Konrad Piasecki: Pani profesor w równie ponurym nastroju, jak ponure nastroje w Platformie? Lena Kolarska-Bobińska: - Nie mogę powiedzieć, że są ponure. Na razie nie wydarzyło się nic takiego, co mogłoby je spowodować. Ale jest coś takiego jak opowieści o partyjnych naradach, które przypominają raczej raporty z oblężonego miasta, niż opowieści o partii, która wygrała drugie wybory. - Nie, wydaje mi się, że są to raczej opowieści o mobilizacji i takie wrażenie odniosłam ze spotkania w Jachrance - że premier mówił o ważnych, dużych reformach, które nas czekają i o tym, że musimy jakoś wspólnie działać, żeby udało się je zrealizować. Ale też mówił o czarnym styczniu i o trudnej, pesymistycznej atmosferze, którą ten styczeń zrodzi. - Nie można powiedzieć, że nic się nie wydarzyło, bo to był styczeń protestów, ale przypominam sobie początek rządów w poprzedniej kadencji Platformy, to właściwie protest gonił protest i Michał Boni jeździł tylko wygaszać te pożary. A umie pani powiedzieć, dlaczego Platformie przestało się tak bardzo wieść? - W ogóle nie patrzę na to w tych kategoriach. To rządzącym przestało się wieść. - Przede wszystkim w tej chwili jest to kwestia rządu. Rząd zaczął podejmować różne rzeczy, bądź nie reagować odpowiednio na to, co się dotychczas dzieje. Myślę, że główny problem rządu jest taki, że widzieliśmy, jaka jest fala protestów w sprawie ACTA, jak trzeba było zareagować poprzez rozmawianie, wyprzedzanie pewnych rzeczy. W tej chwili rząd, jeśli chce zareagować duże i zasadnicze reformy, musi wyprzedzić i myśleć już od razu, natychmiast nauczony tą lekcją, co trzeba zrobić, jak przygotować. Aleksander Smolar mówi: błędy, arogancja, nonszalancja. - Ja bym powiedziała: takie niedopatrzenie. Na pewno błędy. Nie nazywałabym tego arogancją, bo arogancja to jest świadome lekceważenie ludzi. Błędy a też pasywność premiera? - To jest tak, że cały proces konsultacji, jaki będzie teraz przebiegał przed reformą emerytalną, musi być dużym procesem społecznym. To nie jest tylko kwestia samego premiera. Trzeba powołać cały zespół, który będzie koordynował tę reformę a przede wszystkim dialog, konsultacje, wysłuchania z różnymi grupami społecznymi. Ale nie ma pani wrażenia, że na te kryzysowe sytuacje styczniowe premier reagował zawsze spóźniony? Zawsze był krok za wydarzeniami, a nie krok przed wydarzeniami? - Myślę, że gdyby był krok przed wydarzeniami, to by do wielu z nich po prostu nie doszło. Czyli błąd premiera, jego pasywność? Dlatego o tym mówię. - Myślę, że premier był zajęty negocjacjami paktu fiskalnego. Proszę zobaczyć, że w tej chwili mówimy o tym, co działo się w kraju, ale nie mówimy o tym, jaki ogień udało się ugasić za granicą. Na debacie w Parlamencie Europejskim, która odbyła się w środę, mówiono właśnie nad tym paktem fiskalnym. Podkreślano wiele razy, że to dzięki premierowi Tuskowi udało się jednak zażegnać to najgorsze, jakim mógł być bardzo wyraźny podział Europy. Moim zdaniem problem polega na czym innym - że premier wszystkiego nie załatwi. Tu muszą być sprawne instytucje, ludzie, cały system reagowania, wyprzedzania i potem rozwiązywania problemów. Uważa pani, że w sprawie ACTA popełniono błąd? - Chciałabym jeszcze dokończyć: to nie może być w tej chwili kampania jeżdżenia autobusem przez premiera, jedną osobę, która cieszy się popularnością. Bo ta popularność się zużywa a procesy społeczne i reformy tak nie działają. Popularność premiera się zużywa, czy już się zużyła? Czy ma w sobie cały czas potencjał i kapitał? - Nie można powiedzieć, że się już zużyła, bo jesteśmy dopiero na początku tych czterech lat. Na pewno może się zużyć, ale dlatego nie trzeba wszystkiego opierać na popularności jednej osoby. A nie jest tak, że dzisiaj premier trochę roztrwonił kapitał, który by się przydał zdecydowanie bardziej na te następne miesiące, trudne miesiące na przykład debaty o reformie emerytalnej? - Ja nie sądzę, że na razie kapitał został roztrwoniony. Na razie był duży sygnał alarmowy, taki dzwonek. Myślę, że doświadczenie właśnie z ACTA, z przebiegu konsultacji lub z braku przebiegu konsultacji, nie reagowania na sygnały, które przychodziły nawet do Parlamentu Europejskiego dużo wcześniej, ale też do kancelarii premiera. Nie reagowanie na to było sygnałem, jakby lekcją, którą trzeba odrobić przed kolejnymi reformami. To niereagowanie było błędem i podpisanie ACTA było błędem? - Podpisanie ACTA nie było błędem, dlatego, że trzeba było to zrobić. Natomiast... Nie można było opóźnić tego podpisu? Nie robić tego w momencie, kiedy były największe protesty społeczne? - Można było o tydzień opóźnić, ale to by było tylko takim graniem pod publiczkę i oczywiście byłoby oskarżenie o granie pod publiczkę. Natomiast wydaje mi się, że w tej chwili jest dobry moment, będzie dyskusja w dwóch-trzech komisjach Parlamentu Europejskiego nad tym dokumentem. Tu w Polsce trzeba wyjaśnić parę wątpliwości... Jest jeszcze szansa, że ACTA nie wejdzie w życie w Polsce? - Jest jeszcze szansa, ale ja bym tego nie zaprzepaszczała całkowicie, dlatego że ACTA zawierają bardzo ważne uzgodnienia dotyczące piractwa i karania za piractwo. Z tym musimy się skonfrontować i walczyć. Ale jest szansa na poprawienie jednego czy dwóch paragrafów tej umowy... W ramach renegocjacji, czy w ramach dopisania czegoś do niej? - Można dopisać, Parlament Europejski może sformułować swoje zastrzeżenia. Więc jest jeszcze pole otwarte do działania.