeprowadzenia tych zmian. A patrząc krótkoterminowo, jest jakaś cudowna recepta na te bolączki dzisiejsze, rekonstrukcja rządu, jakaś zapowiedź reform, coś, co by Platformie dodało trochę wiatru w żagle? - Platforma musi w tej chwili wyjść z nowym pomysłem, bo jest postrzegana jako partia dryfująca i drobiąca w miejscu. Chociaż pewne rzeczy się dzieją. Na przykład bardzo mało osób dostrzegło, że przegłosowana została reforma szkolnictwa wyższego - pierwsza od dwudziestu lat. Mało się bardzo o tym mówi, mało kto to docenia, więc to, co się dzieje, jest niedoceniane. Natomiast ciągle są oczekiwania, żeby było więcej, lepiej, co jest zresztą naturalne. Nie mówimy o tym, ile dróg zrobiono, tylko o tym, że chcemy żeby szybciej było ich więcej. I odpowiedź pana jest taka, że ta Platforma musi wymyślić siebie, jakby od nowa w czasie tej kampanii wyborczej, bo coś rzeczywiście zostało wyczerpane. A patrząc na konflikty w tym trójkącie: Schetyna i jego frakcja, Grabarczyk i jego frakcja, Donald Tusk i jego ludzie - myśli pani, że ta Platforma może coś takiego wymyślić? Jest jakiś pomysł, który może jeszcze spoić te frakcje? - A dlaczego nie myśleć o tym, że jest tam dużo młodych polityków. Polityków, którzy dużo wiedzą, a są zupełnie niepokazywani w mediach i może dać im możliwość wypowiedzenia się? Ale karty dzisiaj rozdają ci 50-latkowie. - Niech rozdają karty na listach wyborczych, ale dopuśćmy debatę i dyskusję merytoryczną w partii. To jest to, czego nam najbardziej brakuje, tu w regionach i całej partii. A kiedy buldogi gryzą się pod dywanem, ciężko o dyskusje merytoryczne. Właściwie buldogi zaczęły się gryźć już na dywanie. - Rzeczywiście tak jest, ale myślę, że spory personalne zostały wyciszone i tak, jak toczy się w kraju dyskusja, tak samo toczy się w Platformie. Tylko że ona nie powinna się toczyć w pokojach - między pokojami, tylko powinna się toczyć właśnie na pewnych forach partyjnych. I jeśli to nie jest dyskusja "kogo zabić", tylko co dalej, co możemy zaproponować, to... A to nie jest dyskusja "kogo zabić?" To nie jest początek wielkiej i zimnej wojny w Platformie? - Na pewno do okresu wyborów nic nie będzie i myślę, że partia jest na tyle rozsądna, żeby nie dać się zdominować przez tego typu konflikt. Bo każdy chce - przynajmniej działacze partii - chcą żyć jako działacze partyjni.